Serwer udzielił mu dostępu do swej pamięci jako Zygmuntowi Sygusiowi, ale w osobistym katalogu Zygmunta Sygusia Robert nie znalazł niczego ciekawego...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
znaczeniu jako znak czegoś, signifiant odnoszący się do signifié, signifiant różne od swego signifié...
»
400 Jest to nazwa ograniczonej zakrzepicy ¿ylnej zlokalizowanej pod skóra wokó³ odbytu, inaczej znanej jako zakrzepica ¿ylaków zewnêtrznych odbytu; objawia siê pod...
»
Tej to duszy przys³uguje istnienie, a poœrednio dopiero cia³u zorganizowanemu przez duszê,podczas gdy zwierzêtom i roœlinom istnienie przys³uguje jako jU¯...
»
System znany dziś jako Wiedza Tajemna istniał początkowo nic posiadając nazwy, przekazywany z pokolenia na pokolenie przez długie wieki...
»
W ostatnich latach pojawi³o siê kilka inicjatyw odbudowy obiektu, b¹dŸ z przywróceniem pierwotnych funkcji, b¹dŸ jako schroniska turystycznego...
»
Chociaż wiele współczesnych kobiet traktuje tę tendencję jako przykrą przypadłość, ma ona tak szeroki zasięg, że trudno uznać ją za przypadek...
»
Dlatego też unikano bombardowania, a nawet bezładnego używania ciężkiej broni w pobliżu terenów zabudowanych oraz - jako że samoloty były równie kosztowne,...
»
W Warszawie, jako zastępcy Rządu Tymczasowego, zostali trzej ludzie: Stefan Bobrowski, Władysław Daniłowski i Witold Marczewski: pierwsi dwaj młodzi,...
»
- Skoro jesteś odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo, to ja jako żona jestem odpowiedzialna za twoje zdrowie...
»
Oby nam się dobrze działo! Bohu! wszystkie bohy w niebie - Jako w tęczę patrzą w ciebie! - 36 Szczodre na nas wielkie bogi, Dają co rok pokój...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Zabrał się za przeszukiwanie innych.
Kiedy wreszcie dopisało mu szczęście, nie pomyślał nawet o sprawdzeniu, jak długo już pracuje. Okazało się, że firma, w sieci której się znalazł, nie tylko sprowadza sprzęt, ale także zapewnia mu pełny serwis.
Po pewnym czasie miał w ręku specyfikację notebooka, którego szukał, oraz trzykrotne zapisy z rutynowych przeglądów. Podczas ostatniego z nich w sprzęcie wymieniana była karta sieciowa; dokumentacja zawierała dane nowej karty. W brudnopisie montera znalazł zanotowane robocze hasło, otwierające techniczną bramkę do pakietu zintegrowanego na notebooku.
To już było coś.
Wylogował się.
Każdy ze zmysłów miał swoje zastosowanie w przekazywaniu danych poprzez impulsy rdzenia kręgowego. Także zmysł równowagi statycznej. Błędniki, powodowane impulsami wydawanymi przez obejmujący głowę kabłąk gogli, ustawiały kataryniarza zawsze w taki sposób, żeby miał nad głową swój macierzysty mainframe. Podczas poszukiwań w światowych sieciach, gdy wirtualne połączenie ustalało się przez satelitarne infostrady, a praca przypominała drążenie lochów gdzieś u samych korzeni ziemi, tak ustawione poczucie pionu doskonale ułatwiało nawigację - choć, oczywiście, rzadko kiedy dawało się wychodzić prosto do góry.
Nie wracał jednak wprost do Fortecy. W interfejsie miejskim zgłosił żądanie wyjścia do Skorupy. Jak nigdy musiał czekać całych kilka sekund na zezwolenie połączenia. Wybrał linię przez Kraków, Sztokholm i dopiero stanąwszy w komorze tamtejszego interfejsu, wlogował się przez zawieszonego nad biegunem północnym satelitę do Ontario i Seattle. Dlaczego tak? Nie potrafiłby powiedzieć. Nauczył się wybierać drogę intuicyjnie, wiedziony jakimś szczególnym przeczuciem, gdzie grozi wklejenie się w kisiel, a gdzie nie.
Dwa kolejne poziomy w głąb i znalazł się w wewnętrznej sieci Uniwersytetu Berkeley. Większość sieci akademickich wręcz obezwładniała zmysły swymi przeładowanymi pejzażami, ale Berkeley zdawał się bić pod tym względem wszelkie rekordy. Sieć szkoły urządzona była w pejzażu ponurych, średniowiecznych lochów, oświetlonych migotliwym płomieniem pochodni. Od głównego korytarza odchodziły dziesiątki ginących w mroku chodników, z panelami informacyjnymi ucharakteryzowanymi na wydrapane w zmurszałych deskach lub cegle runy. Skądś, z dala dobiegało obłąkańcze wycie torturowanych, w każdym miejscu, na które padł wzrok, występowali z murów lub wprost z pustki Przewodnicy sieci lokalnych lub serwerów pod postaciami zakapturzonych mnichów, kościotrupów albo umięśnionych blondynek, których skąpe stroje składały się w większym stopniu z blachy niż z materiału. Powstrzymał się od gwizdnięcia przez zęby.
- Tak to jest, kiedy studenci mają dziesięć godzin na tydzień i trzy egzaminy w sesji - mruknął tylko do siebie i natychmiast otworzyło się przed nim okno z informacją o błędzie i prośbą o ponowienie komunikatu.
Skasował je. Kiedy indziej mógłby stracić dłuższą chwilę na podziwianie efektów sprytu i fantazji uniwersyteckich programistów, ale teraz szukał konkretnego, przyłączonego przez tę sieć systemu, którego adres wydobył z głębin wspólnej pamięci Fortecy. Przywołał odnajdujący go kod, złożył razem stopy, podciągając kolana do góry, pochylił się do przodu i przemknął przez labirynt podziemi aż do ciężkich, okutych drzwi z napisem: “Powiedz «przyjacielu» i wejdź".
- Friend - mruknął. Drzwi ustąpiły. Znowu poczuł dreszcz wzdłuż kręgosłupa; dwa mainframy dogadały się co do środowiska, Cerber Netu sprawdził ID i przywilej Roberta, upewnił się co do jego niekaralności, pełnoletniości i wypłacalności, sterownik zmodyfikował parametry, dostosowując się do konfiguracji nowego połączenia - i Robert stał się aktywnym użytkownikiem sieci Cypher Devils Club.
CDC należał do kategorii użytkowników, których amerykańskie prawo, narzucone trzem czwartym świata, definiowało jako “pozbawionych pełnego dostępu" - tej samej kategorii, do której należały wirtualne sex shopy. Limited Accessibility oznaczała zakaz umieszczania danych wejściowych w ogólnodostępnych przeglądarkach Skorupy i sieci publicznej oraz obwarowywało korzystanie z poddanych restrykcji obszarów szeregiem warunków dotyczących wieku i sieciowego statusu użytkownika.
Robert dowiedział się o CDC podczas pracy w Kancelarii, ale nigdy wcześniej nie miał powodu z wiedzy tej korzystać. Słyszał o wielu podobnych obszarach, zazwyczaj powiązanych w ten lub inny sposób z sieciami akademickimi. W tej chwili wybrał właśnie ten, ponieważ w pamięci utkwiły mu nie pamiętał już czyje pochwały dla rozpowszechnianego przez CDC półdarmowego oprogramowania.
Pejzaż sieci lokalnej byÅ‚ jeszcze bardziej plastyczny niż podziemia, które do niej prowadziÅ‚y — z ledwoÅ›ciÄ… powstrzymaÅ‚ chęć cofniÄ™cia siÄ™ o krok, ku wciąż obecnej za plecami Å›cianie wÅ‚asnej Studni, który to ruch niechybnie zostaÅ‚by przez sterownik zinterpretowany jako zakoÅ„czenie sesji. ZnajdowaÅ‚ siÄ™ w mrocznej jaskini, wyrysowanej szaleÅ„czym Å›wiatÅ‚ocieniem, jakby wziÄ™tym z grafik niemieckich ekspresjonistów. Nie byÅ‚a to prostopadÅ‚oÅ›cienna klatka z barwnych linii, wyÅ‚ożona pÅ‚ytami paneli i przeglÄ…darek - jak wiÄ™kszość dostÄ™pnych w sieci stacji. ByÅ‚a to zalana upiornym Å›wiatÅ‚em, zagracona kolorami jaskinia, rozwiniÄ™te w trzy wymiary graffiti z kampusowego muru. On sam staÅ‚ siÄ™ przysadzistym, okrytym krótkÄ… szczecinÄ… i Å‚uskowÄ… zbrojÄ… wilkoÅ‚akiem, o obrzydliwie upazurzonych Å‚apach. PlÄ…czÄ…ce siÄ™ pod nogami, spiÄ™trzone pod Å›cianami ksztaÅ‚ty sprawiaÅ‚y wrażenie usypanych bezwÅ‚adnie stosów, dopiero wpatrzywszy siÄ™ w ich ukÅ‚ad, można byÅ‚o odróżnić tworzone przez nie warstwy. WiÄ™kszość daÅ‚a siÄ™ zidentyfikować jako interfejsy programów lub ciekawie zmodyfikowane panele Å›wiadczonych przez sieć usÅ‚ug; z niektórymi nie miaÅ‚by ani Å›ladu pomysÅ‚u, co zrobić. Na wszystkim odcisnęła siÄ™ estetyka popularnych gier i komiksów. JakieÅ› potrzaskane skrzynie, zwoje lin, ożywajÄ…cych pod spojrzeniem w kÅ‚Ä™bowiska żmij i robaków, ogniÅ‚e czaszki, ogromne szczury. Na Å›cianach wykwitaÅ‚y pod spojrzeniem satanistyczne symbole. W uszy uderzyÅ‚a go dzika, drażniÄ…ca muzyka, kojarzÄ…ca siÄ™ z rytmicznymi skrÄ™tami kiszek wampira.

Powered by MyScript