I tak nie jestem pewien, czy zdołamy pokryć w pełni deakcelerację aż do momentu wejścia na orbitę. - Jak to, nie jesteś pewien? Przecież przyspieszenia rozerwą nas na strzępy. Phil, to są prędkości przyświetlne... - Nie jestem dzieckiem, nie musisz mi tego tłumaczyć - żachnął się i gwałtownym ruchem wyłączył i tę namiastkę oświetlenia, która mdłym blaskiem dotychczas napełniała kabinę. Teraz tylko jeden ekran na zielono barwił ich zmęczone twarze. - Lorna jest jakby trochę nie w formie - niezbyt zręcznie zagaił Philip. Walt drgnął lekko, co nie uszło uwadze tamtego. - Zdarza się każdemu - mruknął. - A kobietom co dwadzieścia osiem dni, nie licząc okresów melancholii. - Coś taki na nią cięty? - wpadł mu w słowo. - Ona wyraźnie cię lubi... - A ja, wstręciuch, nie porywam jej natychmiast do łóżka, prężąc męską pierś i nie sprawdzam się przynajmniej przez osiem godzin na dobę? O to ci chodziło? - Walt był zły, że dał się wciągnąć w tę rozmowę. - Mój drogi - Philip wydawał się zaskoczony jego nagłym wybuchem - uważaj na stery. - Nie obawiaj się. - Wiem, że to są sprawy osobiste... - Więc zmieńmy temat. - ... ale jako dowódca chciałbym ci o czymś przypomnieć - dodał już bardziej oficjalnie. - Wiesz, dlaczego loty załogowe wykonuje się mieszanymi żeńsko-męskimi czwórkami? - Wiem i wszystko rozumiem, ale zrozum i mnie, Phil zmienił ton, mówił teraz na pozór spokojnie, tak jakby tłumaczył jakiś prosty problem średnio rozgarniętemu uczniakowi. - To nie jest obowiązek, żaden regulamin ode mnie tego nie wymaga. - Jego twórcy sądzili, że wystarczy nie zabraniać. - No i widocznie omylili się, przynajmniej w tym jednym przypadku. - Ciekawe... - mówił Philip jakby do siebie. Dotychczas cieszyłeś się sławą niezłego kobieciarza, no i wasza matrymonialna korelacja komputerowa także wypadła nie najgorzej... - Takie rzeczy też się analizuje? - Walt spróbował udać zdziwienie. - Mój drogi - Philip zaczerpnął stęchłego powietrza i zakrztusił się - nie doceniasz tego aspektu sprawy. Na Ziemi możemy bawić się w fałszywą kokieterię, ale tutaj, w warunkach najwyższego obciążenia psychicznego i ustawicznego zagrożenia, liczba stresów musi być zredukowana do minimum. Psychofizjologiczne potrzeby organizmu powinno się zaspokajać w maksymalnie możliwym stopniu. - Czyżbym źle wypełniał obowiązki? - z głosu Walta znów przebijało zniecierpliwienie. - Nie o to chodzi. Ty i Lorna jesteście w ciągłym stresie, nie zaspokojeni, błądzicie myślami daleko, słowne utarczki są na porządku dziennym. Trudno w tym przypadku mówić o zgranej załodze, choć służbę pełnicie poprawnie. Może nadejść chwila próby, kiedy właśnie zabraknie nam tego jednego kwantu wytrzymałości psychofizycznej, którą niepotrzebnie trwonicie... - A czy nie pomyślałeś o tym, że gdyby wszystko poszło po twojej myśli, mogłoby być jeszcze gorzej? Że intuicyjnie bronimy się przed zupełną klęską? Że coś tu nie gra? - To ty się bronisz - mruknął i zaniósł się suchym kaszlem. - Może jednak włączymy filtry? - Mówiłeś, że za godzinę - odparł Walt ze złością. Może zmniejszysz moc deakceleratorów? - Nie rzucaj się, stary. Zrozum, że ja chcę tylko dobrze i jako człowiek, i jako dowódca. - Może byś sam spróbował z obiema, jeśli tak ci to leży na sercu? - To jest wyjście, ale w sumie spowodowałoby więcej złego niż dobrego - odparł poważnie. - Myślałeś o tym? - Walt odwrócił się nagle, na chwilę zapominając o sterach. Czuł żal i najzwyklejszą zazdrość. - No widzisz - zaśmiał się Philip - sam pomysł cię denerwuje. Nie, nie martw się, nie będzie tutaj układów trzy do jednego. - Jest to mi najzupełniej obojętne - burknął i ujął ster. Na ekranie coraz szerzej rozlewała się czerwona plama zbliżającej się gwiazdy. - Niech stracę, przyjmuję - powiedział Philip z uśmiechem. - Śpią jak zabici - Helena pełnym krytycyzmu spojrzeniem obrzuciła wypoczywających mężczyzn. Puściła drążek sterowy, który zaczął przechylać się na boki, jak gotujący się do ataku grzechotnik. - To zabawne - Lorna mówiła powoli, swoim zwykłym, sennym głosem - ale w trakcie głębokiego hipnotycznego transu bardzo łatwo byłoby poderżnąć im gardła. - Zwariowałaś?! Twoje żarty nie są najlżejszego kalibru. - Już dobrze, nie będę cię straszyć. Tylko, widzisz, to niezupełnie był żart. Czasem przychodzą mi na myśl takie głupstwa. - Naprawdę zaczynam się ciebie bać. Philip powiedziałby, że jesteś niezrównoważona psychicznie. - Do diabła z Philipem! Cytujesz go jak wyrocznię. - No tak - westchnęła - o Walcie nie powiedziałabyś w ten sposób.
|