wzdłuż wybrzeży, przeważnie bardzo wysokich i skalistych, o które z szumem i pluskiemrozbijały się ustawicznie fale, ciskając na nie gniewnie swe białe...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktów normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutów podmiotów Federacji, jak równie| innych aktów normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotów Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczególnych podmiotów,- porozumieD midzynarodowych, które zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
Patrząc gołym okiem na nasze ulice, a zwłaszcza na nasze plaże widzimy jak wielu panów zapomina o przestrzeganiu podstawowych zasad, które pozwalają cieszyć się...
»
Omówione poni¿ej zostan¹ te stany chorobowe, które bezpoœrednio lub poœrednio zale¿¹ od wadliwej fonacji, a tak¿e choroby wynikaj¹ce z nadmiernego wysi³ku g³osowego...
»
Lud rozmawiał głośno, nawoływał się, śpiewał, chwilami wybuchał śmiechem nad jakimś dowcipnym słowem, które przesyłano sobie z rzędu do rzędu, i...
»
— Co ciÄ™ goni? — NastÄ™pny przekaz, który dotarÅ‚ do niej za poÅ›rednictwem zorsala, byÅ‚ przynajmniej logicznÄ… konsekwencjÄ… słów, które padÅ‚y...
»
dawa³ mi ró¿ne pytania,na które mu do rzeczy odpowiada³em,wyj ¹wszy cudzoziemsk¹ wy-mowê,niektóre b³êdy i wyra¿enia ch³opskie,których siê w domu gospodarza mego...
»
Psychologia społeczna jest nauką empiryczną i dysponuje rozwiniętą grupą metod, które pomagają odpowiedzieć na pytania dotyczące zachowań społecznych,...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
Durnik spojrzaÅ‚ na postrzÄ™pione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarÅ‚y Å›ciany, gdy rufa okrÄ™tu koÅ‚ysaÅ‚a siÄ™ leniwie na...
»
– Jak siÄ™ czujesz, nand’ paidhi?– Bardzo gÅ‚upio – mruknÄ…Å‚...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Te wysokie ściany
skalne były błyszczące jak srebro, to znów ciemne i ponure a groźne. U stóp ich często można
30
było widzieć wygrzewające się na słońcu jakieś dziwne zwierzęta o okrągłych głowach i
pyszczkach opatrzonych wąsami, które z daleka przypominały mi nasze bobry. Nad skałami i
morzem unosiły się tysiące białych ptaków o wąskich i długich skrzydłach, które zlatywały
nieraz aż ku wodzie i bujały na falach; parę razy zaś z oddali dostrzegłem na morzu jakieś
olbrzymie ciemne masy, wyrzucające wysoko do góry podwójną fontannę wody. Galgak po-
wiedział mi, że to są ogromne zwierzęta morskie.
W pewnym miejscu wybrzeża na wysokim płaskowzgórzu skalnym zwróciło moją uwagę
mnóstwo sterczących tam monolitów – olbrzymich głazów, które stały tak regularnie jedne za
drugimi, jak gdyby szeregi legionów Cezara. Galgak opowiedział mi, że według zabobonnej
wiary ludzi miejscowych, są to wojska wysłane w pogoń za Hu-Gadarnem i na jego skinienie
skamieniałe. Wyjaśnił mi jednak zaraz, że to są bajki i że monolity te są po prostu głazami
chroniącymi grobowce dawnych wodzów, których ciała, zwłaszcza znakomitszych naczelni-
ków, przywożą z daleka nawet, aby pochować tutaj właśnie. Galgak wierzył tylko, że umarli
przewracają się czasem w swych mogiłach i dlatego rozlega się niekiedy szczęk ich oręża.
Opowiadał mi, że w niektórych miejscach na tym wybrzeżu wychodzą nocami spod głazów i
pagórków malutkie karzełki i wziąwszy się za ręce tworzą koło a pląsają przy blasku gwiazd.
Biada spóźnionemu podróżnikowi, jeśli wypadkiem znajdzie się między nimi. Zmuszają go
tańczyć razem i tak go zatańczą na śmierć. A wychylające się z fal morza skały innymi grożą
niebezpieczeństwami. Przede wszystkim gęsto koło nich krążą zwykle wodnice – półkobiety,
półryby – które wychylając się z fal do połowy ciała, ramionami i miłym głosem wabią do
siebie rybaków, aby ich następnie wciągnąć ze sobą w głębinę na dno i tam pożreć. A także są
tam straszydła, zwane przez rybaków druidami morskimi, które ukazując się nagle na tych
skałach, błogosławią rozbitkom rękami o długich, spiętych błoną – jak u ptaków wodnych –
palcach, a następnie wyławiają ich z wody i – pożerają. Galgak wskazał mi też wąwóz, gdzie
w czasie zimowego przesilenia dnia z nocą zgromadzają się dusze wszystkich zmarłych w
tym roku i czekają, dopóki jeden z bogów nie zabierze ich do swej łodzi i nie odwiezie do
jakiejś dalekiej, bardzo dalekiej krainy, której dosięgnąć nie mógł dotąd nikt z żeglarzy, jak-
kolwiek Armoryka liczy ich tak wielu i tak odważnych.
Potem Galgak przewiózł mnie koło okropnego cypla, w którego skałach znajduje się pie-
czara, prowadząca aż w samą głąb kręgu mroków. Przejście pomiędzy tym cyplem skalnym a
nie mniej od niego straszną wyspą, zamieszkaną przez wodnice i druidów morskich, jest tak
niebezpieczne, że całe dno morza w tej wąskiej cieśninie usiane jest resztkami rozbitych ło-
dzi. Dość było troszkę tylko zboczyć w jedną lub w drugą stronę, aby trafić właśnie pomiędzy
te dusze, które niedaleko stąd ciemną nocą odjeżdżają na łodzi tajemniczego boga o zakrytym
obliczu ku dalekim, nieznanym brzegom.
Armorykanie są też śmiałymi żeglarzami i w swych wyprawach po bursztyn, fiszbin, cynę,
a czasem i niewolników, zabiegają aż do tych dalekich krain, znanych mi z dziejów Hu-
Gadarna, gdzie to noc trwa całych kilka miesięcy, a na górach z lodu wylegują się białe
niedźwiedzie. Jeden z przyjaciół Galgaka, zagnany burzą daleko na południe, spędził nawet
dłuższy czas w jakiejś nie znanej dotąd żeglarzom armorykańskim krainie, podobno o pięknej
bardzo roślinności, skąd powróciwszy wreszcie przywiózł ze sobą sporo złota w proszku i –
zupełnie czarną kobietę! Inni zaś żeglarze, również zagnani burzą, po długiej, długiej wę-
drówce na falach oceanu przybili niegdyś pono do takiego brzegu, gdzie widzieli ludzi o skó-
rze barwy czerwonej, którzy walczyli wypuszczając z łuku zatrute strzały, jeńców zaś wojen-
nych ponoć zjadali. Wsparty na krawędzi łodzi przesiąkłej zapachem ryb i mokrych sieci słu-
chałem tych opowieści z szeroko otwartymi oczami, dotychczas nie mogąc się jeszcze wy-
dziwić w duszy, że świat jest aż tak wielki!
31
Rozdział IX
MOJE PIERWSZE KROKI WOJENNE
Oswoiłem się z morzem i nauczyłem, wybornie pływać, sterować i wiosłować, a ogorza-
łem na wietrze jak stary marynarz. W gruncie rzeczy wolałbym jednak używać raczej miecza
i dzidy niźli wiosła. Nie miałem wszakże zamiaru pozostawać tu na zawsze! Los spełnił moje
życzenie, a jakkolwiek pamiętałem dobrze, że ojciec kazał mi unikać legionów rzymskich,

Powered by MyScript