Poprzedniego, tak niezmiernie rozrywkowego, wie­czoru miała tylko jedno pragnienie: zadzwonić do swojego informatora i poznać szczegóły cudownycli...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
 Overkill dla astrokalendarza pani Reiche  Pozostaje w zasadzie tylko “kalendarz astronomiczny” pani Reiche...
»
Legenda głosi — a jest to tylko legenda — jakoby ludzkość zawarła z Najeźdźcami pakt...
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać błędy i pęknięcia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w nią tym skuteczniej, z tym...
»
Jeden li tylko okręt Argo228, sławion wszędy,Gdy wracał od Ajeta, mógł się przemknąć tędy -Lecz te rafy i Argo by nie oszczędziły,Gdyby nie pomoc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Upewnić się co do losów Karola, który leżał już może w kostnicy, bo co z tego, że informacja o wypadkach nic o nim nie wiedziała, takie rzeczy mogły do nich docierać z opóźnieniem. Tylko ten jeden facet wiedział wszystko na bieżąco.
Nie dała rady. Jedyny telefon zabezpieczony przed podsłuchem był jej niedostępny, zamknięty w gabinecie Karola, a nie mogła przecież toczyć takiej rozmowy na ludzkich uszach! Weszłaby tam przez okno po krześle, po drabince, jakkolwiek, gdyby Justynka i Helenka tak jej nie pilnowały i nie próbowały uspokoić, ciężko wystraszone owym stanem skamienienia. Helenka bąkała nawet coś o pomocy lekarskiej ale Justynka, z uwagą przyjrzawszy się butelce koniaku, uznała, że medykamentu powinno wystarczyć
Pocieszona myślą, iż w szybkim tempie biegną tylko złe wiadomości, dobre zaś wloką się żółwim krokiem Malwina dość wcześnie poszła spać.
I teraz właśnie obudził ją dźwięk niezrozumiały acz znajomy. Któż, na miły Bóg, mógł chrapać na sąsiednim łożu, jeśli Karol był nieżywy...?!
Poruszyła się, usiadła, popatrzyła. Nie uwierzyła własnym oczom.
Przy jej boku chrapał Karol. Żywy. W żadnym wy­padku żadne zwłoki w ten sposób chrapać nie mogły!
Rozczarowanie było tak potężne, że przez bardzo długą chwilę nie umiała się z nim pogodzić. Z wyrazem śmiertelnego oburzenia wpatrywała się w śpiącą postać i doczekałaby się zapewne jej przebudzenia, gdyby nie nagła myśl o samochodzie. Jezus Mario, ukradli mu tego jaguara czy nie...?!
Zerwała się gorączkowo, w szlafroku i w rannych pantoflach runęła ku drzwiom wyjściowym, zatrzy­mała się, zawróciła i popędziła do gabinetu. Był ot­warty. Przez okno ujrzała za żywopłotem kawałek parkingu i fragmenty samochodów, nic jej to nie dało, chwyciła słuchawkę telefonu, uświadomiła so­bie, że nie ma potrzeby pytać o losy Karola, skoro na własne oczy widziała go przed chwilą w sypialni żywego i chrapiącego, i wreszcie wybiegła przed dom. Nie zważając na błoto, nerwowym truchtem podążyła aż na ulicę i pierwsze, co ujrzała, to ten wstrętny, wspaniały pojazd. Stał sobie spokojnie na skraju placyku, tuż przy ich żywopłocie. ! Czyli wszystko na nic...
Znacznie wolniej wróciła do domu. - Co też pani robi, w takich pantoflach po tym błocie - skarciła ją ze zgorszeniem Helenka, wy­glądając z kuchni. - W nocy padało i wszędzie mo­kro. Ja bym pani powiedziała, że samochód jest, bo już byłam popatrzeć.
Malwina chwyciła się za gors i bez słowa zniknęła w łazience.
Kiedy wreszcie zdołała przystosować się do okrop­nej rzeczywistości i przyodziana w poranną szatę zmierzała ku jadalni, byli tam już wszyscy. Zatrzymała się przed progiem, usłyszawszy głosy.
- ...a pani Malwina nam tu wariactwa dostawała- mówiła potępiająco Helenka. - Aż nie było wiadomo, co robić...
- Sama dzwoniłam do pogotowia i w ogóle gdzie popadło, bo ciocia nie była zdolna do niczego - poinformowała grzecznie Justynka. - Wujek nie leżał w żadnym szpitalu, więc tyle przynajmniej...
- Bo ja nic nie mówię, ale chociaż mógłby pan zadzwonić. To na serce umrzeć można...
- A wyglądało, że wujek wybiegał w pośpiechu, ja się nie wtrącam, tylko mówię i od razu się przyznam, że do gabinetu zajrzałam przez okno, takie to robiło złe wrażenie...
- A pani Malwina jakby się w mumię zamieniła, dech i głos jej odebrało... Malwina tuż za drzwiami słuchała chciwie,
- A skąd ja miałem wiedzieć, że tu się coś dzieje - powiedział z lekką irytacją i akcentem zaskoczenia Karol, który tak był zdumiony wyrzutami ze strony osób dotychczas niesłyszalnych i prawie niewidocznych, że poczuł potrzebę usprawiedliwienia własnych poczynań. - Nie było mnie przecież.
- Ale wszyscy myśleli, że wujek był.
- Odjechałem wcześniej. A co tu się w ogóle stało?
Malwina też chciała wiedzieć, co się właściwie stało, skoro nie nastąpiło nic z tego, czego się spodziewała, i Karol nie brał w tym żadnego udziału, Oddaliła się na palcach kilka kroków i wróciła, postukując obcasami.
- Bardzo przepraszam - rzekła z godnością, przerywąjąc siostrzenicy pierwsze zdanie i siadając przy stole. - Nie zrobiłam śniadania, ale widzę, że Helenka mnie zastąpiła. Myślałam, że coś z tobą i trochę się zdenerwowałam. Nic nie wiem, co się tu działo naprawdę, bo wzięłam relanium i możliwe, że za­spałam.
- Ładne mi trochę - mruknęła pod nosem He­lenka. - Ja już wiem, co tu było.

Powered by MyScript