Bonifacy wyglądał na nieco przygnębionego. Pani Bibianna z niepokojem myślała o dziesięciu słoikach konfitur. Może ich nigdy nie odzyska. Linus bardzo gorliwie nastawiał uszu. Miał grudkę bitej śmietanki na czubku nosa i zupełnie zapomniał o kłóceniu się z siostra. Katinka miękko krążyła wokół stołu i ukradkiem zlizywała śmietankę z ręki Liny. Talerz z waflami został opróżniony, przyszła kolej na ciastka. Joachim, wyciągnął rękę po upatrzone. Po to z truskawką. Lecz ręka Romualda Rosomaka z błyskawiczną szybkością sięgnęła po to właśnie ciastko. Takiego osłupienia Joachim jeszcze nigdy nie doznał. Z odraza patrzył, jak Rosomak zjada ciastko, które właściwie było jego, Joachima. I Romuald Rosomak wydał mu się jeszcze bardziej służalczy niż poprzednio. Przez, chwile rozmawiano o tym i owym. Pani Borsuczyna nalała im po drugiej i trzeciej filiżance kawy. Joachim zapalił fajkę i wydmuchiwał pod sufit wielkie kłęby dymu. Romuald Rosomak zapalił grube cygaro. Dym z jego cygara też był jakiś oleisty. Pani Borsuczyna spytała, czy nie dolać im jeszcze po kropelce, ale Joachim podziękował i powiedział, że musi iść do domu i wziąć się do opracowywania swoich spostrzeżeń. Bonifacy odprowadził go na ganek. Joachim skorzystał ze sposobności, by zapytać, kto to taki ten Romuald Rosomak. - Bardzo znamienita osoba - odpowiedział Bonifacy - jest nadkontrolerem w Królewskim Urzędzie do Spraw Igieł Sosnowych. Przybył do miasta służbowo, zabawi tu parę tygodni. Wynajął u mnie pokoik na poddaszu. - Aha - powiedział Joachim. Królewski Urząd do Spraw Igieł Sosnowych był jednym z najznaczniejszych urzędów w odległym mieście stołecznym. Pracownicy KUSIS-u słynęli ze lśniąco białych, sztywnych kołnierzyków i nienagannie zawiązanych krawatów. Joachim zobaczywszy Romualda Rosomaka powinien był od razu domyślić się, że ma przed sobą jednego z urzędników KUSIS-u. Bonifacy wyjaśnił, że Rosomak ma policzyć wszystkie igły na drzewach w Modrzejowie i w okolicznych lasach. Ma również dopilnować, by nikt nie zbierał igieł bez pozwolenia. Niektóre zwierzęta otrzymywały królewskie pozwolenie zbierania igieł na potrzeby domowe. Na przykład cietrzewie i łosie, które często żywią się igłami. Ten pan jest bardzo wytworny i wykształcony - zakończył Bonifacy. - Hm - mruknął Joachim i mimo woli pomyślał o ciastku z truskawką. 6 Joachim Lis wygodniej rozsiadł się w krześle i ziewnął. Wrócił właśnie od państwa Borsuków. Ten zawiły przypadek wyczerpał go. Przydałaby się mała drzemka. Nie, przedtem musi uporządkować papiery zawalające biurko. Mnóstwo torebek po sucharkach, na których robił notatki, i sporo innych papierów. Gdzie też położył notatki robione w piwnicy? Czy nie tu na prawo? Przysunął sobie papiery i wziął się do czytania. - Dużą cebulę pokroić drobno i podsmażyć na margarynie lub, jeśli kto woli, na maśle... Joachim urwał. Cóż to za kawał? To przecież nie ma nic wspólnego z tajemnicą zniknięcia konfitur. To chyba kawałek przepisu na klopsiki. A pod przepisem leży rachunek za pranie Jakże trudno utrzymać papiery w porządku! W końcu znalazł swe zapiski opatrzone tytułem TAJEMNICA KONFITUROWA. Ale co pod nim napisał? Miot? Jaki miot, zdziwił się Joachim. Potem zobaczył, że to miód, i przypomniał mu się słoiczek z miodem w piwnicy. Nie tak łatwo odczytać te wszystkie bohomazy. Notatki robił stojąc, nie miał na czym oprzeć papieru. Nagle Joachimowi przyszła pewna myśl do głowy. Odkrył, czego brakowało mu w biurze. Natychmiast zasiadł do sporządzenia nowego wielkiego plakatu. Wypisał taki tekst: ZATRUDNIĘ SEKRETARZA PRYWATNEGOpożądany ładny charakter pisma wrodzone poczucie porządku JOACHIM LISdetektyw dyplomowany Wywiesiwszy ogłoszenie, Joachim rozsiadł się w fotelu dla interesantów i zamknął oczy. Próbował odgadnąć, gdzie powinien szukać tego, który popełnił kradzież konfitur.
|