McKeon miał rację jedynie
w połowie, gdyż pomijając chęć zachowania ich przy sobie, Honor powiedziała prawdę.
Formalnie bowiem rzecz biorąc, każdy z nich miał stopień, który podała.
O czym praktycznie nie wiedział nikt spoza Graysona, gdyż używane na planecie
określenie „gwardzista” miało kilka znaczeń. Powód był prosty — Gwardia nie była
244
245
jednorodną formacją. W praktyce do Gwardii Harrington należały jakby pododdzia-
ły — osobista ochrona, czyli gwardia Honor, i właściwa formacja zajmująca się ochro-
ną całej domeny, w skład której wchodziła policja, zwana Gwardią. Najmniej liczna była
ochrona Honor, która właściwie i formalnie powinna nazywać się „Gwardia Jej Własna
Patronki”, który to termin wykręcał język i łamał zasady gramatyki. Liczyła ona zaled-
wie pięćdziesięciu ludzi. Wszyscy rekrutowali się i formalnie wchodzili w skład Gwardii
Harrington, podobnie jak z drugiej strony policjanci mający własne mundury i własną
organizację.
Wszyscy oni nazywani byli gwardzistami, natomiast ich obowiązki, wyszkolenie
i wyposażenie znacznie się między sobą różniły, co wszystkich spoza Graysona skutecz-
nie dezorientowało. Nie byli pewni, co to właściwie jest Gwardia i który to jest gwar-
dzista.
Osobista Gwardia zajmowała się ochroną patronki, w czym w razie potrzeby poma-
gały jej pozostałe elementy Gwardii. Z normalnej Gwardii także pochodzili nowi człon-
kowie osobistej ochrony, których zawsze musiało być pięćdziesięciu, nigdy zaś nie mo-
gło być ich więcej. Powód był historyczny i prosty — Benjamin Wielki nie po to czter-
naście lat toczył jedną z najgorszych wojen domowych w dziejach ludzkości, by ryzy-
kować, że jego syn czy wnuk będzie zmuszony do podobnej. A podstawę wyszkolonych
wojsk obu stron stanowiły prywatne armie osobistych gwardzistów różnych patronów.
Dlatego w konstytucji, którą ułożył po wojnie, ustalił górną granicę tej formacji na pięć-
dziesięciu ludzi i jako dodatkowe zabezpieczenie przyznał każdemu członkowi osobi-
stej Gwardii prawo do patentu oficerskiego w Armii Graysona.
Jego zamiarem było umożliwić swoim następcom powołanie gwardzistów do służby
w wojsku, którego dowódcą był Protektor, gdyby zaszła taka potrzeba. A równocześnie
pozbawienie każdego z przeciwników po pół setki najlepiej wyszkolonych ludzi. Przy
tej okazji Armia Graysona, w skład której wchodził Korpus Marines, zyskiwała też do-
skonale wyszkolonych oficerów, co było dodatkową, można by rzec uboczną korzyścią.
Przynajmniej z jego punktu widzenia.
Jego plan się nie powiódł, gdyż za rządów następnych, znacznie słabszych
Protektorów Najwyższy Sąd Graysona za sprawą patronów wydał wyrok uznający, iż
gwardziści otrzymują patenty oficerskie dlatego, że należą do Gwardii osobistej. Skoro
więc wpierw zostali gwardzistami, to ich przysięga na wierność patronowi jest pierw-
sza i ważniejsza od przysięgi wojskowej, a ich głównym obowiązkiem jest lojalność wo-
bec patrona. I dlatego do służby wojskowej mogli być powoływani wyłącznie za zgodą
patronów. To, że żaden patron szykujący się do wojny z Protektorem takiej zgody nie
udzieli, dla sędziów nie miało najmniejszego znaczenia. Z wyrokami sądowymi tak już
jest, że zdrowy rozsądek zawsze przegrywa z interpretacją przepisów. Zwłaszcza gdy ko-
muś na tym zależy.
244
245
W ten sposób zamierzenia Benjamina Wielkiego spełzły na niczym, ale konstytucyj-
ne prawo zostało. Ponieważ Marines byli po prostu formacją Armii Graysona przydzie-
loną do służby na okrętach Marynarki Graysona, a LaFollet, Candless i Whitman byli
oficerami Armii Graysona i bezwzględnie znajdowali się na pokładzie okrętu wojenne-
|