– Kłamie pan, kłamie pan dla dobra człowieka – tym razem w głosie Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Świata słychać było leniwy, choć...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
Rozdział wrześniowy We wrześniu Stara Dama wyznała samej sobie, że minione lato było dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popołudnia...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
sposb oznakowania urzdze, ktrym udzielono wiadectwa homologacji, majcna uwadze, aby oznakowanie byo jednoznaczne i czytelne dla nabywcyurzdzenia...
»
Prawdziwą winą Druidów było oczywiście to, że podburzali ludność, by nie akceptowała rzymskiego prawa i rzymskiego pokoju...
»
Dugookresowym efektem CAP byo znaczne zwikszenie produkcji rolnej w krajach lnoty i pojawienie si ogromnych nadwyek ywnoci na pocztku lat siedem-sitych...
»
W latach pidziesitych byo ono gwn orientacj teoretyczn, obecnie stanowi442jedno z wielu podej, jakimi moe dysponowa terapeuta (GAP 1987, Mohl i in...
»
— No i nawet nikogo nie trzeba było w tym celu zabijać — potwierdził z po- dziwem Kragar...
»
— Nie wiem, o co mnie oskarżasz — powiedziała i właściwie nie do końca było to kłamstwem...
»
Chodzenie po cywilnemu było zabronione regulami­nem, ale Kunze w pełni rozumiał, że mężczyzna w drodze na miłosną schadzkę wolał nie wyróżniać się...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Albo się zaczyna pić, albo się gotuje zupę. Albo-albo – jak mawiał pewien filozof.
– Miałem zamiar pić, tak czy nie? – jak to często się zdarza dobrotliwcom, Przodownikiem Pracy Socjalistycznej zatrzęsła nagła furia. – Potrzeba picia wzbierała we mnie nieubłaganie, tak czy nie? Zanim ta potrzeba wezbrała do granic nieodpartości, ugotowałem zupę, tak czy nie? Być może nie zawsze tak bywało, ale bywało tak wystarczająco często, bym znał, jakie to jest ukojenie: łyk kapuśniaku, nawet na zimno. Głód przecież przychodzi rzadko i trwa krótko, niekiedy człowiek nawet nie wie, że jest głodny, nie wie, że na ten przykład budzi się w nocy, że wstaje, idzie, otwiera lodówkę, niekiedy człowiek nawet nie wie, że podnosi gar, wielu rzeczy człowiek nie wie, ale ożywczo idący przez gardło łyk lodowatego wywaru jest odczuwalny zawsze. a i później – Przodownikowi Pracy Socjalistycznej z neurotyczną żwawością wrócił dobry humor – a i później, jak się dochodzi do siebie, to zupa też jest nieodzowna. Ja, na ten przykład, w czasie dochodzenia do siebie najlepiej lubię fazę uzupełniania niedoborów soli mineralnych. a co najlepiej uzupełnia niedobór soli mineralnych?
Rozległa się muzyka, Don Juan Ziobro wydobył z kieszeni harmonijkę ustną i jął grać melodię Jezus malusieńki. Przodownik Pracy Socjalistycznej mówił jeszcze sporo, coraz cichszym głosem, do wtóru kolędy, wygłaszał pochwałę rosołów zasobnych w sole mineralne, rzewna melodia plus rzeczowe parlando – niepojęty był to duet, gdybym tę scenę wymyślił, wiedziałbym, jak ją opisać, ale ja tam byłem, widziałem, słyszałem i jestem bezradny. Prosta muzyka szła przez świetlicę, przez dyżurkę i przez wszystkie pokoje oddziału deliryków, przez nasze dziurawe głowy szły pojedyncze wersy, Don Juan Ziobro (w cywilu fryzjer, a w dodatku muzyk, jak o sobie mawiał) grał kolędę za kolędą, a my, mózgi spustoszone, nie umieliśmy zaśpiewać, Jezu malusieńki, ani jednej, ani jednej całej pierwszej zwrotki. “Bóg się rodzi, moc truchleje”, grał Don Juan Ziobro, “ogień krzepnie, blask ciemnieje”, więcej ani jednego słowa. Może przy tej kolędzie, a może przy “Mędrcy świata, monarchowie, gdzie spiesznie dążycie”, a może przy “W dzień Bożego Narodzenia radość wszelkiego stworzenia” Szymon Sama Dobroć jął po raz sto pierwszy opowiadać swoje zeszłoroczne wigilijne delirium. Tak było po prostu, nie powołuję się na dziurawą pamięć, ale na stukartkowy zeszyt w linie, w którym nazajutrz, w Boże Narodzenie (przerażony własnym stanem, przerażony tym, że nie pamiętam najsławniejszych kolęd, niczego), zacząłem wszystko, wszystko literalnie zapisywać. Zapisałem całą wigilijną opowieść Szymona, nie zapisałem wprawdzie ściśle, podczas której kolędy zaczął opowiadać (w końcu nie ma to wielkiego znaczenia; a nie zapisałem, ponieważ już nazajutrz – nie pamiętałem), zapisałem natomiast, jak z dziecinnej wyliczanki wzięte, zachodzenie głosów: zanim pierwszy skończył mówić, drugi zaczął grać, zanim drugi skończył grać, trzeci zaczął opowiadać.

Powered by MyScript