Roześmiała się...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Oo! Kibiców nie brak tutaj i tam na górze - roześmiała się panna Soames...
»
Płomienie w ustach Ba'alzamona roześmiały się...
»
temu
»
- Mówię poważnie, Brennan...
»
Jeżeli mąż odmawia poświęceń, nie chce pomóc żo w zachowaniu aktywności w różnych dziedzinach ży~ postępuje nierozsądnie i egoistycznie...
»
0 VB8 =0 :>@8ABL :>40 1030B> G>3> =02G8BL 9>3>,157AC, ?V45 9>@8ABL
»
odnosił z wrogim spokojem — będzie cofał swą rękę...
»
- Biedactwo - rzekła Kite...
»
This could come into play if you want to separate a string based on more than one element...
»
– Tak, innych w archiwum nie ma – odrzekła...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Mnie tam się podoba, kiedy mnie obejmujesz... tak samo jak tamto drugie. - Dziwne, ale uśmiechnął się do niej w taki sposób, jakby wiedział, że kłamie. A przecież jej ciotka, Miren, twierdziła, że jest to jedno z trzech kłamstw, w które mężczyzna zawsze uwierzy kobiecie.
- Jeśli przeszkadzam - odezwał się od drzwi chłodny kobiecy głos - to przypuszczam, że mogę wrócić, kiedy chwila będzie bardziej odpowiednia.
Min odskoczyła od Randa jak oparzona, ale kiedy ją przyciągnął do siebie, przytuliła się znowu. Rozpoznała Aes Sedai stojącą w wejściu - pulchną, niewysoką Cairhieniankę, w ciemnej sukni z cienkimi kolorowymi paskami skroś obfitego łona i białymi rozcięciami. Daigian Moseneillin była jedną z sióstr, które przybyły razem z Cadsuane. I w opinii Min dysponowała równie dominującą osobowością jak sama Cadsuane.
- Ciekawe, jak na ciebie mówią w domu? - zapytał leniwie Rand. - Kimkolwiek jednak jesteś, czy nikt nie nauczył cię pukać? - Min czuła jednak, że wszystkie mięśnie w ramieniu, którym ją obejmował, sztywne są niczym skała.
Kamień księżycowy na cienkim srebrnym łańcuszku zdobiący czoło Daigian zakołysał się, gdy powoli pokręciła głową. Najwyraźniej nie była zadowolona z przyjęcia, jakie ją spotkało.
- Cadsuane Sedai otrzymała twoją prośbę o spotkanie - powiedziała, jeszcze bardziej lodowatym tonem niż przedtem - i poprosiła mnie, abym przekazała jej wyrazy ubolewania. Bardzo chciałaby dokończyć tę ręczną robótkę, którą właśnie zaczęła. Być może będzie w stanie spotkać się z tobą innego dnia. Jeśli znajdzie czas.
- Tak właśnie powiedziała? - zapytał groźnym tonem Rand.
Daigian parsknęła lekceważąco.
- Zostawię cię teraz, abyś mógł... kontynuować swoje zajęcie. - Min zastawiała się, czy uszłoby jej na sucho spoliczkowanie Aes Sedai. Daigian zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem, jakby mogła usłyszeć jej myśli, a potem odwróciła się i majestatycznym krokiem wyszła z komnaty.
Rand usiadł, tłumiąc przekleństwo.
- Powiedz Cadsuane, że może sobie iść do Szczeliny Zagłady! - krzyknął za odchodzącą siostrą. - Powiedz jej, niech zgnije!
- To się na nic nie zda, Rand - westchnęła Min. Okazało się to trudniejsze, niźli sobie pierwotnie wyobrażała. - Potrzebujesz Cadsuane. Ona nie potrzebuje ciebie.
- Czyżby? - zapytał cicho, a Min zadrżała. Przedtem tylko jej się zdawało, że w jego głosie usłyszała groźbę.
 
 
Rand starannie się przygotował, odział na powrót w zielony kaftan, posłał Min do Panien z wiadomościami, które miały przekazać dalej. Przynajmniej pod tym względem wciąż można było na nie liczyć. Żebra w prawym boku bolały go prawie tak samo, jak rana w lewym, brzuch dokuczał, jakby bito go po nim deską. Obiecał im. Zostawszy sam w komnacie, pochwycił saidina, nie chcąc, by nawet Min widziała, z jakimi trudem mu to przychodzi. Mógł zapewnić jej bezpieczeństwo, w taki czy inny sposób, czy jednak mogłaby czuć się bezpiecznie, gdyby widziała, że nieomal się przewraca? Musiał być silny, choćby tylko w jej oczach. Kłębek emocji w głębi czaszki, który był Alanną, stanowił nieustanne napomnienia o kosztach nieuwagi. W danej chwili Alanną popadła w ponury nastrój. Musiała nadużyć cierpliwości Mądrych, ponieważ miała kłopoty z siadaniem.
- Wciąż uważam, że to szaleństwo, Randzie al’Thor - powiedziała Min, kiedy on pieczołowicie sadowił Koronę Mieczy na głowie. Nie chciał, by te maleńkie ostrza znowu utoczyły jego krwi. - Słuchasz mnie? Cóż, jeśli jednak zamierzasz przez to przechodzić, idę z tobą. Przyznałeś, że mnie potrzebujesz, a żeby to zrobić, będziesz mnie potrzebował bardziej niż kiedykolwiek! - W pełni doszła już do siebie, pięści wsparła na biodrach, stopą wystukiwała rytm o posadzkę, oczy nieledwie lśniły gniewem.
- Zostaniesz tutaj - oznajmił jej stanowczo. Wciąż nie do końca był pewien, co właściwie zamierza zrobić, i nie chciał, by widziała, jak się zatacza. Bardzo się bał, że mógłby się zatoczyć. Jednak nie oczekiwał, że Min ustąpi bez kłótni.
Spojrzała ha niego spod zmarszczonych brwi, przestała postukiwać nogą. Złe światełka w jej oczach zgasły, ich miejsce zajęło zmartwienie, które jednak wkrótce także zniknęło.
- No cóż, przypuszczam, że jesteś już na tyle dorosły, aby nie trzeba było cię prowadzić za rękę przez podwórze, pasterzu. Poza tym mam poważne zaległości w czytaniu.
Zanurzyła się w jednym z wysokich złoconych foteli, podwinęła pod siebie nogi i wzięła do ręki książkę, którą czytała przed jego powrotem. Nie minęło kilka chwil, a już bez reszty pochłonęła ją kolejna stronica.
Rand pokiwał głową. Tego właśnie chciał - ona tutaj i bezpieczna. Wciąż jednak nie potrafiła całkowicie zapomnieć o jego obecności.
W korytarzu za drzwiami siedziało w kucki sześć Panien. Popatrzyły na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem, żadna się nie odezwała. Wzrok Nandery był ze wszystkich najbardziej pusty. Jednak Somara i Nesair podeszły bliżej. Pomyślał, że skoro Nesair pochodzi z Shaido, będzie musiał bardziej ją mieć na oku.

Powered by MyScript