– Brakuje tu niektórych wyników badań patologicznych. – Może pan sprawdzić bezpośrednio w patologii. Mają tam kopie wszystkich protokołów. Oddział patologii mieścił się w podziemiach i był poprzecinany labiryntem niskich korytarzy o białych ścianach, obwieszonych egzotycznymi plakatami biur podróży. Mgła nad Serengeti. Tęcza nad Kauai. Mangrowce na tle turkusowego morza. Z radia płynęła ściszona muzyka rockowa. Biorąc pod uwagę rodzaj wykonywanej pracy, samotna laborantka, którą tam zobaczył, sprawiała absurdalnie wesołe wrażenie. Róż na policzkach, krzykliwie zielony cień na powiekach – podobnie jak plakaty dziewczyna była jaskrawą plamą na tle bieli. – Próbuję odnaleźć protokół z autopsji, którą przeprowadzaliście w marcu – powiedział. – Nie ma go w karcie. W archiwum powiedziano mi, żebym spróbował tutaj. – Nazwisko pacjenta? – Stanley Mackie. Laborantka pokręciła głową i ruszyła w stronę szafki na akta. – Taki miły człowiek. Strasznie było nam go żal. – Znała go pani? – Chirurdzy często wpadają tu, by zajrzeć do protokołów swoich pacjentów. Znaliśmy doktora Mackie bardzo dobrze. – Wyciągnęła szufladę i zaczęła szukać akt. – Na gwiazdkę kupił nam ekspres do kawy. Nazwałyśmy go „Kawowarem Stanleya”... Wyprostowała się, wpatrzona w otwartą szufladę. – Dziwne. – Co? – Nie mogę go znaleźć, tego protokołu. – Zatrzasnęła szufladę. – Ale jestem pewna, że autopsję robiliśmy. – Może ktoś włożył go przez pomyłkę pod „S”, jak „Stanley”? Otworzyła inną szufladę, przeszukała ją, zamknęła i odwróciła się, widząc, że do laboratorium ktoś wchodzi. – Hej, Tim! – zawołała. – Widziałeś gdzieś protokół z autopsji doktora Mackie? – Robiliśmy ją chyba dość dawno. – Na początku roku. – W takim razie powinien gdzieś tu być. – Postawił na stole tacę z preparatami. – Spytaj Hermana. – Dlaczego nie pomyślałam o Hermanie? – Laborantka westchnęła i weszła do jednego z pomieszczeń sąsiadujących z laboratorium. Brace ruszył za nią. – Kto to jest Herman? – Nie kto, a co. – Zapaliła światło. – Oto Herman we własnej osobie – powiedziała wskazując biurko z komputerem. – Pieszczoszek doktora Seiberta. – Ten Herman... Co on takiego robi? – Błyskawicznie zestawia dane. Powiedzmy, że chce pan wiedzieć, ile niemowląt palących matek zmarło lub ile spośród tych matek straciło dziecko w czasie porodu. Wystukuje pan na klawiaturze wyrazy „palacz” i „okołoporodowy”, a Herman wyświetla listę pacjentek, które do nas trafiły. – A więc przechowujecie tu dane ze wszystkich przeprowadzonych autopsji? – Nie, tak dobrze nie jest. Doktor Seibert zaczął wprowadzać je dopiero dwa miesiące temu, do końca jeszcze daleko. – Usiadła, wystukała na klawiaturze nazwisko Stanleya Mackie i kliknęła myszką: „Szukaj”. Komputer wyświetlił po chwili protokół z sekcji zwłok doktora Mackie. Laborantka wstała. – Herman jest do pańskiej dyspozycji. Dane wprowadzono przed sześcioma tygodniami – oryginał protokółu musiał zaginąć właśnie wtedy. Brace wcisnął klawisz z napisem „Page down” i zaczął czytać. Protokół rozpoczynał się opisem zwłok sprzed rozpoczęcia sekcji: liczne ślady po nakłuciach dożylnych, ogolona głowa, na niej nacięcia wykonane nożem neurochirurga. Poniżej zamieszczono ogólną charakterystykę organów wewnętrznych. Płuca przekrwione i obrzęknięte. Serce po świeżym zawale. Liczne krwotoki domózgowe. Wyniki badania makroskopowego potwierdzały diagnozę chirurga: rozległe obrażenia głowy i obustronne zapalenie płuc. Bezpośrednią przyczyną zgonu był prawdopodobnie zawał. Brace przeszedł do wyników badań mikroskopowych, gdzie natknął się na streszczenie opisu wątroby; była to komputerowa wersja dokumentu zamieszczonego w oryginale protokółu. Ale znalazł tam również dane, których w oryginale nie było: wyniki badań mikroskopowych wątroby, serca i płuc. Żadnych niespodzianek – pomyślał. Facet grzmotnął głową w beton, roztrzaskał sobie czaszkę, a urazy neurologiczne doprowadziły do dysfunkcji organów wewnętrznych. Nacisnął klawisz i na ekranie pojawiły się wyniki badań mózgu. I nagle... Spośród zdań opisujących rozległe urazy tkanki mózgowej oczy Brace’a natychmiast wyłowiły coś, co go zmroziło. ...w siatce włókien nerwowych liczne wahuole. Ubytki neuronalne i astrocytoza odczynowa z Kongopozytywnymi płytkami kum, jak w preparatach móżdżkowych. Natychmiast przeskoczył na ostatnią stronę, gdzie zamieszczono diagnozę końcową: 1. Liczne pourazowe krwotoki domózgowe. 2. Choroba Creutzfeldta-Jakoba. Siedział w samochodzie na parkingu i zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Czy w ogóle powinien cokolwiek robić, rozważał wszystkie konsekwencje kroków, jakie mógłby podjąć. Byłby to druzgoczący cios dla reputacji Brant Hill. Prasa, radio i telewizja natychmiast by to podchwyciły; oczyma wyobraźni widział już nagłówki: Ritz i śmierć; Choroba wściekłych krów dla bogaczy. Wyleciałby z pracy. Nie, nie możesz milczeć. Toby Harper ma rację. Grozi nam epidemia, nie znamy jej źródeł. Zastrzyki hormonalne? Żywność? Sięgnął pod fotel po telefon komórkowy. Nadal miał przy sobie wizytówkę Toby i szybko wystukał jej domowy numer. Odebrała jakaś kobieta: – Dom pani Harper, słucham.
|