Sen, który przyniosła noc, był przerywany i bolesny...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Ze wzgldu na rodzaj podmiotu, ktry jest zwizany terminem:- terminy wice organy procesowe;- terminy wice strony bd innych uczestnikw procesu...
»
obowizujcego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, ktry zarazem stapia koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Złoty pierścień miał kształt węża pożerającego własny ogon, Wielkiego Węża, który stanowił symbol Aes Sedai, ale nosiły go także Przyjęte...
»
—- Widać, że wrzuciłem spory kamień do tego gniazda! — zaśmiał się Mowgli, który nieraz zabawiał się wrzucaniem dojrzałych owoców papawy do...
»
ktry to rd ze zdumiewajc zrcznoci zmienia stronnictwa,syn wielkiego rebelianta Jerzego i brat marszaka wielkiego ko-ronnego Stanisawa, zosta...
»
Drugi element, ktry bdzie mia wpyw na polsk polityk celn, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uni Europejsk krajom Afryki, Karaibw i Pacyfiku...
»
24) pyle kopalnianym niezabezpieczonym − rozumie się przez to pył kopalniany, który nie spełnia wymagań podanych w pkt 23, 25) wyrobisku niezagrożonym...
»
prawym przyciskiem myszy element, który ma zmieniæ miejsce, a nastêpnie z wy- œwietlonego menu wybierz polecenie Przenieœ w górê lub Przenieœ w dó³...
»
— Co cię goni? — Następny przekaz, który dotarł do niej za pośrednictwem zorsala, był przynajmniej logiczną konsekwencją słów, które padły...
»
rozmawiał?„Drugi” spostrzega bosmana, który również zjawił się na mostku:- Bosco, kto rozmawiał przez telefon podczas ma newrów?- Notre...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Budził się i widział twarz Faile, jej ciemne oczy, które go oskarżały, kurczył się cały, odkrywając w nich ból, jaki sam jej zadał. Zasypiał i śniło mu się budowanie szubienicy, Faile, która się temu przypatrywała, albo jeszcze gorzej, próbowała temu prze­ciwdziałać, próbowała walczyć z lancami i mieczami Białych Płaszczy, a on krzyczał przeraźliwie, kiedy zakładali mu pętlę na szyję, krzyczał przeraźliwie, bo Białe Płaszcze mordowały Faile. Czasami przypatrywała się, jak go wieszają, z uśmie­chem gniewnej satysfakcji. Nic dziwnego, że coraz to budził się gwałtownie. Raz przyśniły mu się wilki, które wybiegły z lasu, żeby ratować jego i Faile - po to, by się nadziać na lance Białych Płaszczy, by paść od ich strzał. Nie była to noc, która daje wytchnienie. Umył się i ubrał, najszybciej jak się dało, po czym natychmiast opuścił komnatę, mając nadzieję, że wspomnienia nocnych koszmarów nie pójdą za nim.
Jawnych dowodów na to, że ubiegłej nocy zaatakowano Kamień, pozostało niewiele, tu przecięty mieczem gobelin, tam komoda z rogiem rozpłatanym przez topór albo jaśniejsza pla­ma na kamiennej posadzce po usuniętym, zabrudzonym krwią dywanie. Majhere zmobilizowała całą armię odzianych w li­berie służących, mimo iż wielu nosiło bandaże - zamiatali, wycierali, szorowali i układali wszystko na swoim miejscu. Ta zażywna kobieta, której siwe włosy zaczesane na kształt okrą­głego czepca wystawały spod bandaża opasującego głowę, kuś­tykała, wsparta na lasce, i wykrzykiwała rozkazy stanowczym głosem, z wyraźnym zamiarem usunięcia wszelkich śladów kolejnego aktu przemocy, jaki miał miejsce w Kamieniu. Na widok Perrina dygnęła nieznacznie. Sami Wysocy Lordowie niewiele więcej mogli od niej oczekiwać, nawet wówczas, kiedy była zdrowa. Mimo całego tego mycia i szorowania, w zapachu wosku, past i płynów do mycia Perrin cały czas wyczuwał niewyraźną woń krwi, ostrą metaliczną ludzi, cuchnącą trollo­ków, gryzącą Myrddraali, której smród palił go w nozdrzach. Z chęcią znalazłby się gdzieś daleko stąd.
Drzwi do izby Loiala miały szerokość jednej piędzi i ponad dwie piędzi wysokości, wielka klamka w kształcie splecionych pędów winorośli znajdowała się na poziomie głowy Perrina. W Kamieniu było kilka rzadko używanych izb gościnnych dla ogirów. Kamień Łzy był wprawdzie starszy od epoki kamien­nych budowli ogirów, niemniej jednak dla prestiżu należało zatrudniać mularzy z tego ludu, przynajmniej od czasu do cza­su. Perrin zapukał i na zawołanie "Wejść!", wypowiedziane głosem, który do złudzenia przypominał grzmot leniwej lawi­ny, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Wnętrze izby dostosowane było wielkością do rozmiarów drzwi, a jednak Loial, stojąc na środku dywanu utkanego w li­ściasty wzór, w samej tylko koszuli, z długą fajką w zębach, redukował ją do pozornie normalnych wymiarów. W sięgają­cych do ud butach z szerokimi noskami ogir był wyższy niż przeciętny trollok, mimo że nie tak barczysty. Jedno spojrze­nie wystarczało jednak, by stwierdzić, że nie jest to zwyczajny człowiek w zwyczajnej izbie. Szeroki nos ogira kształtem przy­pominał bowiem pysk; brwi, niczym długie wąsy, pląsały obok oczu wielkości filiżanek do herbaty. Z kudłatych, czarnych włosów, które zwisały prawie do ramion, wystawały uszy po­rośnięte kępkami włosów. Uśmiech, którym obdarzył Perrina, niemalże rozciął mu twarz na pół.
- Dzień dobry, Perrin - zagrzmiał, wyjmując fajkę z ust. - Dobrze spałeś? Po takiej nocy to niełatwe. Ja sam pół nocy byłem na nogach, spisując to, co się zdarzyło. ­W drugiej dłoni trzymał pióro, a grube jak kiełbaski palce miał powalane atramentem.

Powered by MyScript