.. pomimo faktu, że większość przemytników i
piratów, na których zagiął parol, na swój własny sposób służy Nowej
Republice.
Oczy Skiddera, prawie niewidoczne zza opuchlizny, zwęziły się
jeszcze bardziej.
- Jak ci się zdaje, jak długo Yuzzhanie będą tolerować wasze
nielegalne przedsięwzięcia?
Randa uśmiechnął się szeroko.
- Moim zdaniem Yuzzhanie mają więcej tolerancji dla „przestęp-
ców", jak ich nazywasz niż wyznawcy kultu Mocy. - Zarechotał głośno.
- Jak to jest, być główną przeszkodą na czyjejś drodze, zwiastunem
przyczajonego zła? Wkrótce dowiecie się, co to znaczy stać się
obiektem polowań i zasadzek, jak do tej pory działo się z Huttami.
Skidder uśmiechnął się również.
- Może będziesz miał szczęście i Yuzzhanie przekażą sprawę
Bordze.
- Czy nie byłby to szczyt ironii... gdyby Huttom powierzono za-
bezpieczenie pokoju i triumfu sprawiedliwości? - Randa nie przestawał
chichotać. - Jak długo będziemy dostarczać przyprawę, nie będzie to
zbyt duża odpowiedzialność.
- Matka byłaby z ciebie dumna, Rando.
- Twoja matka zepsuła mi niespodziankę - wpadł mu w słowo
Chine-kal, który właśnie wbiegł do pomieszczenia. Zaskoczony Randa
zwrócił się w stronę dowódcy.
- Właściwie powinienem cię za to winić, Rando - dodał Chine-kal,
gdy podszedł do pola. - Powiedziałeś Bordze, że udało mi się zdobyć
Jedi, a ona z kolei powiedziała o tym moim bezpośrednim
zwierzchnikom, którzy teraz zamierzaj ą pozbawić mnie zaszczytu
przekazania tego tu - wskazał na Skiddera - zwierzchnikowi mojego
zwierzchnika.
Randa wytrzeszczył i tak już wypukłe oczy...
- Czy to znaczy, że zabiorą go ze statku?
- Natychmiast.
- A co z waszymi planami? Chcieliście przecież, aby nauczył
yammoska korzystania z Mocy.
Chine-kal wzruszył ramionami.
- Zaproponuję to, a wtedy kto wie, może wróci pod moją opiekę.
Tymczasem podejrzewam, że Najwyższy Komandor Choka znajdzie
dla niego inne zastosowanie. - Cofnął się o krok i zmierzył wzrokiem
Skiddera. - Może rozsądniej byłoby cię złamać, zanim on cię dostanie -
zwrócił się do więźnia. - Na początku naszej kampanii usiłowaliśmy
złamać jednego z waszych, ale spróbował ucieczki i musieliśmy go za-
bić, zanim udało się zakończyć ten proces. Znałeś go, Jedi?
Skidder poddał próbie moc dovin basali, zbliżając się do samej
krawędzi pola.
- Był moim przyjacielem.
- Przyjacielem? - zapytał zaskoczony Chine-kal. - A teraz ty tu
jesteś. Może przybyłeś, aby go pomścić... - uśmiechnął się, jakby do-
znał objawienia. - Ależ tak. Specjalnie pozwoliłeś się schwytać na Gyn-
dine, byłeś gotów skorzystać z okazji, aby się zemścić za jego śmierć.
Ale skąd wiedziałeś, że mamy yammoska na pokładzie? Nic dziwnego,
że yammosk tak się tobą zainteresował. A już myślałem, że to mój
eksperyment tak wspaniale wychodzi, podczas gdy ty zacząłeś
wprowadzać w życie swój własny eksperyment.
Skidder nic nie odpowiedział.
Chine-kal spojrzał na Randę.
- Odniosłem wrażenie, że Rycerze Jedi nie są zaprogramowani
na zemstę. A może ten tutaj należy do ciemnej strony?
Randa pokręcił głową.
- Nie należy do ciemnej strony, dowódco. On i jemu podobni po
prostu bardziej liberalnie traktują kwestię obrony pokoju.
Chine-kal spoważniał nagle.
- Z tego wynika, że będę zmuszony uwolnić go choć w części od
nienawiści, zanim go zwolnię. Nie chcę, aby komendant Choka dostał
więcej niż powinien.
Odwrócił się i ruszył w stronę przejścia.
- Skończ z nim swoje sprawy, Rando - rzucił, nie patrząc na Hut-
ta. Nie sądzę, abyś miał okazję jeszcze kiedyś go zobaczyć.
Randa odprowadził wzrokiem dowódcę aż do wyjścia, po czym
przylgnął tak blisko pola zamykającego, jak to tylko możliwe.
- Zamierzają mnie zdradzić - szepnął chrapliwie. - Chcą oddać
mnie yammoskowi, tak jak ciebie. Pomóż mi, Jedi. Uratuj mnie od nich,
a ja zrobię wszystko, czego ode mnie zażądasz!
ROZDZIAŁ
20
- Co sfałszowali? - zapytał Han.
|