Z tymi symbolami na płaszczu wygląda na maga. - Zadziwiające - oznajmił mężczyzna, wyglądając zza palców. - Odwróć trochę głowę, dobrze? Znakomicie. Pechowo się składa z tym nosem, ale chyba coś na to poradzimy. Podszedł bliżej i spróbował objąć Victora ramieniem. - Masz szczęście - rzekł - że mnie spotkałeś. - Naprawdę? - zdziwił się Victor, który sądził, że jest odwrotnie. - Właśnie kogoś takiego szukałem. - Przepraszam. Wydawało mi się, że pana okradają. - Chodziło mu o to. - Mężczyzna klepnął w paczkę pod pachą. Zadźwięczała jak gong. - Ale nic by mu z tego nie przyszło. - Nic nie jest warte? - spytał Victor. - Jest bezcenne. - No to w porządku. Mężczyzna zrezygnował z prób objęcia obu ramion Victora i zadowolił się jednym. - Sporo ludzi bardzo by się rozczarowało - stwierdził. - Spójrzmy jeszcze raz. Postawę masz niezłą. I dobry profil. Posłuchaj, chłopcze, chciałbyś się zająć ruchomymi obrazkami? - Ehm... - odparł Victor. - Nie. Raczej nie. Mężczyzna wytrzeszczył na niego oczy. - Słyszałeś chyba, co powiedziałem? - upewnił się. - Ruchome obrazki. - Tak. - Wszyscy chcą trafić do ruchomych obrazków! - Nie, dziękuję - odmówił grzecznie Victor. -Jestem pewien, że to godziwe zajęcie, ale ruszanie obrazków nie wydaje mi się szczególnie ciekawe. - Mówię o ruchomych obrazkach! - Tak. Słyszałem pana. Mężczyzna pokręcił głową. - No cóż - westchnął. - To rzeczywiście niezwykłe. Po raz pierwszy od tygodni spotykam kogoś, kto nie usiłuje rozpaczliwie dostać się do ruchomych obrazków. Sądziłem, że każdy chce się dostać do ruchomych obrazków. Jak tylko cię zobaczyłem, pomyślałem: za to, co zrobił, spodziewa się pewnie pracy w ruchomych obrazkach. - Dziękuję mimo wszystko - powtórzył Victor. - Ale chyba nie skorzystam. - Jestem ci jednak coś winien. - Mężczyzna sięgnął do kieszeni i wyjął wizytówkę. Wręczył ją Victorowi. Było na niej napisane: Thomas Silverfish Ciekawa i Pouczająca Kinematografia Jedno- i dwuszpulowce materiał prawie niewybuchowy Święty Gaj l - To gdybyś kiedyś zmienił zdanie. Wszyscy w Świętym Gaju mnie znają. Victor wpatrywał się w kartonik. - Dziękuję - rzucił. - Ehm... Czy jest pan magiem? Silverfish spojrzał gniewnie. - Skąd ci to przyszło do głowy? - burknął. - Nosi pan suknię z magicznymi symbolami... - Magiczne symbole? Przyjrzyj się dokładniej, mój chłopcze! Z pewnością nie są to naiwne symbole śmiesznego i przestarzałego systemu wierzeń! To znaki oświeconej sztuki, której czysty, nowy świt właśnie... tego... świta. Symbole magiczne... - zakończył tonem bezbrzeżnej pogardy. - I to jest szata, nie suknia - dodał jeszcze. Victor przyjrzał się kolekcji gwiazd, półksiężyców i innych rzeczy. Znaki oświeconej sztuki, której nowy świt właśnie świtał, wyglądały zupełnie jak naiwne symbole śmiesznego i przestarzałego systemu wierzeń. Ale chwila nie była chyba odpowiednia, by mówić o tym głośno. - Przepraszam - powiedział. - Nie przyjrzałem się dokładnie. - Jestem alchemikiem - wyjaśnił Silverfish, z lekka tylko udobruchany. - Rozumiem. Ołów w złoto i takie sprawy... - Nie ołów, mój chłopcze. Światło. Z ołowiem to nie wychodzi. Światło w złoto... - Naprawdę? - zdziwił się uprzejmie Victor. Silverfish zaczął na środku placu ustawiać trójnóg. Zebrał się niewielki tłumek. Niewielkie tłumki w Ankh-Morpork zbierają się bardzo łatwo - wśród mieszkańców miasta można znaleźć najznakomitszych gapiów we wszechświecie. Chętnie oglądaliby wszystko, zwłaszcza jeśli istnieje szansa, że ktoś w zabawny sposób dozna krzywdy. - Może zostaniesz na pokazie? - rzucił jeszcze Silverfish i odszedł gdzieś. Alchemik... Wszyscy przecież wiedzą, że alchemicy są trochę zwariowani, myślał Victor. To całkiem normalne. Kto by chciał marnować czas na ruszanie obrazków? Większość z nich dobrze wygląda tam, gdzie jest. - Kiełbaski w bułce! Kupujcie, póki gorące! - huknął czyjś głos tuż za jego uchem. Victor odwrócił się. - O... Witam, panie Dibbler. - Dobry wieczór, chłopcze. Masz ochotę na pyszną gorącą kiełbaskę? Victor zerknął na lśniące wałeczki na tacy zwisającej z szyi Dibblera. Pachniały apetycznie. Jak zawsze. A potem człowiek odgryzał pierwszy kęs i odkrywał, że Gardło Sobie Podrzynam Dibbler potrafił wykorzystać takie kawałki zwierzęcia, z których posiadania zwierzę nie zdawało sobie nawet sprawy. Odkrył bowiem, że z dostateczną ilością smażonej cebuli i musztardy ludzie zjedzą wszystko. - Specjalna zniżka dla studentów - szepnął konspiracyjnie Dibbler. - Piętnaście pensów, i gardło sobie tym podrzynam. Strategicznie uchylił pokrywkę patelni, wypuszczając obłok pary. Pikantny zapach smażonej cebuli spełnił swe niegodziwe zadanie. - Ale tylko jedną - zgodził się ostrożnie Victor. Dibbler wyrzucił kiełbaskę z patelni i ze sprawnością żaby łapiącej ważkę chwycił ją w bułkę. - Do końca życia nie będziesz żałował - obiecał wesoło. Victor ugryzł kawałek cebuli. Była w miarę bezpieczna. - O co tam chodzi? - Wskazał kciukiem ekran.
|