Pewnie próbuje odegnać zły urok, pomyślał Victor...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Pentarn, pomyślał Fenton ponuro, chce zniszczyć każdy świat, który stanął na drodze jego ambicji lub jego zemsty...
»
Obcy jeździec (a był tylko jeden), z pewnością pomyślał, że wzywam go, by stawił mi czoło, gdyż ruszył w moją stronę, a błękitny blask na szczycie jego lancy...
»
kamieniem na palcu i niezwykłym instrumentem w ręku, pomyślał, że jeśli ten starzec nie jest dziwny, to znaczy, że dziwnych starców nie ma...
»
Kiedy zobaczyła go dziś na pustyni Mojave, pomyślała, że podlega on wstecznej ewolucji, że jego genetycznie zmieniony organizm staje się czymś w rodzaju zlepka...
»
mrukliwość nagła go ogarnęła, aż pomyślał Don Kichot, że może niechcący dotknął czymśburgrabiego, lecz choć szczerze żałował takiego obrotu...
»
panii; jakoż chwilę się zatrzymałem na drodze, wahając się, czy nie wstąpić, ale że w miesz- 95 ku kuso u mnie było i że pomyślałem sobie, jako to nie...
»
gorliwość w pracy: wyciągał na światło dzienne drobne niedokładności, przedstawił jakieś projekty ulepszeń, pomysły nowych wzorów na materiały...
»
— Pewnie zechce pan zobaczyć zwłoki?— Ależ nie! Zwłoki mnie nie interesują...
»
Przed nimi leciało tak dużo kruków, że Perrin wprost nie ważył się pomyśleć, ile ich mogło być...
»
tylko miasto, w którym trudno mieszkać, któremu Newa próbuje wydrzeć grunt przy każdym porywie wiatru wiejącym od strony zatoki i z którego ludzie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Z tymi sym­bolami na płaszczu wygląda na maga.
- Zadziwiające - oznajmił mężczyzna, wyglądając zza palców. - Odwróć trochę głowę, dobrze? Znakomicie. Pechowo się składa z tym nosem, ale chyba coś na to poradzimy.
Podszedł bliżej i spróbował objąć Victora ramieniem.
- Masz szczęście - rzekł - że mnie spotkałeś.
- Naprawdę? - zdziwił się Victor, który sądził, że jest od­wrotnie.
- Właśnie kogoś takiego szukałem.
- Przepraszam. Wydawało mi się, że pana okradają.
- Chodziło mu o to. - Mężczyzna klepnął w paczkę pod pachą. Zadźwięczała jak gong. - Ale nic by mu z tego nie przyszło.
- Nic nie jest warte? - spytał Victor.
- Jest bezcenne.
- No to w porządku.
Mężczyzna zrezygnował z prób objęcia obu ramion Victora i za­dowolił się jednym.
- Sporo ludzi bardzo by się rozczarowało - stwierdził. - Spójrz­my jeszcze raz. Postawę masz niezłą. I dobry profil. Posłuchaj, chłop­cze, chciałbyś się zająć ruchomymi obrazkami?
- Ehm... - odparł Victor. - Nie. Raczej nie. Mężczyzna wytrzeszczył na niego oczy.
- Słyszałeś chyba, co powiedziałem? - upewnił się. - Ruchome obrazki.
- Tak.
- Wszyscy chcą trafić do ruchomych obrazków!
- Nie, dziękuję - odmówił grzecznie Victor. -Jestem pewien, że to godziwe zajęcie, ale ruszanie obrazków nie wydaje mi się szcze­gólnie ciekawe.
- Mówię o ruchomych obrazkach!
- Tak. Słyszałem pana. Mężczyzna pokręcił głową.
- No cóż - westchnął. - To rzeczywiście niezwykłe. Po raz pierwszy od tygodni spotykam kogoś, kto nie usiłuje rozpaczliwie dostać się do ruchomych obrazków. Sądziłem, że każdy chce się dostać do ruchomych obrazków. Jak tylko cię zobaczyłem, pomyśla­łem: za to, co zrobił, spodziewa się pewnie pracy w ruchomych ob­razkach.
- Dziękuję mimo wszystko - powtórzył Victor. - Ale chyba nie skorzystam.
- Jestem ci jednak coś winien. - Mężczyzna sięgnął do kiesze­ni i wyjął wizytówkę. Wręczył ją Victorowi. Było na niej napisane:
 
Thomas Silverfish
Ciekawa i Pouczająca Kinematografia
Jedno- i dwuszpulowce materiał prawie niewybuchowy
 
Święty Gaj l
 
- To gdybyś kiedyś zmienił zdanie. Wszyscy w Świętym Gaju mnie znają.
Victor wpatrywał się w kartonik.
- Dziękuję - rzucił. - Ehm... Czy jest pan magiem? Silverfish spojrzał gniewnie.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - burknął.
- Nosi pan suknię z magicznymi symbolami...
- Magiczne symbole? Przyjrzyj się dokładniej, mój chłopcze! Z pewnością nie są to naiwne symbole śmiesznego i przestarzałe­go systemu wierzeń! To znaki oświeconej sztuki, której czysty, no­wy świt właśnie... tego... świta. Symbole magiczne... - zakończył tonem bezbrzeżnej pogardy. - I to jest szata, nie suknia - dodał jeszcze.
Victor przyjrzał się kolekcji gwiazd, półksiężyców i innych rze­czy. Znaki oświeconej sztuki, której nowy świt właśnie świtał, wyglą­dały zupełnie jak naiwne symbole śmiesznego i przestarzałego systemu wierzeń. Ale chwila nie była chyba odpowiednia, by mówić o tym głośno.
- Przepraszam - powiedział. - Nie przyjrzałem się dokładnie.
- Jestem alchemikiem - wyjaśnił Silverfish, z lekka tylko udo­bruchany.
- Rozumiem. Ołów w złoto i takie sprawy...
- Nie ołów, mój chłopcze. Światło. Z ołowiem to nie wychodzi. Światło w złoto...
- Naprawdę? - zdziwił się uprzejmie Victor.
Silverfish zaczął na środku placu ustawiać trójnóg.
Zebrał się niewielki tłumek. Niewielkie tłumki w Ankh-Morpork zbierają się bardzo łatwo - wśród mieszkańców miasta można znaleźć najznakomitszych gapiów we wszechświecie. Chętnie oglą­daliby wszystko, zwłaszcza jeśli istnieje szansa, że ktoś w zabawny sposób dozna krzywdy.
- Może zostaniesz na pokazie? - rzucił jeszcze Silverfish i od­szedł gdzieś.
Alchemik... Wszyscy przecież wiedzą, że alchemicy są trochę zwariowani, myślał Victor. To całkiem normalne.
Kto by chciał marnować czas na ruszanie obrazków? Większość z nich dobrze wygląda tam, gdzie jest.
- Kiełbaski w bułce! Kupujcie, póki gorące! - huknął czyjś głos tuż za jego uchem.
Victor odwrócił się.
- O... Witam, panie Dibbler.
- Dobry wieczór, chłopcze. Masz ochotę na pyszną gorącą kieł­baskę?
Victor zerknął na lśniące wałeczki na tacy zwisającej z szyi Dibblera. Pachniały apetycznie. Jak zawsze. A potem człowiek odgry­zał pierwszy kęs i odkrywał, że Gardło Sobie Podrzynam Dibbler potrafił wykorzystać takie kawałki zwierzęcia, z których posiadania zwierzę nie zdawało sobie nawet sprawy. Odkrył bowiem, że z dosta­teczną ilością smażonej cebuli i musztardy ludzie zjedzą wszystko.
- Specjalna zniżka dla studentów - szepnął konspiracyjnie Dib­bler. - Piętnaście pensów, i gardło sobie tym podrzynam.
Strategicznie uchylił pokrywkę patelni, wypuszczając obłok pary.
Pikantny zapach smażonej cebuli spełnił swe niegodziwe za­danie.
- Ale tylko jedną - zgodził się ostrożnie Victor. Dibbler wyrzucił kiełbaskę z patelni i ze sprawnością żaby ła­piącej ważkę chwycił ją w bułkę.
- Do końca życia nie będziesz żałował - obiecał wesoło. Victor ugryzł kawałek cebuli. Była w miarę bezpieczna.
- O co tam chodzi? - Wskazał kciukiem ekran.

Powered by MyScript