Ton Iana był taki, że Laurę ogarnęło miłe ciepło...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
g) taki jeden koleś w śmiesznej czapce, dwojga imion: Osama Bin o nazwisku Laden h) urzędnicy Urzędu Skarbowego oraz w ogóle wszyscy urzędnicy, bo czemu nie?...
»
— Jeżeli zawsze żebrzesz w taki sposób — rzekł pan Ralf — dobrze wystudiowałeś rolę...
»
Reguła zmieniająca adresy sieci wewnętrznej na zmienny adres publiczny taki jak w danym momencie przypisany jest do interfejsu eth0 : iptables -t nat -A...
»
Taki jest idea, nie wolno jednak nie docenia trudnoci, nawet kontrowersji, w ktrych wirze znajduj si politycy z chwil, gdy prbuj osign owe cele...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
mazurek dabrowskiego-wybicki Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki...
»
162 to zwyczajny M-ski, to znaczy taki, jakim widzieliœmy go w szkole, na manifestacjach albo na jednej z polan oliwskiego lasu...
»
Taki obrt spraw wywoa protesty w Wilnie...
»
mrukliwość nagła go ogarnęła, aż pomyślał Don Kichot, że może niechcący dotknął czymśburgrabiego, lecz choć szczerze żałował takiego obrotu...
»
I wskazał lukę w drzewach, przez którą widać było odległy może o milę 52...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Raczej sową. Zresztą Kenneth czasem nazywał mnie swoją sówką. To dziwne, ale pod względem charakteru jestem znacznie bardziej jego dzieckiem niż moich naturalnych rodziców.
- Twój ojciec był chyba zupełnie inny niż ojczym. W każdym razie takie odnoszę wrażenie.
Laura szeroko się uśmiechnęła.
- To dlatego, że matka, myśląc o drugim mężu, mnie pozostawiła wybór.
Ian uniósł brwi.
- Czyżby?
Laura wzięła przykład z Iana i również zbudowała sobie oparcie z poduszek.
- Tak. Zapytała mnie o zdanie, a kiedy wybrałam Kennetha, zaaprobowała to. - Zerknęła na męża i przekonała się, że poły jego luźnego szlafroka rozchyliły się, odsłaniając tors. Zapragnęła go dotknąć, wsunąć palce w poskręcane, ciemnokasztanowe włosy, rozchylić poły szlafroka szerzej...
Szybko odwróciła spojrzenie.
- Kiedy mój ojciec umarł, matka zdecydowała, że musi wy­prowadzić się z Petersburga, więc zabrała mnie do wód w Szwajcarii. Pewnie uznała, że w ten sposób najłatwiej znajdzie sobie nowego towarzysza. Miała kłopoty finansowe, a poza tym taka kobieta jak ona nie mogła żyć bez mężczyzny.
- Z twojego tonu wnoszę, że nie całkiem aprobujesz pośpiech, z jakim matka ponownie wyszła za mąż - zauważył Ian. - Ale dla większości kobiet małżeństwo jest dobrym wyjściem. Tylko nieliczne mają odwagę samotnie stawiać czoło światu tak jak ty.
Ogarnęła ją wątpliwość, czy jej uporczywe trwanie w staro­panieństwie nie było skutkiem oburzenia, jakie wzbudził w niej pośpiech matki. Uznała, że przy okazji musi się głębiej nad tym zastanowić.
- Jej nie groziła długa samotność. Mężczyźni zawsze ciągnęli do niej jak pszczoły do cukru, więc w Szwajcarii również miała powodzenie. Niektórzy szukali tylko romansu, tych jednak natych­miast oddalała. Wkrótce miała kilku poważnych kandydatów.
- Jak Kennethowi Stephensonowi udało się pokonać konkuren­tów? Nie wydaje mi się, żeby był typem człowieka spędzającego dużo czasu u wód.
- Przyjechał tam całkiem przypadkiem - wyjaśniła Laura. - Wracał do Anglii, gdzie miał prowadzić zajęcia w szkole Kompanii Wschodnioindyjskiej w Haileybury. Przyjaciel, z którym podróżował, miał problemy zdrowotne w Indiach, więc chciał się trochę podkurować, no i zjawili się u wód. Kenneth powiedział mi kiedyś, że od pierwszego spotkania zapragnął poślubić Tatianę. Był piętnaście lat starszy od niej i wcale nie taki efektowny, ale za to, gdy raz coś postanowił, konsekwentnie dążył do celu.
- Kiedy matka zasięgnęła twojej opinii?
- Pewnego dnia w lodziarni zapytała mnie znienacka, czy któryś z jej adoratorów podobałby mi się jako nowy tata. - Laura uśmiech­nęła się na to wspomnienie. - Jeden był bajecznie bogatym włoskim księciem, drugi nie mniej bogatym szwajcarskim bankierem. Kon­kurowali z nimi kupiec z Francji, handlujący jedwabiem, i pruski generał. Teraz wiem, że Kenneth miał z nich wszystkich zdecydo­wanie najmniej pieniędzy.
Zachichotała.
- Całkiem dobrze wychodziłam na tych konkurach, bo niektórzy kandydaci do ręki próbowali się wkraść w moje łaski. Włoski książę dał mi piękną lalkę, po czym powiedział, żebym poszła się nią pobawić gdzie indziej. Bankier zawsze przynosił niesamowite łakocie, dzięki Francuzowi miałam pod dostatkiem wstążek i koro­nek, generał organizował mi jazdę na kucu i tak dalej. Ale Kenneth jako jedyny naprawdę ze mną rozmawiał. Kiedy matka nas ze sobą poznała, przykląkł na jedno kolano, żeby nasze oczy były na równym poziomie, i powiedział: „Miło mi panią poznać, Laryso Aleksandrowno”, jakby naprawdę było mu miło. Poza tym on nie tylko mówił, lecz również słuchał. Gdy matka spytała mnie o zdanie, nie wahałam się ani chwili. Następnego dnia powiedziała mi, że wychodzi za mąż za pana Stephensona i przeprowadzimy się do Anglii.
- Paw z sową. Czy oni byli razem szczęśliwi? Laura skinęła głową.
- To dziwne, ale tak. Myślę, że matka miała dość burzliwych uczuć i melodramatów. Kiedyś powiedziała mi, że kobieta powinna znaleźć sobie męża, który będzie dla niej przyjacielem i zapewni jej bezpieczeństwo. Potem dodała jeszcze z goryczą, że namiętność jest zdradliwa jak ruchome piaski.
- Mądrze postąpiła, że spytała córkę o zdanie - powiedział zadumany Ian. - Dziecko zwykle nie daje się oszukać powierz­chownością, dociera do istoty człowieka. Kenneth Stephenson pewnie nie był najlepszym kandydatem według kryteriów eleganc­kiego świata, ale dla ciebie trudno było o lepszego ojczyma.
Laura powstrzymała przykry dreszcz.

Powered by MyScript