Sam nie wie, dlaczego, ale fakt, ?e ten porucznik, cz?owiek, kt?ry musi rozwik?a? wszystko, co si? sta?o w jego plac?wce, jest te? w jakim? stopniu zwi?zany z prac? muzeum, jest jednym z tych do?? licznych ludzi, kt?rzy przychodz? dwa razy w miesi?cu na wyk?ady, uspokaja dyrektora. To dobrze – my?li – na pewno dobrze. On przecie? nie pozwoli, aby mnie skrzywdzono... na pewno nie... I teraz ju? spokojniejszy, bardziej pewny, czuje si? tak, jakby kto?, a w zasadzie w?a?nie porucznik, zdj?? mu z plec?w ci??ki, stukilogramowy worek, kt?ry dotychczas przygniata? go do ziemi. Natomiast porucznik, widz?c spokojniejsz? twarz dyrektora, chcia?by nawet powiedzie? co? ciep?ego o tych wyk?adach, o muzeum, chcia?by w jakim? stopniu pocieszy? tego przestraszonego cz?owieka, lecz wie, ?e jest na s?u?bie, ?e musi d??y? ca?ym wysi?kiem woli i w?asnych umiej?tno?ci do jednego, jedynego celu. Musi ustali? i dowie??, kto i dlaczego zamordowa? kustosza dzia?u sztuki obcej, magistra Adama Ma?eckiego. Na inne rozmowy b?dzie czas po sko?czeniu tej sprawy. Porucznik rozpoczyna zadawanie pyta?: – Chcia?bym dowiedzie? si?, kto pierwszy odnalaz? zabitego? – Anna Krawiec – odpowiada dyrektor. – Kto pierwszy wszcz?? alarm, to znaczy, kto pierwszy zawiadomi? o tym fakcie? – Te? ona, nasza sprz?taczka... ona pierwsza zobaczy?a, po prostu dlatego, ?e tam sprz?ta. Czasami przychodzi do?? p??no i w?wczas robi to na ?apu-capu, tak by?o i dzi?... – Dobrze – porucznik przerywa dyrektorowi – dalsze pytania. – S?ucham – odpowiada dyrektor. – Kto pilnuje w nocy muzeum? – Str?? nocny – tu pada nazwisko. – Gdzie on teraz jest? – Chyba w domu... ju? po s?u?bie. Czeka do godziny si?dmej rano. – Gdzie dozorca przebywa w czasie swojej s?u?by? – No... – dyrektor robi okr?g?y ruch r?k? – tu na dole przy drzwiach i na galerii. Tam s? jedynie warto?ciowe rzeczy. – Tak – milicjant potwierdza. – Dlatego... – dyrektor chce powiedzie?, ?e przecie? nikt tych kilku pokoi biura nie pilnuje, bo nie ma sensu; c?? tu mo?na zabra?... papiery, kartoteki zabytk?w, ksi??ki.. – Kto wie o tym, ?e str?? przede wszystkim pilnuje galerii? – Wszyscy. – Co to znaczy wszyscy? – Pracownicy... no, my wszyscy. – Dobrze. Milicjant jest spokojny i ten spok?j udziela si? dyrektorowi. Teraz mo?e my?le? trze?wo. Nawet nie boi si?, ?e b?dzie odpowiada?, nie, naprawd? nie ma sensu wp?dza? si? w takie idiotyczne strachy. Szkoda Adama, naprawd? szkoda. Po raz pierwszy dyrektor ?a?uje zabitego w spos?b prawdziwy, prawie przyjacielski. – Kto by? wczoraj w biurze? Dyrektor spokojnie wymienia wszystkich pracownik?w, podaj?c ich funkcj?, zakres pracy, stara si? nawet kre?li? jak?? skr?con? charakterystyk?. A wi?c: Magister Henryk Zielga, asystent dzia?u sztuki, m?ody, niedawno po dyplomie, do?? pracowity, chyba ambitny, o ile w tak kr?tkim czasie mo?na co? o cz?owieku powiedzie?. Jeszcze w mie?cie nikogo prawie nie zna, pracuje trzy miesi?ce. Mieszka w muzeum, w pokoju go?cinnym. Sekretarka. Starsza pani, bardzo nerwowa, ?atwo wybucha, ca?y czas wydaje si? jej, ?e jest prze?ladowana, ?e ka?dy chce j? z posady usun??, lecz jako pracownik niezast?piona. Magister Hanna Str?czy?ska, kierownik dzia?u o?wiatowego. Dyrektor, zgodnie z podj?t? wcze?niej zasad?, o wszystkich m?wi dobrze, nie chwali, lecz i nie gani. Wszystko jest dobre. Wi?c magister Hanna prowadzi dzia? chyba najbardziej ruchliwy w muzeum... o w?a?nie, to ona organizuje wyk?ady, jest pe?na inicjatywy, troch? czasami nieodpowiedzialna, potrafi zawali? jak?? robot?, ale w zasadzie bardzo, bardzo dobry pracownik. Przez chwil? dyrektor zastanawia si?, czy powiedzie? o niej i o Adamie, lecz ta rzecz przecie? jest wa?na, mo?e bardzo wa?na, lepiej niech on, dyrektor, pierwszy to powie, aby nie by? pos?dzonym o skrywanie jakichkolwiek szczeg???w. A wi?c oni, to znaczy Adam Ma?ecki i Hanna, czuli co? do siebie. Porucznik s?ucha spokojnie, nie okazuje najmniejszego zdziwienia ani zainteresowania. Stara si? jedynie w pami?ci zachowa? wszystkie s?owa, kt?re teraz padaj?. Potem przyjdzie czas na protoko?owanie zeznania, lecz na razie, w tych pierwszych wypowiadanych zdaniach, mo?na czasami znale?? tak du?o, du?o istotnych wiadomo?ci. Wi?c oni byli przyjaci??mi... kochankami... to ?adna tajemnica. Mo?e nawet chcieli si? pobra?, chocia? z Ma?eckiego by? ju? taki zatwardzia?y kawaler. W?a?nie, porucznik chce teraz dowiedzie? si? jak najwi?cej o denacie, dlatego podchwytuje te s?owa i rozpoczyna wywiad na temat kustosza.
|