Twarz dyrektora rozja?nia si?, uspokaja...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
zajmowa³o ni¿ zwyk³¹ maszynk¹ i po ka¿dym goleniu mia³em twarz pozacinan¹, ¿enie mog³em siê potem w pracy opêdziæ od natrêtnych pytañ, co siê sta³o...
»
ani płaska twarz o wklęśniętym nosie, ani karłowatość, ani długie do ziemi ręce, ani inne podobne szczegóły jej powierzchowności nie pozbawiały...
»
Watażka przerwał, bo mu głos urwał się w gardle i stał się prawie jęczący, a twarz Heleny to rumieniła się, to bladła...
»
Amerykanin szybko powiedział mu o tym, co się wydarzyło, kiedy mówił, twarz Re Mu stawała się maską powagi...
»
 Programowanie spoÅ‚eczne Niedawno dyrektor studenckiej przychodni w pewnym dużym college'u powiedziaÅ‚ mi, że okoÅ‚o 500 studentów rocznie...
»
Na ulicy, w kłębowisku zaprzężonych w mułki wózków i rowerów, dostrzega twarz gaijina...
»
Rachel uświadomiła sobie nagle, że twarz jej płonie po rozmowie z Danielem...
»
Maryja bardzo wolno unosi twarz...
»
- ZostaliÅ›my zaatakowani raczej z zewnÄ…trz niż od we­wnÄ…trz - stwierdziÅ‚ dyrektor FBI, Charles Kurnik...
»
Bardzo ważne są dyrektywy #if, #else i #endif, które pozwalają na sterowaniem prze-biegiem kompilacji...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Sam nie wie, dlaczego, ale fakt, ?e ten porucznik, cz?owiek, kt?ry musi rozwik?a? wszystko, co si? sta?o w jego plac?wce, jest te? w jakim? stopniu zwi?zany z prac? muzeum, jest jednym z tych do?? licznych ludzi, kt?rzy przychodz? dwa razy w miesi?cu na wyk?ady, uspokaja dyrektora. To dobrze – my?li – na pewno dobrze. On przecie? nie pozwoli, aby mnie skrzywdzono... na pewno nie...
I teraz ju? spokojniejszy, bardziej pewny, czuje si? tak, jakby kto?, a w zasadzie w?a?nie porucznik, zdj?? mu z plec?w ci??ki, stukilogramowy worek, kt?ry dotychczas przygniata? go do ziemi.
Natomiast porucznik, widz?c spokojniejsz? twarz dyrektora, chcia?by nawet powiedzie? co? ciep?ego o tych wyk?adach, o muzeum, chcia?by w jakim? stopniu pocieszy? tego przestraszonego cz?owieka, lecz wie, ?e jest na s?u?bie, ?e musi d??y? ca?ym wysi?kiem woli i w?asnych umiej?tno?ci do jednego, jedynego celu. Musi ustali? i dowie??, kto i dlaczego zamordowa? kustosza dzia?u sztuki obcej, magistra Adama Ma?eckiego. Na inne rozmowy b?dzie czas po sko?czeniu tej sprawy.
Porucznik rozpoczyna zadawanie pyta?:
– Chcia?bym dowiedzie? si?, kto pierwszy odnalaz? zabitego?
– Anna Krawiec – odpowiada dyrektor.
– Kto pierwszy wszcz?? alarm, to znaczy, kto pierwszy zawiadomi? o tym fakcie?
– Te? ona, nasza sprz?taczka... ona pierwsza zobaczy?a, po prostu dlatego, ?e tam sprz?ta. Czasami przychodzi do?? p??no i w?wczas robi to na ?apu-capu, tak by?o i dzi?...
– Dobrze – porucznik przerywa dyrektorowi – dalsze pytania.
– S?ucham – odpowiada dyrektor.
– Kto pilnuje w nocy muzeum?
– Str?? nocny – tu pada nazwisko.
– Gdzie on teraz jest?
– Chyba w domu... ju? po s?u?bie. Czeka do godziny si?dmej rano.
– Gdzie dozorca przebywa w czasie swojej s?u?by?
– No... – dyrektor robi okr?g?y ruch r?k? – tu na dole przy drzwiach i na galerii. Tam s? jedynie warto?ciowe rzeczy.
– Tak – milicjant potwierdza.
– Dlatego... – dyrektor chce powiedzie?, ?e przecie? nikt tych kilku pokoi biura nie pilnuje, bo nie ma sensu; c?? tu mo?na zabra?... papiery, kartoteki zabytk?w, ksi??ki..
– Kto wie o tym, ?e str?? przede wszystkim pilnuje galerii?
– Wszyscy.
– Co to znaczy wszyscy?
– Pracownicy... no, my wszyscy.
– Dobrze.
Milicjant jest spokojny i ten spok?j udziela si? dyrektorowi. Teraz mo?e my?le? trze?wo. Nawet nie boi si?, ?e b?dzie odpowiada?, nie, naprawd? nie ma sensu wp?dza? si? w takie idiotyczne strachy. Szkoda Adama, naprawd? szkoda. Po raz pierwszy dyrektor ?a?uje zabitego w spos?b prawdziwy, prawie przyjacielski.
– Kto by? wczoraj w biurze?
Dyrektor spokojnie wymienia wszystkich pracownik?w, podaj?c ich funkcj?, zakres pracy, stara si? nawet kre?li? jak?? skr?con? charakterystyk?. A wi?c:
Magister Henryk Zielga, asystent dzia?u sztuki, m?ody, niedawno po dyplomie, do?? pracowity, chyba ambitny, o ile w tak kr?tkim czasie mo?na co? o cz?owieku powiedzie?. Jeszcze w mie?cie nikogo prawie nie zna, pracuje trzy miesi?ce. Mieszka w muzeum, w pokoju go?cinnym.
Sekretarka. Starsza pani, bardzo nerwowa, ?atwo wybucha, ca?y czas wydaje si? jej, ?e jest prze?ladowana, ?e ka?dy chce j? z posady usun??, lecz jako pracownik niezast?piona.
Magister Hanna Str?czy?ska, kierownik dzia?u o?wiatowego. Dyrektor, zgodnie z podj?t? wcze?niej zasad?, o wszystkich m?wi dobrze, nie chwali, lecz i nie gani. Wszystko jest dobre. Wi?c magister Hanna prowadzi dzia? chyba najbardziej ruchliwy w muzeum... o w?a?nie, to ona organizuje wyk?ady, jest pe?na inicjatywy, troch? czasami nieodpowiedzialna, potrafi zawali? jak?? robot?, ale w zasadzie bardzo, bardzo dobry pracownik. Przez chwil? dyrektor zastanawia si?, czy powiedzie? o niej i o Adamie, lecz ta rzecz przecie? jest wa?na, mo?e bardzo wa?na, lepiej niech on, dyrektor, pierwszy to powie, aby nie by? pos?dzonym o skrywanie jakichkolwiek szczeg???w. A wi?c oni, to znaczy Adam Ma?ecki i Hanna, czuli co? do siebie.
Porucznik s?ucha spokojnie, nie okazuje najmniejszego zdziwienia ani zainteresowania. Stara si? jedynie w pami?ci zachowa? wszystkie s?owa, kt?re teraz padaj?. Potem przyjdzie czas na protoko?owanie zeznania, lecz na razie, w tych pierwszych wypowiadanych zdaniach, mo?na czasami znale?? tak du?o, du?o istotnych wiadomo?ci.
Wi?c oni byli przyjaci??mi... kochankami... to ?adna tajemnica. Mo?e nawet chcieli si? pobra?, chocia? z Ma?eckiego by? ju? taki zatwardzia?y kawaler.
W?a?nie, porucznik chce teraz dowiedzie? si? jak najwi?cej o denacie, dlatego podchwytuje te s?owa i rozpoczyna wywiad na temat kustosza.

Powered by MyScript