Próbowałem potem nauczyć Pawła, kiedy zaczął się golić. I prawdopodobnie, żeby zrobić mi przyjemność, poddawał się początkowo bez sprzeciwu temu. Aż kiedyś wybiegł z łazienki i z rozpaczą w głosie wyrzucił: - Ja już nie mogę, tata! Popatrz, jak się pozacinałem. Tak się torturować i dlaczego? Zabawa na dobre już się rozkręciła, lecz nie udało mi się jeszcze ani razu zatańczyć. Przepuszczałem wciąż te wszystkie walce, polki, kujawiaki, marsze i czekałem od nowa na tango. Lecz gdy po dłużącym się w nieskończoność oczekiwaniu zagrali znów tango, czy za późno ruszałem z miejsca, czy zbyt nieśmiało podchodziłem do Anny, w każdym razie o ten krok, dwa ktoś mnie zawsze uprzedzał. I jak niepyszny wracałem na swoje miejsce pod drabinkami gimnastycznymi, oczekując na następne tango i podsycając w sobie od nowa nadzieję, że to następne będzie na pewno już moje i Anny. Przy ostatnim przyspieszyłem nawet kroku i już miałem zamiar schylić się w ukłonie przed nią, gdy o ten ukłon właśnie zrobił to szybciej kolega z klasy i Anna poszła w jego ramiona. Wściekły wmieszałem się nie wiadomo czemu w tłum tańczących par i przedzierając się przez środek sali, 452 wróciłem pod drabinki. Nie mogłem zrozumieć, jak to się stało, że i tym razem dałem się uprzedzić, i to koledze z klasy. Staliśmy cały czas razem, obok siebie, przy drabinkach i razem też ruszyliśmy wraz z pierwszymi taktami Letniej przygody, nie wiedząc, ma się rozumieć, że ruszamy do jednego celu. Choć on być może wiedział, bo przyglądał mi się z jakimś chytrym uśmiechem przed tym tangiem, a w pewnej chwili, pokazując głową na roztańczoną ciżbę, spytał: - Nie lubisz tych zwariowanych? - Nie. - Ja też nie. Lubię, bracie, tylko tanga. W tangu możesz przytulić i coś poczuć. A to kotłowanina. I chociaż nieskory byłem do rozmowy, śledząc, gdzie w tej ciżbie znajduje się Anna, znów mnie zagadnął: - Ty, ten pierścień to twój? - Mój. - Pokaż. - I złapał moją rękę w swoje wielkie łapska. - Ale jaja. A kiedy odpływał już z Anną ku środkowi sali, bezczelnie się do mnie uśmiechnął sponad jej ramienia, co mogło znaczyć, że uknuł już przedtem, gdyśmy pod tymi drabinkami stali, może za ten sygnet właśnie, to zwycięstwo nade mną. - Co, znowu nie tańczysz? - czyjś znajomy głos użalił się nade mną, a inny szyderczo dorzucił: - Bo pewnie nie umie. - A inny próbował mnie zachęcić: - Będziesz tak czekał, to całą zabawę przeczekasz. O, pozostawało tam kilka na ławkach. Bierz i tańcz. W polce tak nie widać, umie się czy nie, aby w kółko. - A jeszcze czyjś inny radził mi życzliwie: - Trzeba było strzelić sobie jednego na śmiałość. Wszystko to słyszałem trochę jak przez ścianę, zajęty myślami, jakby tu szybciej dało się przebyć tę przestrzeń 453 dzielącą mnie od Anny, gdy znów zagrają tango. Najlepiej byłoby zawczasu przesunąć się bliżej, póki sala roztańczona w tych walczykach, polkach, kujawiakach, marszach nie zatrzyma się. Lecz przecież nie miałem pewności, czy zaraz potem zagrają tango, czy znów polecą te walce, polki, kujawiaki, marsze. Poza tym wokół sali, pod ścianami, a nawet pod sceną przy orkiestrze wszystkie miejsca i na ławkach, i stojące już były zajęte, a od brzegu do brzegu kotłowała się zabawa, bo walce, polki, kujawiaki, marsze potrzebują miejsca. Rozhulane pary raz po raz wpadały na siedzących czy stojących, omal depcząc po nich. Wydawało się, że rade by wyskoczyć z tych ścian i tańczyć w przestrzeni bez granic. Anna miała miejsce na ławce pod oknami, ale aż przy końcu sali, bliżej sceny. A właściwie to wciąż goniła po tych walcach, polkach, kujawiakach, marszach, wciąż ktoś ją porywał, że nieraz nie zdążyła nawet usiąść. Więc przesunąć się i stać tam, przy pustym miejscu, w oczekiwaniu na to niepewne tango, że może zagrają, byłoby jakoś głupio, zwłaszcza gdyby zamiast tanga zagrali znów walca, polkę, kujawiaka, marsza. Zdjąłem sygnet z ręki i schowałem go do kieszonki na piersiach marynarki, żeby
|