Watażka przerwał, bo mu głos urwał się w gardle i stał się prawie jęczący, a twarz Heleny to rumieniła się, to bladła...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Myślę, że szukamy czegoś w tym rodzaju, ale prawie zawsze albo nas oszukują, albo my oszukujemy, Paryż - to miłość na ślepo, wszyscy jesteśmy beznadziejnie...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
— Okay, Becky — rozlegÅ‚ siÄ™ wesoÅ‚y gÅ‚os...
»
Owa silna dominacja g³owy pañstwa widoczna by³a te¿ w jej prawie do mianowania wy¿szych urzêdników pañstwowych...
»
— Czy chodzi wam o sprawÄ™ delfinów? — miaÅ‚ nadziejÄ™, że gÅ‚os nie zdradzaÅ‚ jego zdenerwowania...
»
W górnym tunelu pracowałem krótko, bo gdy poszedłem tam pracować, to był on już prawie wykopany...
»
— Wasza królewska mość — powtórzyÅ‚a; jej gÅ‚os wzniósÅ‚ siÄ™ o oktawÄ™...
»
— Nigdy siÄ™ nie wdrapiemy po tym Å›wiÅ„stwie z powrotem — rozlegÅ‚ siÄ™ gÅ‚os Scrubba...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Im więcej niezmiernej miłości było w słowach Bohuna, tym większa przepaść otwierała się przed
dziewczynÄ…, bez dna, bez nadziei ratunku.
A Kozak odpoczął chwilę, opanował się i tak dalej mówił:
– ProÅ›, czego chcesz. Ot, patrz, jak ta izba przybrana – to moje, to Å‚up z Baru, na szeÅ›ciu koniach ja dla ciebie to
przywiózÅ‚ – proÅ›, czego chcesz – zÅ‚ota żółtego, szat Å›wiecÄ…cych, klejnotów jasnych, rabów pokornych. Ja bogaty,
swego mam dość i Chmielnicki mnie dobra nie pożałuje, i Krzywonos nie pożałuje, ty będziesz jak księżna
WiÅ›niowiecka, zamków ci nazdobywam, pół Ukrainy ci darujÄ™ – bo choć ja Kozak, nie szlachcic, ale ataman
buńczuczny, pode mną dziesięć tysięcy mołojców chodzi, więcej niż pod kniaziem Jaremą. Proś, czego chcesz,
byleÅ› nie chciaÅ‚a uciekać ode mnie – byleÅ› zostaÅ‚a ze mnÄ…, hoÅ‚ubko, a pokochaÅ‚a!
Kniaziówna podniosÅ‚a siÄ™ na poduszkach, bardzo blada – ale jej sÅ‚odka, przecudna twarz wyrażaÅ‚a takÄ…
niezłomną wolę, dumę i siłę, że ta gołąbka podobniejszą była w tej chwili do orlęcia.
– JeÅ›li waćpan mej odpowiedzi czekasz – rzekÅ‚a – to wiedz, iż choćbym miaÅ‚a wiek w twojej niewoli przejÄ™czeć,
nigdy, nigdy cię nie pokocham, tak mi dopomóż Bóg!
Bohun pasował się przez chwilę sam ze sobą.
– Ty mi takich rzeczy nie mów! – rzekÅ‚ chrapliwym gÅ‚osem.
– Ty mi o swym kochaniu nie mów, bo mi od niego wstyd, gniew i obraza. Jam nie dla ciebie.
Watażka wstał.
– A dla kogo-że ty, kniaziówno Kurcewiczówno? a czyja by ty byÅ‚a w Barze, żeby nie ja?
– Kto mnie życie ratuje, by mi dać haÅ„bÄ™ i niewolÄ™, ten mój wróg, nie przyjaciel.
– I ty myÅ›lisz, żeby ciÄ™ chÅ‚opy zabiÅ‚y? Strach myÅ›leć!...
– Nóż by mnie zabiÅ‚, tyÅ› mi go wydarÅ‚!
– I nie oddam, bo ty musisz być moja – wybuchnÄ…Å‚ Kozak.
– Nigdy! wolÄ™ Å›mierć.
– Musisz i bÄ™dziesz.
– Nigdy.
– No, żeby ty nie byÅ‚a ranna, to po tym, co ty mi rzekÅ‚a, ja by dziÅ› jeszcze pchnÄ…Å‚ moÅ‚ojców do Raszkowa i
mnicha za łeb kazał przyprowadzić, a jutro ja by był twój mąż. Taj co? Męża grzech nie kochać i nie przyhołubić!
Hej! Ty panno wielmożna, tobie miłość kozacka obraza i gniew. A kto ty taka, że ja dla ciebie chłop? Gdzie twoje
zamki i bojary, i wojska? Czemu tobie gniew? czemu tobie obraza? Ja cię wojną wziął, ty branka. Oj, żeby ja był
chÅ‚op, ja by ciÄ™ nahajem po biaÅ‚ych plecach rozumu nauczyÅ‚ i bez ksiÄ™dza by siÄ™ twojÄ… krasÄ… nasyciÅ‚ – żeby ja byÅ‚
chłop, nie rycerz!
– Anieli niebiescy, ratujcie mnie! – szepnęła kniaziówna.
A tymczasem coraz większa wściekłość wzbierała na twarzy Kozaka i gniew chwytał go za włosy.
– Ja wiem – mówiÅ‚ – czemu tobie obraza, czemu ty mi odporna! Dla innego chowasz swój wstyd dziewiczy – ale
nic z tego, jakom żyw, jakom Kozak! Szlachcic hołota! oczajdusza! Lach nieszczery! Na pohybel-że jemu! Ledwie
spojrzał, ledwie w tańcu zakręcił i całą wziął, a ty, Kozacze, cierp, łbem tłucz! Ale ja jego dostanę i ze skóry każę go
obedrzeć, ćwiekami nabić. Wiedz ty, że idzie Chmielnicki na Lachów, a ja idÄ™ z nim – i twego hoÅ‚ubka odnajdÄ™,
choćby pod ziemią, a jak wrócę, to ci wrażą jego głowę na gościniec pod nogi kinę.
Helena nie sÅ‚yszaÅ‚a ostatnich słów atamana. Ból, gniew, rany, wzruszenie, przestrach zbawiÅ‚y jÄ… siÅ‚ – i sÅ‚abość
niezmierna rozeszÅ‚a siÄ™ po wszystkich jej czÅ‚onkach, oczy i myÅ›li jej zgasÅ‚y – i padÅ‚a zemdlona.
Watażka stał czas jakiś blady z gniewu, z pianą na ustach; wtem dostrzegł tę martwą głowę zwieszoną w tył
bezwładnie i z ust jego wyrwał się ryk prawie nieludzki:
– Wże po nej! Horpyna! Horpyna! Horpyna!
I na ziemiÄ… runÄ…Å‚.
Olbrzymka wpadła co duchu do świetlicy.
– Szczo z toboju?
– Ratuj! ratuj! – woÅ‚aÅ‚ Bohun. – ZabiÅ‚ ja jÄ…, duszu moju, Å›witÅ‚o moje!
– Szczo ty, zduriw?
– ZabiÅ‚, zabiÅ‚! – jÄ™czaÅ‚ watażka i rÄ™ce nad gÅ‚owÄ… Å‚amaÅ‚.
Ale Horpyna zbliżywszy się do kniaziówny wnet poznała, że to nie śmierć, jedno omdlenie ciężkie, i
wyprawiwszy za drzwi Bohuna zaczęła ją ratować.
Kniaziówna otworzyła po chwili oczy.
– No, doniu, nic ci – mówiÅ‚a czarownica. – Ty siÄ™ widać jego przelÄ™kÅ‚a i pomroka ciÄ™ chwyciÅ‚a, ale pomroka
przejdzie, a zdrowie przyjdzie. Ty jak orzech dziewczyna, tobie długo jeszcze na świecie żyć i szczęścia używać.
– KtoÅ› ty jest? – spytaÅ‚a sÅ‚abym gÅ‚osem kniaziówna.
– Ja? sÅ‚uga twoja, bo on tak kazaÅ‚.
– Gdzie ja jestem?
– W Czortowym Jarze. Szczera tu pustynia, nikogo tu nie zobaczysz prócz niego.
– Czy i ty tu mieszkasz?
– Tu nasz chutor. Ja DoÅ„cówna, brat mój pod Bohunem puÅ‚kownikuje, dobrych moÅ‚ojców wodzi, a ja tu siedzÄ™ –
i będę ciebie pilnowała w tej komnacie złocistej. Z chaty terem! aż łuna bije! to on dla cię wszystko to przywiózł.
Helena popatrzyła w hożą twarz dziewki i twarz ta wydała jej się pełną szczerości.
– A bÄ™dziesz ty dobra dla mnie?
Białe zęby młodej wiedźmy zabłysły w uśmiechu.
– BÄ™dÄ™. ZaÅ›bym nie byÅ‚a! – rzekÅ‚a – ale i ty bÄ…dź dobrÄ… d1a atamana. On sokół, on sÅ‚awny moÅ‚ojec, on ci...

Powered by MyScript