Schellenberg i Himmler podejrzewali, że to Canaris był źródłem klęski. Vogel, podobnie jak Catherine Blake i Horst Neumann, stał się niewinną ofiarą knowań Szczwanego Lisa. Sam Kurt miał inną teorię. Podejrzewał, że wszystkie dokumenty skradzione przez Catherine Blake spreparował brytyjski wywiad. Jego zdaniem ona i Neumann próbowali uciec z Anglii, kiedy Neumann zorientował się, że MI— 5 śledzi agentkę. Uważał, że operacja Mulberry to nie jednostki przeciwlotnicze przeznaczone do Pas— de— Calais, lecz sztuczny port, który zostanie zbudowany przy plażach Normandii. Sądził też, że pozostałym agentom z Wielkiej Brytanii nie wolno ufać; że wpadli w ręce Anglików, którzy zmusili ich do współpracy, niewykluczone, że już na samym początku wojny. Brakowało mu jednak dowodów na potwierdzenie tej tezy — a jako znakomity prawnik nie zamierzał rzucać oskarżeń, których nie mógł dowieść. Poza tym nawet gdyby posiadał dowody, chyba nie złożyłby ich w ręce typów pokroju Schellenberga czy Himmlera. Zadzwonił jeden z telefonów na biurku Schellenberga. Ten musiał odebrać. Warknął i przez następne pięć minut ostrożnie rozmawiał szyfrem, podczas gdy Vogel czekał. Śnieżyca z popiołów ustała. Ruiny Berlina oświetlało pogodne kwietniowe słońce. Potłuczone szkło błyszczało jak kryształki lodu. Pozostanie w Abwehrze i współpraca z nowymi władzami miała swoje zalety. Vogel po cichu wyekspediował Gertrudę, Nicole i Lizbet z Bawarii do Szwajcarii. Jak przystało na porządnego oficera wywiadu, sfinansował akcję w super skomplikowany sposób, przelewając oszczędności z tajnych kont Abwehry na osobiste konto żony w Szwajcarii, a następnie całą tę wymianę pokrywając własnymi pieniędzmi zgromadzonymi w Niemczech. Wysłał z kraju dość pieniędzy, by przez pierwsze lata po wojnie mogli żyć dostatnio. W dodatku trzymał w zanadrzu jedną kartę: wiadomość, za którą — był tego pewny — Brytyjczycy i Amerykanie chętnie zapłacą pieniędzmi i ochroną. Schellenberg skończył rozmowę i skrzywił się, jakby go bolał żołądek. — Więc — zagaił — po co pana tu dziś zaprosiłem, kapitanie Vogel? Bardzo frapujące wieści dotarły do nas z Londynu. — Doprawdy? — Vogel podniósł brwi. — Tak. Nasze źródło w MI— 5 przekazało nadzwyczaj interesujące wiadomości. Schellenberg zamaszystym ruchem ujął jakiś świstek i podał go Voglowi. Cóż za subtelna manipulacja — pomyślał Vogel, czytając. Skończywszy, położył kartkę na biurku. — To rzecz wyjątkowa, żeby MI— 5 podjęła kroki dyscyplinarne przeciwko osobistemu przyjacielowi i zaufanemu współpracownikowi Winstona Churchilla. A moje źródło jest czyste jak łza. Osobiście rekrutowałem tego agenta. To nie żadne ścierwo Canarisa. Moim zdaniem ta informacja potwierdza prawdziwość dokumentów skradzionych przez pańską agentkę, kapitanie. — Tak, najwyraźniej ma pan rację, Herr Brigadenführer. — Natychmiast należy o tym powiadomić führera. Dziś wieczorem spotyka się w Berchtesgaden z japońskim ambasadorem, by omówić przygotowania do inwazji. Jestem przekonany, że będzie chciał przekazać mu tę informację. Vogel skinął głową. — Za godzinę wylatuję z Tempelhof. Chciałbym, żeby pan udał się ze mną i osobiście przekazał raport führerowi. W końcu to była pańska operacja. Poza tym wódz najwyraźniej pana polubił. Czeka pana świetlana przyszłość, kapitanie Vogel. — Dziękuję za propozycję, Herr Brigadenführer, ale sądzę, że to pan winien przekazać mu tę wiadomość. — Jest pan pewny, kapitanie? — Jak najbardziej, Herr Brigadenführer. Rozdział dwudziesty Oyster Bay, Long Island Wreszcie prawdziwie wiosenny dzień — ciepłe słońce, lekki wiatr od zatoki. Wczoraj było zimno i mokro. Dorothy Lauterbach obawiała się, że pogoda zrujnuje uroczystości pogrzebowe. Zadbała, by we wszystkich kominkach położono drwa, i kazała przygotować morze gorącej kawy dla gości. Ale przed południem słońce rozpędziło ostatnie chmury i wyspa tonęła w blasku. Dorothy błyskawicznie przeniosła uroczystość żałobną z domu na trawnik z widokiem na zatokę. Shepherd Ramsey przywiózł z Londynu rzeczy Jordana: ubrania, książki, listy, osobiste notatki, których nie zabrały służby bezpieczeństwa. W samolocie lecącym nad Atlantykiem Ramsey przerzucał kartki, upewniając się, czy nie ma tam wzmianki o kobiecie, z którą Peter się spotykał w Londynie przed śmiercią.
|