Vogel jakimś cudem ocalał...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Lud rozmawiał głośno, nawoływał się, śpiewał, chwilami wybuchał śmiechem nad jakimś dowcipnym słowem, które przesyłano sobie z rzędu do rzędu, i...
»
Zakopanego rozbił się samochodem ferrari 410 Super Ameryka i wrak rozbitego samochodu, w którym na szczęście ocalał silnik i skrzynia biegów, kupił mój...
»
sprzeczność z jakimś powtarzalnym efektem" (Stegmül er 1989/I, 402)...
»
Marynowicz-Hetka Ewav-Pedagogika specjalna a praca socjalnaWohlfaht 97Wolfenberg W...
»
Wprawdzie w tym przypadku nie było żadnej sprawy...
»
3
»
ma prysznica...
»
– Ty mi nie opowiadaj koncepcji rodem z podręcznika dla uczniów świątynnej szkoły!– Pani...
»
64
»
3692 * 1 1 COM 12 42 53...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Schellenberg i Himmler pode­jrzewali, że to Canaris był źródłem klęski. Vogel, podobnie jak Catherine Blake i Horst Neumann, stał się niewinną ofiarą knowań Szczwanego Lisa.
Sam Kurt miał inną teorię. Podejrzewał, że wszystkie dokumenty skradzione przez Catherine Blake spreparował brytyjski wywiad. Jego zdaniem ona i Neumann próbowali uciec z Anglii, kiedy Neumann zorientował się, że MI— 5 śledzi agentkę. Uważał, że operacja Mulberry to nie jednostki przeciwlotnicze przeznaczone do Pas— de— Calais, lecz sztuczny port, który zostanie zbudowany przy plażach Normandii. Sądził też, że pozostałym agentom z Wiel­kiej Brytanii nie wolno ufać; że wpadli w ręce Anglików, którzy zmusili ich do współpracy, niewykluczone, że już na samym początku wojny.
Brakowało mu jednak dowodów na potwierdzenie tej te­zy — a jako znakomity prawnik nie zamierzał rzucać oskarżeń, których nie mógł dowieść. Poza tym nawet gdyby posiadał do­wody, chyba nie złożyłby ich w ręce typów pokroju Schellenberga czy Himmlera.
Zadzwonił jeden z telefonów na biurku Schellenberga. Ten musiał odebrać. Warknął i przez następne pięć minut ostrożnie rozmawiał szyfrem, podczas gdy Vogel czekał. Śnieżyca z popio­łów ustała. Ruiny Berlina oświetlało pogodne kwietniowe słońce. Potłuczone szkło błyszczało jak kryształki lodu.
Pozostanie w Abwehrze i współpraca z nowymi władzami miała swoje zalety. Vogel po cichu wyekspediował Gertrudę,
Nicole i Lizbet z Bawarii do Szwajcarii. Jak przystało na porząd­nego oficera wywiadu, sfinansował akcję w super skomplikowany sposób, przelewając oszczędności z tajnych kont Abwehry na osobiste konto żony w Szwajcarii, a następnie całą tę wymianę pokrywając własnymi pieniędzmi zgromadzonymi w Niemczech. Wysłał z kraju dość pieniędzy, by przez pierwsze lata po wojnie mogli żyć dostatnio. W dodatku trzymał w zanadrzu jedną kartę: wiadomość, za którą — był tego pewny — Brytyjczycy i Ame­rykanie chętnie zapłacą pieniędzmi i ochroną.
Schellenberg skończył rozmowę i skrzywił się, jakby go bolał żołądek.
— Więc — zagaił — po co pana tu dziś zaprosiłem, kapitanie Vogel? Bardzo frapujące wieści dotarły do nas z Londynu.
— Doprawdy? — Vogel podniósł brwi.
— Tak. Nasze źródło w MI— 5 przekazało nadzwyczaj inte­resujące wiadomości.
Schellenberg zamaszystym ruchem ujął jakiś świstek i podał go Voglowi.
Cóż za subtelna manipulacja — pomyślał Vogel, czytając. Skończywszy, położył kartkę na biurku.
— To rzecz wyjątkowa, żeby MI— 5 podjęła kroki dyscyplinarne przeciwko osobistemu przyjacielowi i zaufanemu współpracow­nikowi Winstona Churchilla. A moje źródło jest czyste jak łza. Osobiście rekrutowałem tego agenta. To nie żadne ścierwo Ca­narisa. Moim zdaniem ta informacja potwierdza prawdziwość dokumentów skradzionych przez pańską agentkę, kapitanie.
— Tak, najwyraźniej ma pan rację, Herr Brigadenführer.
— Natychmiast należy o tym powiadomić führera. Dziś wie­czorem spotyka się w Berchtesgaden z japońskim ambasadorem, by omówić przygotowania do inwazji. Jestem przekonany, że będzie chciał przekazać mu tę informację.
Vogel skinął głową.
— Za godzinę wylatuję z Tempelhof. Chciałbym, żeby pan udał się ze mną i osobiście przekazał raport führerowi. W końcu to była pańska operacja. Poza tym wódz najwyraźniej pana polubił. Czeka pana świetlana przyszłość, kapitanie Vogel.
— Dziękuję za propozycję, Herr Brigadenführer, ale sądzę, że to pan winien przekazać mu tę wiadomość.
— Jest pan pewny, kapitanie?
— Jak najbardziej, Herr Brigadenführer.
Rozdział dwudziesty
Oyster Bay, Long Island
Wreszcie prawdziwie wiosenny dzień — ciepłe słońce, lekki wiatr od zatoki. Wczoraj było zimno i mokro. Dorothy Lauterbach obawiała się, że pogoda zrujnuje uroczystości pogrzebowe. Za­dbała, by we wszystkich kominkach położono drwa, i kazała przygotować morze gorącej kawy dla gości. Ale przed południem słońce rozpędziło ostatnie chmury i wyspa tonęła w blasku. Dorothy błyskawicznie przeniosła uroczystość żałobną z domu na trawnik z widokiem na zatokę.
Shepherd Ramsey przywiózł z Londynu rzeczy Jordana: ubrania, książki, listy, osobiste notatki, których nie zabrały służby bezpieczeństwa. W samolocie lecącym nad Atlantykiem Ramsey przerzucał kartki, upewniając się, czy nie ma tam wzmianki o kobiecie, z którą Peter się spotykał w Londynie przed śmiercią.

Powered by MyScript