ma prysznica...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Błagam cię, usiądź...
»
prawnych
»
Sandy podała główne danie, pyszną pieczeń wołową...
»
- Aż Nowej Rosji nic? - spytał Kilczer...
»
Ulam i von Neumann pracowali w Los Alamos National Laboratory, gdzie prowadzono badania nad bombą atomową w ramach projektu Manhattan...
»
Aspekt personalistyczny ukazuje zatem godność osoby ludzkiej i jej zdolność rozwoju do pełni, sobie tylko właściwej, osobowej doskonałości...
»
Usta Elryka zaciskały się mocno, gdy słuchał tych wieści...
»
 * * * Kiedy Billy wrócił z urlopu, czekał już na niego rozkaz wyjazdu...
»
Zielona roślina jest już gruba jak udo mężczyzny, malachitowe węże łodyg kłębią się w paroksyzmach eksplozyjnego wzrostu, z trzaskiem otwierają się nowe...
»
* * *Na ulicach Teheranu panował spokój...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Musi ci wystarczyć mokra gąbka. Mamy generator prądotwórczy, ale używamy go oszczędnie, bo brakuje paliwa.
- Na pewno będą zadowolona - odrzekła Karla, choć zastanawiała się przez moment, czy kogoś z handlarzy futrami nie zamordowano w jej obecnej kwaterze. Rozłożyła na podłodze karimatę i śpiwór.
- Moje gratulacje. Nasi japońscy przyjaciele byli gotowi jeść ci z ręki, kiedy wymieniłaś nazwy ich placówek naukowych.
- To było łatwe. Kiedy dostałam ich nazwiska, poszukałam w Internecie. Znalazłam ich zdjęcia i przeczytałam o nich. Ale na Siergieja chyba nie działa mój urok.
Maria wybuchnęła śmiechem.
- Mój mąż to dobry człowiek. Inaczej dawno bym go rzuciła. Ale czasami trudno z nim wytrzymać, zwłaszcza gdy chodzi o kobiety. I ma przesadne wyobrażenie o sobie.
- O was obojgu też czytałam. Siergiej nie ma na koncie nawet połowy twoich osiągnięć naukowych.
- Ale ma znajomości wśród polityków. To się liczy. Będzie cię szanował, jeśli mu się postawisz, ale jeśli nie masz nic przeciwko schlebianiu mu, będzie ci jadł z ręki. Tak naprawdę brakuje mu pewności siebie i ja robię to cały czas.
- Dzięki za radę. Będę dla niego miła. Jaki mamy harmonogram?
- W tej chwili nic jeszcze nie zostało postanowione.
- Nie rozumiem. - Karla zobaczyła w oczach Marii błysk rozbawienia. - Czegoś mi nie powiedziałaś?
- Tak. Dobra wiadomość jest taka, że znaleźliśmy coś wspaniałego. Zła jest taka, że pozostali zdecydują czy pokazać ci to odkrycie od razu, czy zaczekać, aż cię lepiej poznają.
Prowokacyjna uwaga wzbudziła ciekawość Karli, ale odrzekła:
- Cokolwiek zdecydujecie, dostosuję się do tego. Będę zajęta własną pracą. Maria skinęła głową i zabrała Karlę z powrotem przed duży budynek, gdzie zgromadzili się inni naukowcy.
- Przyjechała pani na wyspę w bardzo niefortunnym, a może szczęśliwym momencie -
Arbatow zwrócił się do Karli surowym tonem. - To zależy od pani.
- Nie rozumiem.
- Urządziliśmy głosowanie - wyjaśnił. - Postanowiliśmy przyjąć panią do kręgu wtajemniczonych. Ale musi pani przysiąc, że nie zdradzi pani nikomu, co pani widziała, teraz ani później, bez zgody członków tej ekspedycji.
- Doceniam to - odrzekła Karla. - Ale nadal nic nie rozumiem. - Zerknęła na Marię w poszukiwaniu pomocy.
Arbatow wskazał dużą, drewnianą szopę. Po obu stronach solidnych drzwi stali Japończycy. Wyglądali jak posągi przed azjatycką świątynią. Na znak Rosjanina Sato otworzył drzwi i wykonał szeroki, zapraszający gest.
Wszyscy się uśmiechali. Karla zastanawiała się przez moment, czy nie trafiła do domu wariatów, którzy postradali zmysły z powodu izolacji w Arktyce. Weszła ostrożnie do środka. Powietrze było dużo mniej stęchłe niż w jej kwaterze, wyczuła zwierzęcy odór jak w oborze. Wydzielała go bryła brązoworudego futra na stole oświetlonym reflektorami zasilanymi z generatora. Karla zrobiła następny krok naprzód i zaczęła rozróżniać szczegóły.
Wydawało się, że stworzenie śpi. Niemal spodziewała się, że zaraz otworzy oczy, poruszy ogonem albo krótkim tułowiem.
Miała przed sobą zwierzę, które wyglądało jak żywy okaz sprzed dwudziestu tysięcy lat - najlepiej zachowanego młodego mamuta, jakiego dotąd widziała.

14 Jordan Gant przypominał Chimerę, mitycznego wielopostaciowego greckiego potwora.
Był zdyscyplinowany jak mnich i sprawiał wrażenie ascety, ale czarny garnitur na zamówienie i golf w tym samym kolorze, które podkreślały bladość jego cery i srebrzystość siwizny, kosztowały więcej niż wielu ludzi zarabia przez tydzień. Jego waszyngtońskie biuro na Massachusetts Avenue wyglądało spartańsko w porównaniu z luksusowymi siedzibami innych potężnych fundacji w okolicy, ale Gant miał pałacową, wiejską rezydencję w Wirginii, stadninę koni i garaż pełen szybkich samochodów. Zrobił
majątek na międzynarodowych inwestycjach, ale stał na czele organizacji, której celem było zniszczenie takich korporacji jak te, dzięki którym stał się bogaty.
Gant miał małe uszy przylegające do głowy, co nadawało mu wygląd opływowej, ozdobnej figurki na masce samochodu. Rysy jego twarzy nie zdradzały żadnych cech charakteru. Gdy był odprężony, jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Opanował do perfekcji umiejętność uśmiechania się jak polityk i robił to tak, jakby wciskał włącznik elektryczny. Potrafił udawać szczere zainteresowanie w czasie najbardziej nudnej rozmowy i, niczym antyczny aktor, wkładać maskę współczucia lub radości. Czasami wydawał się bardziej iluzją niż człowiekiem.
Gant przywdział najbardziej sympatyczną minę, gdy siedział w swym biurze i rozmawiał z Irvingiem Sackerem, mężczyzną w średnim wieku z obwisłymi policzkami i przerzedzonymi, czarnymi włosami. Sacker i trzej inni przedstawiciele wpływowej waszyngtońskiej firmy prawniczej nosili tradycyjne garnitury, byli starannie ostrzyżeni i mieli wypielęgnowane paznokcie. Wyglądali jak seryjne produkty Wyższej Szkoły Prawniczej w Georgetown. Choć różnili się fizycznie, wszyscy mieli czujne miny polujących drapieżników.
- Widzę, że przyniósł pan papiery i dyskietki, tak jak prosiłem - powiedział Gant.
Sacker wręczył mu neseser.
- Normalnie zostawilibyśmy sobie w biurze kopie, ale skoro zapłacił pan tyle za dyskrecję, usunęliśmy z naszych komputerów wszystkie pliki i wyczyściliśmy kartoteki.

Powered by MyScript