Było na tyle wcześnie, że przy biurkach pracowała cała dwudziestka skrybów; Melles rozejrzał się i podszedł do pierwszego pisarza, który nie wyglądał na zajętego. Młody mężczyzna siedział, jak inni, za dużym drewnianym biurkiem, na którym znajdowały się wszystkie potrzebne przyrządy. Stos papieru do brudnopisów, drugi, mniejszy, imperialnego pergaminu, kałamarze z czerwonym i czarnym atramentem, piasek do posypywania gotowych dokumentów, szklane pióra i grzejnik do rąk ułożył w najwygodniejszy dla siebie sposób. Na boku leżała książka, którą odłożył, kiedy tylko zbliżył się do niego Melles. Jedynym przedmiotem nadającym miejscu bardziej osobisty charakter była mała, owalna rzeźba skręconej półkoliście ryby. Sam urzędnik wyglądał niepozornie - jak ci, których się natychmiast zapomina - jak wszyscy tutaj. Przed rozpoczęciem służby uczono ich jak być niezauważalnym. Tutaj oznaczali jedynie parę rąk potrafiącą wykonać określone czynności; każdego z nich można było zastąpić innym. Sam Melles nigdy tu nie trafił, jednak tylko dlatego, że służył Imperium i cesarzowi, opanowując zupełnie inne umiejętności. Melles dyktował rozkazy, a pisarz szybko je notował; potem spisał pierwszą wersję i słowo po słowie przeczytał baronowi, a następnie, po uwzględnieniu poprawek, sporządził ostateczny dokument na imperialnym pergaminie. Melles bardzo starannie dobierał słowa, przyznając sobie dokładnie tyle uprawnień, ile dał mu cesarz, nie więcej. W końcu wezwał trzech kolejnych pisarzy, by spisali dodatkowe kopie - razem powstało ich pięć. Na razie rozkazy nie były niczym więcej niż kawałkami zapisanego papieru. Kiedy pisarz skończył, wezwał jednego z siedzących i gawędzących przy kominku paziów, po czym wysłał go z papierami do cesarza. Paź nie poszedł tym samym korytarzem, którym przyszedł tu Melles; dla nich przeznaczono osobne przejście do cesarskich komnat, z którego tylko im wolno było korzystać; w ten sposób nikt ich po drodze nie zatrzymywał, nie wypytywał i nie opóźniał. Melles nie mógł pójść z chłopcem. Straże nie dopuściłyby go do cesarza, gdyby sam zjawił się przed nim z dokumentami do podpisu. Miało to zapobiegać wywieraniu wpływu na cesarza lub podpisywaniu dokumentów bez czytania. Wszystkie te skomplikowane zasady miały swoje przyczyny. W końcu paź powrócił; błysk imperialnej pieczęci na wierzchniej kartce oznaczał, że wszystko poszło dobrze i cesarz zaakceptował rozkazy bez poprawek. Gdyby było inaczej, chłopiec miałby jedną kopię, nie pięć, z naniesionymi przez cesarza korektami. Pozostałe kopie straż spaliłaby na miejscu, aby nikt nie podrobił widniejącej na nich pieczęci. Melles z ukłonem wdzięczności przyjął dokumenty i wyszedł. Na zewnątrz, mimo że był na to przygotowany, znów poczuł dreszcz chłodu; jednak nie zawahał się nawet przez chwilę. Teraz najważniejsze było dostarczenie jednej kopii komendantowi cesarskiej armii. Zanim przystąpi do realizacji reszty ambitnych planów, musi zdobyć poparcie wojska. Słowa rozkazu dobrał tak, by nie pomniejszały autorytetu dowódcy wojsk na rzecz samego Mellesa. Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzył, byłoby uczynienie sobie wroga z generała Thayera Generał był groźnym przeciwnikiem - nie zapominał i nie wybaczał. Rozkazy dawały Mellesowi moc wykorzystywania pojedynczych oddziałów do uśmierzania buntów, ale tylko pod warunkiem, że owe oddziały nie miały innych obowiązków. “Jeśli nie stłumię zamieszek pojedynczym regimentem, większy oddział też mi nie pomoże. Postępując w ten sposób, nie będę stanowił zagrożenia dla Thayera, a moje rozkazy nie będą kolidowały z jego rozporządzeniami dla całej armii”. Jeśli dopisze mu szczęście, nie będzie musiał zbyt często korzystać z wojska, ale ostatnio nikomu nie dopisywało szczęście. Wiedział już, że w każdym mieście będzie musiał przynajmniej raz wydać żołnierzom rozkaz zabijania. Pierwszy raz od stuleci wojsko zostanie użyte przeciwko cywilom - na pewno wywoła to ogromny wstrząs. Miał nadzieję, że taki, iż nie będzie musiał powtarzać lekcji. Każdy zabity cywil oznaczał mniejsze wpływy z podatków, a w tej chwili Imperium nie mogło sobie pozwolić na duże straty. Komendant armii miał kwaterę w Skalnym Zamku, gdyż od czasów trzeciego cesarza każdy władca wolał mieć dowódcę wojska na oku. Trzeci cesarz przed wstąpieniem na tron był głównodowodzącym armii. Nie spodobał mu się wybrany przez władcę następca, więc tuż po śmierci cesarza postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Potem zaś nie zamierzał dać swojemu dowódcy armii sposobności podobnej do tej, z jakiej sam skorzystał. Jego potomkowie wzięli przykład z mądrego przodka. Kiedy Melles szedł korytarzami i schodami, owiewały go na przemian słabsze strumienie ciepłego i znacznie mocniejsze - chłodnego powietrza, przechodzącego w niemal lodowaty powiew. Mieszkańcy zamku ogrzewali się teraz kominkami i innymi prymitywnymi sposobami, na których zwykle nie można było polegać, a nawet przewidzieć ich działania. Do wiosny na pewno rozprzestrzenia się choroby powszechne na ogół wśród biedaków. “Czasy są... ciekawe. A mogą stać się jeszcze ciekawsze”. Korytarze wyglądały identycznie - miały taką samą wysokość, szerokość i wystrój: wyłożono je szarym marmurem i udekorowano zdobyczną bronią. Kiedy Melles wyszedł z części pałacu będącej siedzibą cesarza i oficjalnych komnat Rady, korytarze stały się dużo węższe i niższe - jedynie po tym można było poznać, iż nie jest się już w apartamentach cesarskich.
|