Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Skoroś go nie widział, skąd możesz wiedzieć, że był na strychu? – Toć jego własna żona musiała chyba wiedzieć, gdzie przebywa! –...
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
26|167|Oni powiedzieli: "Jesli nie zaprzestaniesz, o Locie, to niechybnie zostaniesz wypedzony!"26|168|On powiedzial: "Nienawidze tego, co wy czynicie...
»
współobywatelom, że właściwie jego wypychano, ażeby się bił z synem margrabiego o obra- zę księcia Napoleona – mais je leur ai dit 353 –...
»
Wtpliwoci co do stanu psychicznego wiadka i jego stanu rozwoju umysowego mog wynika z informacji uzyskanych od innych osb w toku postpowania przygotowawczego, w...
»
Mieszka, który do innego obejścia i innych stosunków przywykł z Jordanem, drażniła zarówno wyniosłość biskupa, jak i to, że pod bokiem jego, który zwykł...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Było na tyle wcześnie, że przy biur­kach pracowała cała dwudziestka skrybów; Melles rozejrzał się i podszedł do pierwszego pisarza, który nie wyglądał na za­jętego.
Młody mężczyzna siedział, jak inni, za dużym drewnianym biurkiem, na którym znajdowały się wszystkie potrzebne przy­rządy. Stos papieru do brudnopisów, drugi, mniejszy, imperial­nego pergaminu, kałamarze z czerwonym i czarnym atramentem, piasek do posypywania gotowych dokumentów, szklane pióra i grzejnik do rąk ułożył w najwygodniejszy dla siebie sposób. Na boku leżała książka, którą odłożył, kiedy tylko zbliżył się do niego Melles. Jedynym przedmiotem nadającym miejscu bar­dziej osobisty charakter była mała, owalna rzeźba skręconej półkoliście ryby.
Sam urzędnik wyglądał niepozornie - jak ci, których się natychmiast zapomina - jak wszyscy tutaj. Przed rozpoczęciem służby uczono ich jak być niezauważalnym. Tutaj oznaczali jedynie parę rąk potrafiącą wykonać określone czynności; każ­dego z nich można było zastąpić innym. Sam Melles nigdy tu nie trafił, jednak tylko dlatego, że służył Imperium i cesarzowi, opanowując zupełnie inne umiejętności.
Melles dyktował rozkazy, a pisarz szybko je notował; potem spisał pierwszą wersję i słowo po słowie przeczytał baronowi, a następnie, po uwzględnieniu poprawek, sporządził ostateczny dokument na imperialnym pergaminie. Melles bardzo starannie dobierał słowa, przyznając sobie dokładnie tyle uprawnień, ile dał mu cesarz, nie więcej. W końcu wezwał trzech kolejnych pisarzy, by spisali dodatkowe kopie - razem powstało ich pięć. Na razie rozkazy nie były niczym więcej niż kawałkami zapisanego papieru. Kiedy pisarz skończył, wezwał jednego z siedzących i gawędzących przy kominku paziów, po czym wysłał go z papierami do cesarza. Paź nie poszedł tym samym korytarzem, którym przyszedł tu Melles; dla nich przeznaczono osobne przejście do cesarskich komnat, z którego tylko im wolno było korzystać; w ten sposób nikt ich po drodze nie zatrzymywał, nie wypytywał i nie opóźniał.
Melles nie mógł pójść z chłopcem. Straże nie dopuściłyby go do cesarza, gdyby sam zjawił się przed nim z dokumentami do podpisu. Miało to zapobiegać wywieraniu wpływu na cesarza lub podpisywaniu dokumentów bez czytania. Wszystkie te skompli­kowane zasady miały swoje przyczyny.
W końcu paź powrócił; błysk imperialnej pieczęci na wierzch­niej kartce oznaczał, że wszystko poszło dobrze i cesarz zaakcep­tował rozkazy bez poprawek. Gdyby było inaczej, chłopiec miał­by jedną kopię, nie pięć, z naniesionymi przez cesarza korektami. Pozostałe kopie straż spaliłaby na miejscu, aby nikt nie podrobił widniejącej na nich pieczęci.
Melles z ukłonem wdzięczności przyjął dokumenty i wy­szedł. Na zewnątrz, mimo że był na to przygotowany, znów poczuł dreszcz chłodu; jednak nie zawahał się nawet przez chwi­lę. Teraz najważniejsze było dostarczenie jednej kopii komen­dantowi cesarskiej armii. Zanim przystąpi do realizacji reszty ambitnych planów, musi zdobyć poparcie wojska.
Słowa rozkazu dobrał tak, by nie pomniejszały autorytetu dowódcy wojsk na rzecz samego Mellesa. Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzył, byłoby uczynienie sobie wroga z generała Thayera Generał był groźnym przeciwnikiem - nie zapominał i nie wybaczał. Rozkazy dawały Mellesowi moc wykorzystywania pojedynczych oddziałów do uśmierzania buntów, ale tylko pod warunkiem, że owe oddziały nie miały innych obowiązków. “Jeśli nie stłumię zamieszek pojedynczym regimentem, większy oddział też mi nie pomoże. Postępując w ten sposób, nie będę stanowił zagrożenia dla Thayera, a moje rozkazy nie będą koli­dowały z jego rozporządzeniami dla całej armii”.
Jeśli dopisze mu szczęście, nie będzie musiał zbyt często korzystać z wojska, ale ostatnio nikomu nie dopisywało szczę­ście. Wiedział już, że w każdym mieście będzie musiał przynaj­mniej raz wydać żołnierzom rozkaz zabijania. Pierwszy raz od stuleci wojsko zostanie użyte przeciwko cywilom - na pewno wywoła to ogromny wstrząs. Miał nadzieję, że taki, iż nie będzie musiał powtarzać lekcji. Każdy zabity cywil oznaczał mniejsze wpływy z podatków, a w tej chwili Imperium nie mogło sobie pozwolić na duże straty.
Komendant armii miał kwaterę w Skalnym Zamku, gdyż od czasów trzeciego cesarza każdy władca wolał mieć dowódcę wojska na oku. Trzeci cesarz przed wstąpieniem na tron był głównodowodzącym armii. Nie spodobał mu się wybrany przez władcę następca, więc tuż po śmierci cesarza postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Potem zaś nie zamierzał dać swojemu dowódcy armii sposobności podobnej do tej, z jakiej sam skorzy­stał. Jego potomkowie wzięli przykład z mądrego przodka.
Kiedy Melles szedł korytarzami i schodami, owiewały go na przemian słabsze strumienie ciepłego i znacznie mocniejsze - chłodnego powietrza, przechodzącego w niemal lodowaty po­wiew. Mieszkańcy zamku ogrzewali się teraz kominkami i in­nymi prymitywnymi sposobami, na których zwykle nie można było polegać, a nawet przewidzieć ich działania. Do wiosny na pewno rozprzestrzenia się choroby powszechne na ogół wśród biedaków.
“Czasy są... ciekawe. A mogą stać się jeszcze ciekawsze”. Korytarze wyglądały identycznie - miały taką samą wysokość, szerokość i wystrój: wyłożono je szarym marmurem i ude­korowano zdobyczną bronią. Kiedy Melles wyszedł z części pałacu będącej siedzibą cesarza i oficjalnych komnat Rady, korytarze stały się dużo węższe i niższe - jedynie po tym można było poznać, iż nie jest się już w apartamentach cesarskich.

Powered by MyScript