Pojedynek odbył się w maju 1863 roku, we Francji.
353 mais je leur ai dit (fr.) – ale im powiedziałem.
112
u r Wielopolski, je suis démocrate, et je ne me bats que paw mois et pour ma patrie! 354 Nie-
zmierne uwielbienie, z jakim cała rodzina Kacprowskich przyjęła wiadomość o tym pełnym
godności znalezieniu się księcia, oddziałało silnie na pana Bogdana. Zrozumiał on doskonale,
że démocrate znaczy demokrata, a patrie ojczyzna, a ponieważ zdawało mu się, że książę w
owym zajściu przysłużył się niesłychanie zasadzie arystokratycznej, więc ze łzami rozrzew-
nienia w oczach wynurzył głośną wdzięczność niebiosom, iż dały nam arystokrację, bez któ-
rej bylibyśmy jak Murzyni czarni i brunatni itd., itd.
– Nie, panie – rzekł jego książęca mość z emfazą – w Polsce nie ma arystokracji! Nie
mamy wprawdzie w tradycjach naszych absolutnej równości, ale istniała równość
s z l a c h e c k a; szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie! (Tu pan Meliton począł z zapa-
łem kiwać głową na znak bezwarunkowego potakiwania, a p. Wicenty popatrzył najprzód w
sufit, a potem pod stół na swoje buty, co było z jego strony znakiem żywego udziału w roz-
mowie). Pielęgnujmy tę równość – ciągnął dalej książę – nie wywyższajmy się jedni nad dru-
gich, a nie będzie między nami niewolników!
Wspaniałym jest widok dębu, który pozwala słabemu powojowi wić się około swego pnia
odwiecznego, wzniosłym jest Cezar Oktawian August, gdy przyjacielską dłoń podaje Cynnie,
do łez rozrzewnia nas w potrójnej swojej koronie następca Grzegorzów siódmych, Innocen-
tych i Leonów, gdy z wyżyny Kapitelu, on, widomy zastępca Chrystusa, cały pokorą przejęty,
mieni się „sługą sług bożych” – ale dla galicyjskiego szlachcica t a k i zawsze najpiękniej-
szym, najwięcej uwielbienia i ucałowania rąk i nóg godnym ideałem będzie k s i ą ż ę,
który, wszedłszy pod jego strzechę, zacznie mówić o równości szlacheckiej i cytować to naj-
fałszywsze pod słońcem, najbardziej ze wszystkich w Polsce kłamliwe przysłowie, że
„szlachcic na zagrodzie” itd. Powiedz to szlachcicowi, mości książę, a po Panu Bogu i po
Matce Najświętszej nie będzie znał innego patrona, opiekuna i jaśnie oświeconego, łaskawego
pana, prócz ciebie, nikomu nie będzie się tak nisko kłaniał i nikogo tak chętnie nie uzna wyż-
szym od siebie. Powiedz to i nieszlachcicowi, w innej formie, a ten uwielbi cię jeszcze przed
Panem Bogiem i przed Matką Najświętszą. Jesteśmy narodem okrutnie demokratycznym,
republikańskim!
Czy p. Artur na mocy jakiegoś szczególnego natchnienia i osobistych względów Ducha
świętego wiedział, jak należało przemawiać w Cewkowicach, czy domyślił się tego, czy też
na koniec udało mu się to tylko przypadkiem – dość, że trafił w najsłabszą stronę i pozyskał
od razu wszystkie serca. P. Żaak355, kiedy w imieniu sławnego cechu stolarskiego, w przystę-
pie demokratycznej weny dziękował łaskawie pospólstwu lwowskiemu, że się zgromadziło na
zgromadzenie ludu, nie wziął tak znienacka, szturmem, wszystkich sympatyj ogółu, jak to się
udało księciu A. C. w Cewkowicach. P. Meliton myślał sobie: „oto mi człowiek”, pani Meli-
tonowa myślała: „ma słuszność, dlaczegoż by Wicuś nie mógł ożenić się z Czartoryską albo
dlaczegoż by Melania nie mogła pójść za Sanguszkę?”, panna Melania wyglądała jak istny
obraz czarnej melancholii, a panna Róża jak róża z kolcami starannie ukrytymi, zaś panna
Władysława nie wyglądała ani jak czarna melancholia, ani jak róża, i wszystkie trzy panny
myślały to, co myślał papa, i to, co myślała mama, i jeszcze wiele innych rzeczy. Pan Wicenty
wpatrywał się długo w okrągłe ornamenta wymalowane w środku sufitu i w swoje nogi, a na
koniec zwrócił na siebie oczy całego towarzystwa, wymawiając poważnie te dwa pełne zna-
czenia wyrazy:
– Bardzo... słusznie !
354 Le prince... patrie (fr.) – Książę powinien sam załatwić swoje drobne porachunki z p a n e m Wielopol-
skim, ja jestem demokratą i biję się tylko za siebie i za ojczyznę.
355 Wincenty Żaak – członek Towarzystwa Narodowo-Demokratycznego. Chodzi tu o wspomniane już wyżej
zgromadzenie ludowe.
113
I tak przebyto na koniec szczęśliwie budyń z szodem winnym, a nawet p. Bogdan z roz-
rzewnienia nie spostrzegł, że szodo zawierało zbyt mało jaj i zbyt wiele ciepłej wody, oprócz
pewnej ilości skwaśniałego wina i jednego „niedziałka” cukru. Ale niestety, był to ponie-
działek, dzień z gruntu feralny, który powinni by już raz zacząć opuszczać we wszystkich
kalendarzach. Muszę o tym pomówić z Chochlikiem356: to postępowy a niezbyt pilny pisarz,
może zrobi początek w swoim »Noworoczniku«, ażeby miał mniej do pisania. Dosyć, że
dzięki poniedziałkowi nie obeszło się bez jednego jeszcze smutnego przypadku. Czytelnicy
pamiętają zapewne i będą mogli w razie potrzeby poświadczyć, że pani Melitonowa kazała
najwyraźniej w świecie zarżnąć cztery kurczęta na uroczystość przyjęcia hr. Cybulnickiego,
będącego w gruncie księciem A. C. Otóż gdy lokaj wszedł z tym ostatnim półmiskiem i podał
go pani Melitonowej, wprawne oko gospodyni domu poznało natychmiast, że jest tylko siedm
|