Wiesz, kurwa, za co? Za to, że jestem wkurwiona dziś, za to, że na całym mieście nie ma prochu, bo na Dzień Bez Ruska wszystko musi być na mieście git i kokardka na ratuszu, fajerwerek w dupę burmistrzowi, zdrowe społeczeństwo z grillem na balkonie, po jednym kwia-cie doniczkowym na okno. I za to też kurwa, że ty mi zamiast po przyjacielsku pomóc w szukaniu towaru w twym własnym domu, bo na pewno tu jest i ja tego nie popuszczę, zresztą wiem to od Magdy, przechadzasz się jak tirówka bułgarska. Spierdalaj mi z oczu, fajkę mi daj lepiej, bo zaraz cię zajebię. Dwie fajki. Dawaj zresztą, ile masz. Wtedy odwraca się do Andżeli: na ciebie tylko tak łajcikowo splunę, bo widzę, że jesteś bardzo delikatna i mogłoby cię znieść. Andżela patrzy na nią zupełnie ogłupiała ze zdziwienia. Nie musiałabyś wcale na mnie pluć - mówi do Nataszy, odgarniając włosy. Gdybyś tylko powstrzymała swoje negatywne emocje. Natasza patrzy na nią, nie wiadomo, co myśli. Silny - mówi - po ile ty ją kupiłeś? Bo ona chyba była przeceniona jakaś w promocji. Poczym spluwa Andżeli bardzo, jak ostrzegała, delikatnie w oko rzadką, białą śliną. Andżela wtedy wstaje gwałtownie i trzymając się za usta leci do ubikacji. Natasza ni stąd ni zowąd kładzie się na tapczan i zakrywa się kołdrą: Silny - mruczy - Silny dosyć tego pitolenia się. Sprzedajmy ten magnetowid Ruskom, będzie kaski trochę, no bądź kolegą. Od razu weźniemy taksę, pojedziemy do Wargasa i kupimy. Mama nic się nie dowie. Ty połowę towaru, ja połowę towaru, a twojej lasce damy też coś polizać. No nie lamp się na mnie już, wyglądam dziś jak gówno w lesie, a ty nic lepiej, chodź, chodź tu mnie przytul, powiedz mi lepiej z imienia i z nazwiska tę flądre, którą wczoraj puknęłeś, bo wiem, że puknęłeś, a to z psem to ścierna równa, ładna chociaż była, ładne miała włosy, blond czy czarne? To ta, co rzyga teraz? Ja mówię wtedy jej szeptem na ucho, by się odpierdoliła. Ona mi głośnym szeptem odpowiada. No to nie mogłeś sobie jakiejś przyzwoitej wziąć, bez okresu? Masz zakola, Silny, już od razu widzę, że będziesz łysiał niedługo, świnio. To mówiąc przykłada czule swe usta do mych ust, i kiedy ja myślę, że raptem wszystko między nami jest na najlepszej drodze i że fajna to jest dziewczyna, że mógłbym dla niej porzucić Andżelę, ona spluwa z całej siły mi do buzi, całe ślinę, co w sobie miała, może nawet więcej, całe swe zawartość, wszystkie płyny ustrojowe, co tam miała, gdyż jest tego tyle, że gwałtownie się krztuszę. Z ubikacji dochodzą odgłosy rzygania. Gdzie z tym ozorem, gdzie? - Natasza mówi, a ci by było miło, jakbym ci język wsadziła do czystej buzi? Jesteś nienormalny? Pies. Świnia. Gadaj, gdzie masz rzuty skitrane - mówi, siada na mnie i zaciska mi ręce na gardle. Bo zaraz się skończy, zaraz weznę telefon i po suki zadzwonię, że jak ty nie wiesz, to żeby oni przyjechali i dobrze poszukali. Kurde, jak ty wyglądasz, żebyś ty się widział. Ja się tu czuję jak na twoim pogrzebie. Silny nie żyje, Andżela! A fajny to był kumpel, wesoły chłopak. W ziemi go nie grzebią, bo ma za dużo grzechów, za dużo amfy kitrał u siebie i nie chciał się dzielić. Grzebią go w tapczanie, żeby go matka mogła często odwiedzać, jak będzie sobie tapczan rozkładać. Fajny to był chłopak, wszyscy cię żałujemy, Silny, koleżanki i koledzy z podstawówki, wychowawczyni, Andżela również, choć sama ma się źle. Ta pizda Natasza, co cię udusiła dostanie za swoje, ale miała rację, że byłeś cham, że jej nie chciałeś dać wtedy spida. Dusi coraz mocniej. Dusi coraz to mocniej. Na poważnie mnie zaraz zabije, że nie będę już zaraz żył. Całe me życie staje mi przed oczami takie, jakie było. Przedszkole, gdzie dowiedziałem się, że wszystkim nam chodzi o pokój na świecie, o białe gołębie z bristolu 3000 złotych za blok, a potem raptem za 3500 złotych, mus tak zwanego leżakowania, siku w majtki, epidemia próchnicy, klub wiewiórki, brutalna fluoryzację uzębienia. Potem przypominam sobie podstawówkę, złą wychowawczynią, złe nauczycielki w kozakach kurwiszonach, szatnie, obuwie zamienne i izbę pamięci, pokój, pokój, gołębie pokoju z bristolu frunące na nitce bawełnopodobnej przez hol, pierwsze kontakty homo w szatni wuef. Potem chłodniczak, Arleta dziewczyna mego kolegi, którą jako pierwszą swą kobietę miałem na wycieczce klasowej do Malborka, z czym zresztą miałem dość problemy, gdyż ona była dla mnie za szybka. Potem jeszcze inne były w dużych ilościach, choć żadnej nie kochałem. Prócz może Magdy, lecz między nami się skończyło. Ptasie mleczko, idiotko - jęczę spod Nataszy uścisku strasznego. Ona mi w twarz prosto z dużej wysokości sączy ślinę: jakie ptasie mleczko, kurwa, ptasie mleczko to zaraz zwrócisz z powrotem, jak nie powiesz - mówi i uciska mi treść żołądkową kolanem. No w ptasim mleczku masz towar - ryczę i ona mnie puszcza, zeskakuje z tapczana, nawet adidasów ta złodziejka nie zdjęła, i wszystkie dobre jeszcze zupełnie ptasie mleczka wypieprza na wykładzinę, co ja je muszę zbierać. A za nimi wylatuje jeden woreczek maleńki, ostatni, z towarem. Wychodzi jej z tego ścieżka gruba jak robal, co ja nawet nie mam już siły się podnieść z tapczana, ciemno robi mi się przed oczami, patrzę na swe paznokcie. Ona już sobie Zdzisława Sztorma przyniosła z kuchni, ale teraz myśli chwilę i robi trzy kreski. Zasady mam, mówi. Jedna kreska grubsza, całkiem sforna, druga tak bardzo cienka, że barszcz w proszku by mi lepiej zrobił, a trzeciej chyba wcale nie ma. A co ja, kurwa, od macochy? - wrzeszczę. Obmacuję swe obrażenia po śmierci klinicznej przez uduszenie, do której mnie doprowadzono. Natasza od razu obraca się tyłem i swe ścieżkę pizd do nosa, jeszcze z mojej kawałek, i z Andżeli kawałek, i zanim zdążę się zerwać, ona do mnie tak: a co? Mało ci? Mało ci? Jak ci mało, to sobie po kablach daj. Jednakoż zaraz łagodnieje zupełnie i nosem siorbiąc nieco mówi tak: no chodź chodź tu, ciocia ci pomoże. Hop. Zwleka mnie z tapczana, co jestem bardzo osłabiony, choć może to od tej pewnej systematyczności, z jaką praktykuję amfę. Noooo - mówi Natasza - chodź chodź, nie bój się, małe doinwestowanie nosogardzieli i jesteś jak nowy, Silny, świeżo kupiony, jeszcze w pudełku, jeszcze z metką. Tak. Teraz pociągnij noskiem. Oo. Teraz będzie dobrze. Choć na starość impotencja. Jak mi już trochę pomoże uporać się z kreską, rozgląda się i mówi tak:
|