Dodała: — Twój ojciec nie zawsze tu będzie... Odjedzie znowu do majątków
na Północy. A wtedy — zobaczymy.
— Satipy...
Satipy roześmiała się szorstko i poszła z powrotem i do domu.
II
Nad jeziorem biegały i bawiły się dzieci. Dwaj chłopcy Jahmosego, ładni i zgrabni,
bardziej byli podobni do Satipy niż do ojca. Była tam trójka Sobka — najmłodsze z nich
było zaledwie niepewnie chodzącym berbeciem. I była tam też Teti — poważna, ładna,
czteroletnia dziewczynka. Dzieci śmiały się i krzyczały, rzucały piłkami, czasami wybu-
chała kłótnia i wysokie piskliwe głosy unosiły się złością.
Siedząc i popijając piwo, z Nofret u boku, Imhotep mruczał:
— Ależ dzieci lubią bawić się nad wodą. Zawsze tak było, pamiętam. Ale, na Hathor,
ileż robią hałasu!
— Tak — rzekła szybko Nofret — a mogłoby być tak spokojnie... Dlaczego nie po-
wiesz im, żeby sobie poszły, kiedy ty tutaj jesteś? W końcu kiedy pan domu chce odpo-
cząć, powinno okazać się właściwy szacunek. Czy nie uważasz?
— Ja... cóż — Imhotep zawahał się. Myśl ta była dla niego nowa, ale przyjemna.
— Właściwie nie przeszkadzają mi — rzekł niepewnie. — Są przyzwyczajone bawić się
tu, kiedy zechcą.
— Tak, kiedy ciebie nie ma — powiedziała Nofret prędko. — Ale myślę, Imhotepie,
zważywszy wszystko co robisz dla twojej rodziny, że powinni okazywać ci więcej sza-
cunku. Jesteś za delikatny, za łagodny.
Imhotep westchnął spokojnie.
— To zawsze było moją słabością. Nigdy nie kładłem nacisku na formy zewnętrzne.
— I dlatego te kobiety, żony twoich synów, wykorzystują cię. Powinno być jasne, że
kiedy przychodzisz tu wypocząć, musi być cisza i spokój. Wiesz, pójdę do Kait i każę jej
zabrać wszystkie dzieci. Wtedy będziesz mógł się tutaj cieszyć spokojem.
— Jesteś troskliwą dziewczyną, Nofret... tak, dobrą dziewczyną. Zawsze myślisz
o mojej wygodzie.
— Twoja przyjemność jest moją przyjemnością — powiedziała półgłosem.
Wstała i poszła tam, gdzie Kait klęczała nad wodą bawiąc się małym modelem stat-
ku ze średnim dzieckiem, trochę rozpieszczonym chłopcem.
28
— Zabierz stąd dzieci, Kait — poleciła sucho Nofret.
Kait spojrzała na nią nie rozumiejąc.
— Zabrać? Co masz na myśli? Zawsze się tutaj bawią.
— Nie dzisiaj. Imhotep chce spokoju. Te twoje dzieci są hałaśliwe.
Na ciężką twarz Kait wypłynął rumieniec.
— Powinnaś zmienić ton, Nofret! Imhotep lubi patrzeć, jak bawią się dzieci jego sy-
nów. Zawsze to powtarza.
— Nie dzisiaj — odparła Nofret. — Wysłał mnie, żeby ci kazać zabrać to całe hałaśli-
we stado do domu. Chce posiedzieć w ciszy... ze mną.
— Z tobą... — Kait nagle urwała, wstała i podeszła do odpoczywającego Imhotepa.
Nofret podążyła za nią.
— Twoja konkubina mówi — przemówiła bez ogródek Kait — że mam stąd zabrać
dzieci. Dlaczego? Co takiego złego robią? Z jakiego powodu mają być przegnane?
— Sądzę, że wola pana domu jest wystarczającym powodem — powiedziała Nofret
cicho.
— Właśnie, właśnie — odrzekł Imhotep w rozdrażnieniu. — Dlaczego muszę poda-
wać powody, czyj to jest dom?
— Myślę, że to ona chce, żeby je zabrać — Kait odwróciła się i zmierzyła Nofret spoj-
rzeniem.
— Nofret dba o moją wygodę, o moje zadowolenie. Nikt inny w tym domu nie przej-
muje się mną... może jeszcze biedna Henet.
— Więc dzieci mają się tu więcej nie bawić?
— Nie, kiedy przychodzę tu odpoczywać.
Kait zawrzała gniewem:
— Dlaczego pozwalasz, żeby ta kobieta nastawiała cię przeciw twojej własnej krwi?
Dlaczego ma przychodzić i wtrącać się w sprawy tego domu?
Imhotep poczuł, że musi się bronić.
— To ja decyduję, co się tutaj robi, nie ty! — krzyczał wściekły. — Wszyscy robicie
to, co chcecie, urządzacie wszystko według waszego uznania. A kiedy ja, pan tego domu,
wracam, nikt nie przywiązuje należytej uwagi do moich życzeń. Ale to ja jestem tutaj
panem, pozwól sobie powiedzieć! Ciągle pracuję dla waszego dobra, a czyż otrzymu-
ję wdzięczność, czy moje życzenia są respektowane? Nie. Najpierw Sobek jest bezczelny
i lekceważący, a teraz ty, Kait, próbujesz mnie zastraszyć! Po co was wszystkich utrzy-
muję? Uważaj, bo przestanę was utrzymywać. Sobek mówi o odejściu, więc niech idzie
i zabierze ze sobą ciebie i dzieci.
Przez chwilę Kait stała całkiem nieruchomo. Na jej ciężkiej, raczej tępej twarzy nie
było żadnego wyrazu. Na końcu powiedziała głosem pozbawionym wszelkich emocji:
— Zabiorę dzieci do domu...
Odchodząc zatrzymała się koło Nofret i powiedziała niskim głosem:
— To twoja sprawka, Nofret. Nie zapomnę. Nie, nie zapomnę...
28
Rozdział piąty
Czwarty miesiąc wylewu — dzień piąty
I
Kończąc swoje ceremonialne obowiązki kapłana grobowego, Imhotep odetchnął
z zadowoleniem. Rytuał został wypełniony skrupulatnie, ponieważ Imhotep był pod
każdym względem człowiekiem obowiązkowym. Rozlał ofiarne wino, zapalił kadzidło
i złożył zwyczajowe dary z pokarmu i napoju.
Teraz, w chłodnym cieniu sąsiedniej kamiennej komnaty, gdzie oczekiwał go Hori,
Imhotep stał się znowu właścicielem ziemskim i człowiekiem interesu. Obaj mężczyźni
omawiali ceny i zyski otrzymane ze zbiorów, bydła i drewna.
|