Szalony Niedźwiedź był słusznie dumny z tego, że dobił targu...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koñczy³ 50 lat, nie robi³o tu ju¿ mo¿e takiego wra¿enia, jak owe pamiêtne urodziny, kiedy koñczy³ 30 - ale to tylko z tego powodu, ¿e by³ czas, kiedy...
»
26|167|Oni powiedzieli: "Jesli nie zaprzestaniesz, o Locie, to niechybnie zostaniesz wypedzony!"26|168|On powiedzial: "Nienawidze tego, co wy czynicie...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
—- Widać, że wrzuciÅ‚em spory kamieÅ„ do tego gniazda! — zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ Mowgli, który nieraz zabawiaÅ‚ siÄ™ wrzucaniem dojrzaÅ‚ych owoców papawy do...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
 Z tego wszystkiego wyÅ‚ania siÄ™ inny interesujÄ…cy problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrzÄ…s - pomagajÄ… nam...
»
DziesiÄ™cioletnie bliżniaczki ze ZÅ‚otego Brzegu stanowiÅ‚y caÅ‚kowite przeciwieÅ„stwo tego, jak ludzie wyobrażajÄ… sobie bliźniacze siostry — byÅ‚y do...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
Pan Muldgaard oddalił się w końcu, zabierając ze sobą filmy i list i wraz z nimi unosząc nadzieję, że jego kolegi i wspólne robotnik! coś tam z tego wy-dedukują...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nie zobowiązał się do niczego poza powstrzymaniem się od prowadzenia wojny przeciwko Teksarkanie i od kradzieży bydła na wschodniej granicy, ale tylko tak długo, jak długo Hannegan będzie dostarczał mu broń i zaopatrzenie. Umowa co do wojny przeciwko Laredo była nie ujętą w słowa obietnicą, ale nie kłóciła się zgoła z naturalnymi skłonnościami Szalonego Niedźwiedzia, i nie zachodziła najmniejsza potrzeba zawierania formalnego paktu, Przymierze z jednym z wrogów pozwoli mu prowadzić walkę na jednym froncie i w końcu może odzyska pastwiska, które w ubiegłym wieku zostały zdobyte i zasiedlone przez rolników.
Zapadła noc, zanim wódz klanów wjechał do obozu i chłód ogarnął równiny. Jego goście ze Wschodu siedzieli, opatuleni w pledy, wokół ogniska narad razem z trzema starcami, podczas gdy, jak zwykle, krąg ciekawskich dzieci gapił się z cienia i odchylał płachty namiotowe, żeby popatrzeć na cudzoziemców. Cudzoziemców było dwunastu, ale podzielili się na dwie osobne grupy, które wprawdzie podróżowały razem, ale nie zabiegały nawzajem o swoje towarzystwo. Przywódcą jednej z grup był najwyraźniej wariat. Szalony Niedźwiedź nie miał nic przeciwko pomieszaniu zmysłów (przeciwnie, jego szamani cenili to jako najintensywniejsze z nadprzyrodzonych nawiedzeń), ale nie spodziewał się, że rzekomi mędrcy rolników uważają szaleństwo za cnotę pożądaną u przywódcy. Ten szaleniec połowę swojego czasu spędzał na ryciu ziemi w wyschłym korycie rzeki, a drugą na tkwieniu nosem w małej książce. Najwidoczniej jest czarownikiem i nie należy mu za bardzo ufać.
Szalony Niedźwiedź przystanął, żeby przywdziać swoje uroczyste szaty wilka i żeby szaman namalował znak totemu na jego czole, i zaraz podszedł do grupy przy ogniu.
- Lękajcie się! - wykrzyknął ceremonialnie zawodzącym głosem stary wojownik, kiedy wódz klanowy stanął w blasku ognia. - Lękajcie się, bo Mocarz wszedł pomiędzy swoje dzieci. Padnijcie na twarz, plemiona, gdyż jego imię brzmi Szalony
Niedźwiedź, a zasłużył na nie, albowiem jako młodzik powalił bez broni rozwścieczonego niedźwiedzia, zadusił go gołymi rękami, zaiste, w krainie północnej...
Hongan Os nie zwrócił uwagi na pochwały i wziął czarkę krwi z rąk starej kobiety, która usługiwała przy ognisku narad. Krew zebrano od zarżniętego wołu i była jeszcze ciepła. Wypił ją, a dopiero potem zwrócił się w stronę ludzi Wschodu, którzy z widocznym niepokojem przyglądali się krótkiemu toastowi.
- Aaaach! - krzyknął wódz.
- Aaaach! - zawyli w odpowiedzi trzej starcy razem z jednym ze zjadaczy trawy, który ośmielił się dostroić do nich. Ludzie przez chwilę przypatrywali się z odrazą zjadaczom trawy.
Ten pomylony próbował zatrzeć gafę swojego towarzysza.
- Powiedz mi - rzekł, kiedy wielki wódz usiadł. - Jak to się dzieje, że twoi ludzie nie piją wody? Czy zabraniają tego wasi bogowie?
- Kto wie, co piją bogowie? - burknął Szalony Niedźwiedź. - Powiedziano, że woda jest dla rolników i bydła, mleko dla dzieci, a krew dla mężczyzn. Czy powinno być inaczej?
Pomyleniec nie poczuł się urażony. Przez chwilę przyglądał się wodzowi badawczymi, szarymi oczyma, a następnie skinął na jednego ze swoich towarzyszy.
- Powiada, że woda jest dla bydła - oznajmił - Stąd bierze się siła przetrwania. Ludy pasterskie oszczędzają resztki wody dla zwierząt. Zastanawiałem się, czy wspierają to jakimś zakazem religijnym.
Jego towarzysz wykrzywił twarz i ozwał się w języku teksarkańskim:
- Woda! O Boże, dlaczego my nie możemy pić wody, thonie Taddeo? Za daleko posuwamy nasze dostosowanie. - Splunął zeschłymi wargami. - Krew! Gadanie! Oblepia krtań. Dlaczego nie moglibyśmy wypić łyczka wody?
- Nie możemy, dopóki od nich nie odłączymy!
- Ale, thonie...
- Nie - warknął uczony, a kiedy uświadomił sobie, że ludzie plemienni przyglądają się im, znowu przemówił do Szalonego Niedźwiedzia w języku równin. - Mój towarzysz zwrócił mi uwagę na męskość i zdrowie twojego ludu - rzekł. - Może to dzięki waszemu sposobowi odżywiania się.
- Ha! - szczeknął wódz, ale potem prawie z radością przywołał starą kobietę: - Daj temu barbarzyńcy czarkę czerwonego.
Towarzysz thona Taddeo zadrżał, ale nie zaprotestował.
- Chciałbym, o wodzu, odwołać się do twojej szczodrobliwości - oznajmił uczony. -Jutro mamy ruszyć dalej na zachód. Bylibyśmy zaszczyceni, gdyby kilku z twoich wojowników mogło nam towarzyszyć.
- Po co?
Thon Taddeo milczał przez chwilę.
- No, jako przewodnicy... - przerwał i nagle uśmiechnął się. - Nie, wyjawię ci całą prawdę. Niektórzy z twoich ludzi nie są zadowoleni z naszej obecności tutaj. Chociaż twoja gościnność była...
Hongan Os odrzucił do tyłu głowę i zarechotał.
- Boją się mniejszych rodów - powiedział, zwracając się do starców. - Boją się, że wpadną w zasadzkę, gdy tylko opuszczą moje namioty. Zjadają trawę i boją się walki.
Uczony lekko się zarumienił.
- Nic lękaj się niczego, cudzoziemcze! - zarechotał wódz plemienia. - Będą ci towarzyszyć prawdziwi mężczyźni. Thon Taddeo skłonił głowę w szyderczym podziękowaniu.
- Powiedz nam - spytał Szalony Niedźwiedź - czego szukacie w zachodniej suchej krainie? Nowych miejsc na pola? Mogę wam powiedzieć, że nic tam nie znajdziecie. Poza miejscami w pobliżu źródeł nie rośnie tam nic, co zechciałyby jeść nawet bydlęta.
- Nie szukamy nowych ziem - odpowiedział gość. - Nie jesteśmy rolnikami. Szukamy... - przerwał. W języku nomadów nie dawało się wytłumaczyć celu podróży do opactwa świętego

Powered by MyScript