Nie ma już dla mnie radości z dala od ciebie; co do utrapień, koję je powtarzając sobie, że zajmuję stanowisko, na które ty mnie posłałaś z woli Boga. Ale naj większa przykrość to to, że nikt ze mną nie mówi o tobie i ja nie mogę o tym mówić z nikim. Pokojówki moje, a raczej mej ciotki (bo bardziej jej są oddane niż mnie), odpowiadają, kiedy staram się sprowadzić rozmowę na przedmioty, które mi są tak drogie: „Niech jaśnie panienka pamięta, że jest Francuzką i że powinna zapomnieć o kraju dzikich.” Ach, raczej zapomniałabym samej siebie, niżbym miała zapomnieć miejsca, gdzie się urodziłam i gdzie ty żyjeszl Ten kraj raczej jest dla mnie krajem dzikich; żyję w nim bowiem samotna nie mając nikogo, z kim bym się mogła podzielić miłością, jaką zachowa dla ciebie aż do grobu, najmilsza, najukochańsza mamusiu, twoja posłuszna i przywiązana córka Wirginia de La Tour Polecam twej dobroci Marię i Dominga, którzy tyloma staraniami otoczyli me dzieciństwo; popieść też za mnie Wiernego, który odnalazł mnie w lesie. Paweł był bardzo zdziwiony, że Wirginia nie rzekła nic o nim, ona, która w swoich wspominkach nie przepomniała domowego psa; nie wiedział, że choćby list kobiety był najdłuższy, zawsze swą najdroższą myśl pomieści ona na samym końcu. W dopisku Wirginia polecała osobliwie Pawłowi dwa rodzaje nasion: fiołki i skabiozy. Przesyłała mu nieco wskazówek co do natury tych roślin i miejsc najwłaściwszych dla ich zasiania. „Fiołek — pisała — wydaje mały kwiatek ciemnofioletowego koloru, lubi kryć się pod krzewami, ale jego uroczy zapach zdradzi go rychło." Polecała Pawłowi, aby je posiał nad źródełkiem, u stóp kokosu. „Skabio- za — dodawała — rodzi ładny kwiatek, blado- niebieski, z czarnym biało nakrapianym dnem. Można by myśleć, że jest w żałobie. Z tej przyczyny nazywają ją też kwiatem wdowim. Lubi rosnąć na miejscach stromych i smaganych przez wiatry." Prosiła go, aby posiał te kwiaty na skale, gdzie rozmawiali z sobą ostatniej nocy, i aby przez miłość dla niej nazwał tę skałę Skałą Pożegnania. Włożyła te nasiona do woreczka uszytego z bardzo prostej materii, ale woreczek ów wydał się Pawłowi bez ceny, skoro ujrzał na nim splecione litery P i W, wyszyte włosami, w których po ich piękności poznał włosy Wirginii. List serdecznej i cnotliwej panienki wycisnął z oczu łzy całej rodzinie. Matka odpisała imieniem całej gromadki, aby została lub wróciła, wedle woli, upewniając, iż od chwili jej wyjazdu wszyscy stracili najlepszą cząstkę swego szczęścia i że co się jej zwłaszcza tyczy, jest niepocieszona. Paweł napisał bardzo długi list, w którym upewniał, że uczyni ogród godnym jej i że połączy w nim rośliny Europy i Afryki, jak ona splotła imiona ich obojga w swym dziele. Przesyłał Wirginii owoce kokosu znad jej źródła, zupełnie już dojrzałe. Nie dołącza (dodawał) żadnego z tutejszych nasion, iżby pragnienie ujrzenia ich owoców skłoniło ją do rychłego powrotu. Błagał, by się poddała co rychlej gorącym życzeniom całej rodziny, a jego w szczególności, gdyż niepodobna mu kosztować żadnej radości z dala od niej. Paweł zasiał z największą starannością europejskie ziarna, zwłaszcza fiołki i skabiozy. Kwiaty owe zdawały się mieć podobieństwo z charakterem i losem Wirginii, która mu je tak szczególnie poleciła. Ale czy to zwietrzały w ciągu drogi, czy może raczej klimat nie był odpowiedni, wykiełkowało ich tylko niewiele, a i te nie rozwinęły się pełno. Tymczasem zawiść, która skwapliwie uprzedza nawet szczęście ludzi, zwłaszcza w koloniach francuskich, stała się na wyspie źródłem pogłosek wielce bolesnych dla Pawła. Majtkowie, którzy przynieśli list, upewniali, że Wirginia niebawem wychodzi za mąż. Wymieniali magnata, który ma ją zaślubić: niektórzy mówili nawet, że rzecz już się stała i że byli jej świadkami. Zrazu Paweł lekceważył wiadomości przyniesione przez handlowy statek, który często rozpuszcza fałszywe nowiny w miejscach, kędy przejeżdża. Ale ponieważ wielu mieszkańców przez obłudną litość śpieszyło mu wyrażać współczucie z powodu tego wydarzenia, zaczął dawać niejaką wiarę tym plotkom. Zresztą w wielu romansach, które czytał, widział, iż zdradę uważa się za żart; że zaś wiedział, iż książki te zawierają dość wierny obraz obyczajów Europy, lękał się, by córka pani de La Tour nie zepsuła się w tym kraju i nie zapomniała dawnych ślubów. Wiedza, jakiej nabył, już go czyniła nieszczęśliwym. Co zaś \ dopełniło miary jego obaw, to, iż później, przez pół roku, wiele statków zawinęło z Europy, a żaden nie przyniósł wiadomości o Wirginii. Nieszczęśliwy młodzian, wydany na pastwę wszystkich burz serca, zachodził często do mnie, aby przy pomocy mojej znajomości świata utwierdzić lub rozpraszać swe niepokoje. Mieszkam, jak panu mówiłem, o półtorej mili stąd, nad rzeczką, która płynie wzdłuż Długiej Góry. Tam pędzę życie sam, bez żony, dzieci i niewolników. Po rzadkim szczęściu znalezienia dobranej towarzyszki, najmniej nieszczęśliwym stanem jest niewątpliwie żyć samemu. Każdy człowiek, który dużo ucierpiał od ludzi, szuka samotności. Bardzo nawet godnym uwagi jest, że wszystkie ludy nieszczęśliwe przez swoje wierzenia, obyczaje lub ustrój wydały liczne klasy obywateli zupełnie oddanych samotności i bezżeństwu. Do takich należeli Egipcjanie w dobie upadku, Grecy z epoki cesarstwa, takimi są, za naszych dni, Hindusi, Chińczycy, nowożytni Grecy, Włosi i większość wschodnich i południowych ludów Europy. Samotność sprowadza częściowo człowieka do naturalnego szczęścia, oddalając odeń niedole społeczne. W naszych krajach rozszczepionych tyloma przesądami, dusza znajduje się w ciągłym niepokoju; bez przerwy toczy sama w sobie tysiące burzliwych i sprzecznych mniemań, za pomocą których członkowie ambitnego i lichego społeczeństwa starają się ujarzmić jedni drugich. Ale w samotności dusza odrzuca te obce omamy, które ją mącą, i wraca do prostego poczucia samej siebie, na
|