Autostopem co kilka lat przenosiło swą siedzibę, a więc i budynek centrali, na inną planetę, gdzie natychmiast wybuchała radość i próżna euforia...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Chyba nie — odparł — ale przecież wszyscy jesteście nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, więc spędzanie czasu na kłótniach o...
»
Mazouje gentis sua persuasione princeps existebat et signiier, a zatem dopiero po jegomierci istnia czyli funkcjonowa (existebat) z wasnego przekonania, a wic...
»
teorii grodowej i dworskiej rni si w pogldach na cele, jakie zawiadowcy gospo-darki monarszej mieli na widoku, a wic i na to, jakie rozwizania byy z ich...
»
Kiedy więc King robiąc któregoś wieczoru rundkę po restauracjach i klubach trafił na * MacIntosh, jego córkę, psa i dwoje innych ludzi, spożywających późną...
»
Chciałeś zbiec, bo ich hymen wróżył ci katusze; Ale hymen zerwany, więc cóż mąci duszę? Toż miłość cię zaprasza do siebie najsłodziej...
»
- A więc twierdzi pani, że to pani walizka? - zapytał...
»
Dalszymi czsto wymienianymi, egoistycznymi motywami byy, wedug prowadzcych TW: udzielanie pomocy formalnej i nieformalnej, a wic lepsza pozycja w toczcym si...
»
— Więc nie zdziwiliście się wczoraj, kiedy wam powiedział, że już nie musicie przychodzić?— Nie, proszę pana...
»
Jeśli więc wczytać się w opakowanie zwykłych pończoszek-pijawek z Chmielnej, znajdzie się na nim wypisane marzenia pragnienia i potrzeby Europejek końca XX...
»
Charakom jczcym w ndzy?Wic pan tej jedwabnej przdzyNie chcia zwleka przez hajdukiI zostawi zote bruki,Po ktrych chodzi...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Przewodnik natychmiast wrastał w kulturę i gospodarkę planety, tworzył miejsca pracy, nadawał planecie blask i posmak przygody, a fiskusowi płacił znacznie mniejsze podatki, niż spodziewali się miejscowi urzędnicy.
Gdy przewodnik przenosił się wraz z budynkiem dalej, robił to niemal tak jak złodziej w nocy, a właściwie tak samo jak złodziej w nocy. Zazwyczaj przewodnik znikał świtem, w ciągu najbliższych dni zaś okazywało się, że zniknęło z nim mnóstwo innych rzeczy. Po zniknięciu przewodnika ginęły – często w ciągu tygodnia – całe kultury i gospodarki, zdewastowane i zachwiane w posadach planety pustoszały, dziwnym jednak trafem pozostawało im poczucie, że brały udział w wielkiej przygodzie.
Pracownicy wydawnictwa, spotykani w coraz głębiej położonych strefach budynku, spoglądali w kierunku Forda ze zdumieniem, uspokajali się jednak na widok robocika, unoszącego się w ekstazie tuż nad jego głową i torującego mu drogę.
W jakiejś części budynku rozszalały się alarmy. Mogło to oznaczać, że znaleziono Vann Harla i że zaczną się kłopoty. Ford miał nadzieję, że uda mu się wetknąć identołatwizer do kieszeni Vann Harla, nim ten odzyska przytomność, ale nie miał pojęcia, jak to zrobi. Na razie tym się nie martwił. Gdziekolwiek doszedł z Colinem, otaczała ich aura przyjacielskości, zapalały się światła i – co ważniejsze – spotykali oddane i gotowe do działania windy oraz sympatycznie przychylne drzwi.
Ford zaczął pogwizdywać i prawdopodobnie to było błędem. Nikt nie lubi gwiżdżących ludzi, zwłaszcza bogowie wyznaczający nasze losy.
Następne drzwi nie chciały się otworzyć.
Było to o tyle żałosne, że Ford bardzo chciał przez nie przejść. Stał przed szarymi, bezlitosnymi drzwiami z napisem:
ZAKAZ WSTĘPU
TAKŻE DLA UPOWAŻNIONEGO PERSONELU.
MARNUJESZ TU JEDYNIE CZAS.
ODEJDŹ STĄD!
Colin zameldował, że w dolnych strefach budynku drzwi zrobiły się generalnie znacznie bardziej ponure. Znajdowali się dziesięć pięter poniżej parteru. Powietrze było zimne jak w lodówce, gustowne tapety ustąpiły miejsca brutalnie szarym, nitowanym stalowym ścianom. Nieokiełznana euforia Colina opadła do poziomu wymuszonej radości. Oznajmił, że robi się coraz bardziej zmęczony. Musi mobilizować całą swą energię, by wtłoczyć w któreś z tutejszych drzwi choć trochę dobroduszności. Ford kopnął drzwi, które natychmiast się otworzyły.
– Kij i marchewka – mruknął. – To działa zawsze.
Wszedł do pomieszczenia, Colin wleciał tuż za nim. Nawet ze spiętym na krótko obwodem radości był dość nerwowy. Lekko podskakiwał w powietrzu.
Pomieszczenie było małe, szare i wypełnione buczeniem.
Znajdowali się w sercu Autostopem.
Ustawione rzędem przy ścianie monitory były jakby oknami, przez które szczegółowo i pod wszystkimi możliwymi kątami można było obserwować wszelkie działania Autostopem. Po lewej stronie zbierano nadawane na falach sub–eta sprawozdania pracowników terenowych, przebywających w najodleglejszych zakątkach Galaktyki, stąd transmitowano je bezpośrednio do biur redaktorów naczelnych, gdzie sekretarki wycinały najlepsze fragmenty – naczelni byli bowiem na obiedzie. Reszta tekstu była transportowana do drugiej wieży budowli przypominającej literę H, do działu prawnego. Tam likwidowano, co jeszcze nadawało się do użytku, resztę przekazywano do biur redaktorów działów, którzy też byli na obiedzie. Ich sekretarki czytały teksty, oświadczały, że to ewidentne bzdury, i skreślały większość z tego, co jeszcze pozostało.
Kiedy wreszcie któryś z redaktorów przywlókł się z obiadu, zaczynał zwykle wrzeszczeć: „Co za szmelc ten X – zamiast „X” wymieniał nazwisko autora artykułu – przesyła nam przez pół Galaktyki?! Dlaczego pozwalamy siedzieć komuś przez trzy obiegi planety w zakichanym pasie rozrywkowym Gagrakacki, jeśli przy tym, co się tam wydarza, nie wpada mu do głowy nic poza płaskim, bezsensownym szmelcem? Nie uznaję rozliczenia jego wydatków służbowych!”
– A co każe pan zrobić z manuskryptem? – pytała wtedy zwykle sekretarka.
– Niech go pani wrzuci do sieci. Coś musimy napisać. Idę do domu, boli mnie głowa.
W ten sposób manuskrypty trafiały do ostatecznego posiekania do działu prawnego, skąd przekazywano je do centrali na dole, która rozpowszechniała je na całą Galaktykę. Odpowiedzialne za to urządzenia stały po prawej stronie. Zarządzenie, by nie przyjmować rozliczenia wydatków, było przenoszone do wiszącego w prawym górnym rogu pokoju terminalu komputera. Właśnie tam skierował swe kroki Ford Prefect.
 
(Jeśli niniejszą książkę czytacie na Ziemi, to:
a. Dużo szczęścia. Istnieje wiele rzeczy, o których nie macie pojęcia, ale nie jesteście w tym osamotnieni. Niestety, w waszym przypadku konsekwencje tego są szczególnie straszne, choć... no cóż, taki już jest zadeptujący i rozwałkowujący wszystko bieg rzeczy.
b. Nie sądźcie, że macie pojęcie, co to jest terminal komputera.
 

Powered by MyScript