Zbyszko zaś rzekł:- A widzicie...

Linki


» Dzieci to nie ksiÄ…ĹĽeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeĹ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— JeĹĽeli zawsze ĹĽebrzesz w taki sposĂłb — rzekĹ‚ pan Ralf — dobrze wystudiowaĹ‚eĹ› rolÄ™...
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
— Zdaje siÄ™ poruszać — rzekĹ‚ do Mukiego...
»
Dziadek rzekł pół żartem, pół serio, iż Waleria na pewno wkrótce go opuści, ponieważ Fred mu ją zabierze...
»
— Lepiej siÄ™ zĹ‚oĹĽyĹ‚o, niĹĽ przypuszczaĹ‚em — rzekĹ‚ siadajÄ…c na fotelu i spoglÄ…dajÄ…c na niÄ… z wyraĹşnym zachwytem...
»
- Wszyscy odchodzą, bo muszą, ale wszyscy kochamy babcię - rzekł Szot...
»
Zawezwawszy go wiÄ™c na rozmowÄ™ rzekĹ‚ mu ze zmartwionÄ… wielce twarzÄ…: – Trudno! kaĹĽdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie bÄ™dÄ™ ja ciÄ™...
»
13 - A mówiłeś, że nie piszesz wierszy - rzekł Winicjusz zaglądając do środka - tu zaś widzę prozę gęsto nimi przeplataną...
»
Kapitan Giles milczał przez chwilę, po czym rzekł z powagą:- On w gruncie rzeczy nie jest złym gospodarzem...
»
„Nie ukrywam, że z trudem przychodzi mi uwierzyć we wszystko, o czym mi tu mówicie, — rzekł...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W pojedynkę niejeden z naszych od nich tęż-szy, ale co do wielkiej
wojny, pomiarkowaliście sami.
- Oj, pomiarkowałem! a da Bóg, i ci posłowie królewscy po-miarkują także, a
zwłaszcza rycerz z Maszkowic.
- Widziałem, jako spochmumiał. Wielki z niego sprawca wojenny i powiadają, że
nikt na świecie nie rozumie się tak na wojnie.
- Jeśli prawda, to chyba jej nie będzie.
- Jeśli Krzyżacy obaczą, że mocniejsi, to właśnie będzie. I powiem wam szczerze:
bogdaj już przyszedł wóz alibo przewóz, gdyż dłużej nie lża nam tak żyć...
I z kolei Zbyszko, jakby przygniecion niedolą własną i powszechną, opuścił
głowę, a Maćko rzekł:
- Szkoda zacnego Królestwa, a boję się, by nas Bóg za zbytnią zuchwałość nie
pokarał. Pamiętasz, jak to rycerstwo przed katedrą na Wawelu przede mszą, wtedy
kiedy ci to mieli głowę uciąć i nie ucięli - samego Tymura Kuternogę wyzywało,
któren czterdziestu królestw jest panem i któren góry z głów ludzkich uczynił...
Nie dość im Krzyżaków! wszystkich naraz chcieliby wyzwać - i w tym może być
obraza boska.
A Zbyszko na owo wspomnienie chwycił się za płowe włosy, bo go niespodzianie
ogarnął żal okrutny - i zakrzyknął:
- A któż mnie wówczas od kata zratował, jeśli nie ona! O Jezu! Danuśka moja!...
O Jezu!...
I począł drzeć włosy, a następnie gryźć pięści, którymi łkanie chciał potłumić,
tak rozskowyczało się w nim serce z nagłego bólu.
- Chłopie! miej Boga w sercu!... cichaj! - wołał Maćko. - Co wskórasz? Hamuj
się! cichaj!...
Ale Zbyszko długi czas nie mógł się uspokoić i upamiętał się dopiero, gdy Maćko,
który był istotnie jeszcze chory, zesłabł tak bardzo, że zachwiał się na nogach
i padł na ławę w zupełnym zmysłów zamroczeniu. Wówczas młodzian położył go na
tapczanie, pokrzepił winem, które przysłał komtur zamkowy, i czuwał nad nim,
póki stary rycerz nie zasnął.
Nazajutrz zbudzili się późno, rzeźwiejsi i wypoczęci.
No - rzekł Maćko - chyba jeszcze na mnie nie czas, i tak myślę, że byle mnie
wiater polny przewiał, to i na koniu dosiedzę.
- Posłowie ostaną jeszcze kilka dni - odpowiedział Zbyszko -bo coraz to do nich
ludzie przychodzą z prośbą o jeńców, którzy na Mazowszu albo w Wielkopolsce na
rozboju schwytani, ale my możem jechać, kiedy chcecie i kiedy poczujecie się w
siłach.
W tej chwili wszedł Hlawa.
- Nie wiesz zaś, co tam czynią posłowie? - spytał go stary rycerz.
- Zwiedzają Wysoki Zamek i kościół - odrzekł Czech. -Komtur zamkowy sam ich
oprowadza, a potem pójdą do wielkiego refektarza na obiad, na który i wasze
miłości ma mistrz zaprosić.
- A ty coś od rana czynił?
- A ja przypatrywałem się niemieckiej najemnej piechocie, którą kapitanowie
ćwiczyli, i przyrównywałem ją z naszą czeską.
- A ty czeską pamiętasz?
- Wyrostkiem mnie pojmał rycerz Zych ze Zgorzelic, ale pamiętam dobrze, bom od
małego był do takich rzeczy ciekawy.
- No i cóż?
- A nic! Jużci tęga jest krzyżacka piechota i ćwiczona godnie, ale to są woły, a
nasi Czesi wilcy. Gdyby tak przyszło co do czego, to przecie wasze miłoście
wiedzą: woły wilków nie jadają, a wilki okrutnie na wołowinę łakome.
- Prawda jest - rzekł Maćko, który widocznie coś o tym wiedział - kto się o
waszych otrze, to jako od jeża odskoczy.
- W bitwie konny rycerz za dziesięciu piechoty stanie - rzekł Zbyszko.
- Ale Marienburga jeno piechota może dobyć - odpowiedział giermek.
I na tym skończyła się rozmowa o piechocie, gdyż Maćko, idąc za biegiem swych
myśli, rzekł:
- Słysz, Hlawa, dziś, jak podjem i poczuję się w mocy - to pojedziemy.
- A dokąd? - spytał Czech.
- Wiadomo, że na Mazowsze. Do Spychowa - rzekł Zbyszko.
- I tam już ostaniem?...
Na to spojrzał Maćko na Zbyszka pytającym wzrokiem, gdyż dotychczas nie było
między nimi mowy o tym, co dalej uczynią. Młodzian może miał gotowe
postanowienie, ale nie chciał nim widocznie stryjca zasmucić, więc rzekł
wymijająco:
- Wpierw musicie wy dobrzeć.
- A potem co?
- Potem? Wrócicie do Bogdańca. Wiem, jako Bogdaniec miłujecie.
- A ty?
- I ja go miłuję.
- Nie mówię, żebyś do Juranda nie jechał - rzekł powoli Maćko - bo jeśli zamrze,
to pogrześć go przystojnie należy, ale ty bacz, co powiem, gdyż, jako młody,
rozumem mi nie dorównasz. Nieszczęśliwa to jakowaś ziemia ten Spychów. Co cię
spotkało dobrego - to gdzie indziej, a tam nic, jeno strapienia ciężkie i
frasunki.
- Prawdę mówicie - rzekł Zbyszko - ale tam Danusina truchełka...
- Cichaj! - zawołał Maćko w obawie, że Zbyszka chwyci taki sam niespodziany ból
jak wczoraj.
Ale na twarzy młodzianka odbiło się tylko rozrzewnienie i smutek.
- Będzie czas uradzać - rzekł po chwili. - W Płocku i tak musicie odpocząć.
- Starunku waszej miłości tam nie zbraknie - wtrącił Hiawa.
- Prawda! - rzekł Zbyszko - wiecie, że tam jest Jagienka? Jest dwórką przy
księżnie Ziemowitowej. Ba - ale przecie wiecie, bościeją sami tam przywieźli.
Była i w Spychowie. Aż mi to dziwno, żeście mi nic o niej u Skirwoiłły nie
wspomnieli.
- Nie tylko była w Spychowie, ale bez niej Jurand alboby dotychczas macał
koszturem drogi, alboby zamarł gdzie przy drodze. Przywiozłem ją do Płocka wedle
opatowego dziedzictwa, a nie wspomniałem ci o niej, bo choćbym był wspomniał,
byłoby to samo. Na nic tyś, niebożę, wówczas nie baczył.
- Wielce ona was kocha - rzekł Zbyszko. - Chwalić Boga, że nijakie listy nie
były potrzebne, ale ona od księżny dostała listy za wami i przez księżnę od
posłów krzyżackich.
- Niech Bóg za to dziewce błogosławi, bo lepszej na świecie nie ma! - rzekł
Maćko.

Powered by MyScript