88 — E! — powiada on do mnie ze słodkawą miną...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
W drodze do Dachau Po aresztowaniu, gdy mnie ciupasem transportowana do obozu koncentracyjnego w Dachau, podróż przedstawiała się w ten sposób, że w...
»
Będziecie nazywali mnie Camille i będziecie rozmawiali tylko ze mną...
»
Gałkin, nauczyciel geografii, uwziął się na mnie i zobaczycie, że dziś nie zdam u niego egzaminu – mówił, nerwowo zacierając potniejące ręce,...
»
musi dostawać palpitacji dlatego, że odwiozła mnie policja, zacząłem szukać w sieci tego słowa, które powiedział Payne, nim umarł...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Co wy porównujecie, reb Tewje, dzisiejsze czasy do tamtych? Kiedyś było inaczej, a dziś jest znowu co innego; toż będziemy, jak to się mówi, powinowatymi, ha?
— A co to za powinowactwo? — pytam.
— Zwyczajne! — powiada — jak to powinowaci!
— Co wy macie — mówię — na myśli, reb Lejzer Wołf? O czym my tu właściwie rozmawiamy?
— Owszem — on mi na to — powiedzcie wy, reb Tewje, o czym my tu mówimy?
— Jak to o czym! O mojej niedojnej krowie, którą wy chcecie kupić!
— Cha! cha! cha! — śmieje się on do rozpuku. — Niczego sobie krówka i niedojna w dodatku —
cha! cha! cha!
— A co wyście mieli na myśli, reb Lejzer Wołf? Powiedzcie proszę, może i ja się pośmieję?
— O waszej córce — powiada — o waszej Cejtł mówimy przez cały czas! Przecież wiecie, reb
Tewje, że jestem — oby was Bóg tym nie doświadczył — wdowcem, więc postanowiłem sobie tak:
po co szukać szczęścia wśród obcych, mieć do czynienia ze swatami, diabłami i czartami. Czy to
nie lepiej tak, jako że my jesteśmy obaj na miejscu, ja znam was, wy znacie mnie, towar sam też
mi się podoba. . . Widzę ją każdego czwartku u siebie w jatce, kilka razy ją zagadnąłem, owszem,
nie można powiedzieć. . . spokojna. Sam też jestem, bez uroku, jak widzicie, nie najpośledniejszy
89
z gospodarzy. Jest dom własny i kilka kramików, oby nie zgrzeszyć, trochę skóry na strychu też jest i nieco grosza w kufrze znajdzie się również. Po cóż nam, reb Tewji, cygańskie sztuczki, mądrzenie się i chytrostki? Czy to nie lepiej podać sobie ręce i raz — dwa — trzy, zrozumieliście czy nie?. . .
Słowem, gdy usłyszałem to wszystko, odjęło mi po prostu dar mowy, jak zwykle, gdy komuś
zwiastują nagle radosną nowinę. Na początku przeszła mi nawet przez głowę taka oto myśl: „Lejzer
Wołf. . . Cejtł. . . on już ma takie dzieci jak ona”. . . Ale po chwili sam sobie to wyperswadowałem.
Takie szczęście, takie szczęście! Toż jej będzie tak dobrze, tak dobrze, jak nigdzie na świecie! A że on nie jest takim udanym mężczyzną. . . W dzisiejszych czasach to nawet zaleta; jak się to mówi:
„Człek jest bliższy sam sobie” — czyli jak się jest dobrym dla kogoś, jest się złym dla siebie. Jedna wada, że jest nieco zbyt prostacki. . . No cóż, czy to każdy może być znawcą nauki świętej? Małoż
to bogaczy, poważnych obywateli Anatewki, Mazepewki, a nawet Jehupca, którzy nie rozróżniają
nawet liter, nie odróżniają krzyża od alef, a mimo to, jeśli komu zostało przeznaczone szczęście, to taki rok na mnie, jakim oni poważaniem się cieszą na tym świecie, tak jak to piszą w Pereku: „Jeśli nie ma mąki, nie ma też Tory” — czyli Tora spoczywa w skrzyni, a rozum w kieszeni. . .
— No, reb Tewje — powiada Lejzer Wołf. — Czemu milczycie?
90
— Czy mam krzyczeć? — mówię niby ociągając się. — To jest sprawa tego rodzaju, reb Lejzer Wołf, o której trzeba, zrozumcie, dokładnie pomyśleć i nad którą należy zastanowić się porządnie.
To nie bagatelka jakaś — prawię — to moje pierwsze dziecko!
— Właśnie — oni mi na to — dlatego, że pierwsze dziecko; a już potem — ciągnie dalej — bę-
dziecie mogli, z woli bożej, wydać za mąż drugą córkę też, a później, z czasem i trzecią. Rozumiecie czy nie?
— Omejn — powiadam — nawzajem! — mówię. — Za mąż wydać to nie żadna sztuka. Żeby
tylko — powiadam — Pan Bóg zesłał każdemu to, co zostało mu przeznaczone. . .
— Nie — on mi na to — nie to miałem na myśli, reb Tewje. Myślałem o czym innym zgoła.
Posagu, chwała Bogu, dla waszej Cejtł wam nie potrzebna, a przyodziać ją do ślubu we wszystko,
co dziewczyna potrzebuje, też będzie moją rzeczą. Wam — mówi — także coś pewno kapnie przy
tym do kiesy. . .
— Fe — powiadam doń — mówicie przecież, wy baczcie, doprawdy jak w jatce! Co to znaczy
„do kiesy”? Fe! Moja Cejtł nie należy, broń Boże, do takich dziewcząt, które trzeba sprzedawać za
pieniądze. Fe, fe!
— Fe to fe — on mi na to. — Myślałem, że owszem. . . ale skoro wy powiadacie fe — niech
będzie i tak! Jeśli wam odpowiada, to i mnie to dogadza! Najważniejsze — powiada — żeby było jak
91
najszybciej, nawet zaraz, nawet już, jak się to mówi, ponieważ potrzebna mi jest gospodyni w domu.
Rozumiecie czy nie?
— Proszę bardzo, jeśli o mnie chodzi, nie będę się sprzeciwiał; ale trzeba przecież porozma-

Powered by MyScript