Skoro jest Mesjaszem, widzi serca i zobaczy w naszych, że także w Chrzcicielu szukaliśmy Jego.» «Masz rację.» Teraz obydwie grupy są w odległości kilku metrów od siebie. Jezus już się uśmiecha Swym nieopisanym uśmiechem. Józef przyspiesza kroku. Owce też drepczą [szybciej], poganiane przez pasterzy. «Pokój wam – mówi Jezus wznosząc ramiona, jakby [chcąc] ich przygarnąć. Dodaje: – Pokój z tobą, Symeonie, Janie i Macieju, Moim wiernym i wiernym Janowi, Prorokowi! Pokój tobie, Józefie!» [Jezus] całuje go w policzek. Trzej pozostali są na kolanach. «Chodźcie, przyjaciele, pod te drzewa na brzegu rzeki. Porozmawiajmy.» Schodzą [na brzeg] i Jezus siada na wystającym pniu, inni – na ziemi. Jezus się uśmiecha i patrzy na nich, na jednego po drugim, bardzo uważnie: «Pozwólcie Mi poznać wasze twarze. Wasze dusze już znam jako dusze sprawiedliwych, którzy przywiązują się do dobra, kochają je, odrzucając wszystkie korzyści tego świata. Przynoszę wam pozdrowienie od Izaaka, Eliasza i Lewiego. I jeszcze pozdrowienie od Mojej Matki. Czy macie nowiny o Chrzcicielu?» Mężczyźni, milczący nieśmiało, nabierają [teraz] odwagi. Znajdują słowa: «Jest jeszcze uwięziony i nasze serce drży o niego. Znajduje się bowiem w rękach okrutnika, nad którym panuje piekielna istota o sercu zepsutym. Kochamy go. Ty wiesz, że go kochamy i że zasługuje na naszą miłość. Odkąd opuściłeś Betlejem, spotykały nas ciosy ze strony ludzi... ale bardziej niż przez ich nienawiść byliśmy zrozpaczeni, powaleni jak drzewa połamane wiatrem, z powodu utraty Ciebie. Potem po latach smutku – [a byliśmy] jak ktoś, kto ma zszyte powieki i szuka słońca, lecz nie może go widzieć, bo [wzrok] ma na uwięzi, i potrafi je odkryć jedynie przez ciepło, które czuje na twarzy – dowiedzieliśmy się o Chrzcicielu... [Dowiedzieliśmy się,] że był człowiekiem Bożym, przepowiedzianym przez proroków dla przygotowania drogi Chrystusowi, [więc] poszliśmy do niego. Powiedzieliśmy sobie: “Skoro on poprzedza [Mesjasza], idąc do niego, znajdziemy Go.” Bo to Ciebie szukaliśmy, Panie.» «Wiem i znaleźliście Mnie. Jestem z wami.» «Józef powiedział nam, że przyszedłeś do Chrzciciela. Nie było nas tam w tym dniu. Być może poszliśmy gdzieś za jego sprawami. Usługiwaliśmy mu z wielką miłością w sprawach duchowych, o jakie nas prosił, tak jak słuchaliśmy go także z miłością, pomimo jego wielkiej surowości. Chociaż nie był, jak Ty, Słowem, słuchaliśmy go, bo to, co wypowiadał, zawsze było słowem Bożym.» «Wiem. A tego tu nie znacie?» – Jezus wskazuje im na Jana. «Widywaliśmy go z innymi Galilejczykami, w tłumach najwierniejszych Chrzcicielowi. Jeśli się nie mylimy, jesteś tym, który nosi imię Jan, i o tobie on mówił nam, swym zaufanym: “Oto ja jestem pierwszym, a on – ostatnim”, a potem jeszcze: “On jest pierwszy, a ja – ostatni”. Nigdy nie zrozumieliśmy, co chciał powiedzieć.» Jezus odwraca się w lewą stronę, gdzie znajduje się Jan. Tuli go do serca z jeszcze bardziej promiennym uśmiechem... Wyjaśnia: «[Chrzciciel] chciał powiedzieć, że był pierwszym, który powiedział: “Oto Baranek”, a ten oto będzie ostatnim z przyjaciół Syna Człowieczego, który będzie mówił do tłumów o Baranku. Jednak w sercu Baranka on jest pierwszym, bo jest Mu drogi – bardziej niż jakikolwiek inny człowiek. Oto, co chciał powiedzieć Chrzciciel. Kiedy jednak go ujrzycie – bo jeszcze go ujrzycie i będziecie mu służyć aż do oznaczonej godziny – powiedzcie mu, że nie jest ostatnim w sercu Chrystusa. Kocham go tak samo jak tego tu, nie tyle ze względu na [więzy] krwi, ile z powodu jego świętości. A wy, pamiętajcie o tym. Pokora świętego każe mu ogłaszać, że jest “ostatnim”, ale Słowo Boga ogłasza go podobnym do umiłowanego ucznia. Powiedzcie mu, że tego [Jana] kocham, bo nosi jego imię i że znajduję w nim cechy Chrzciciela, mającego za zadanie przygotować dusze dla Chrystusa.» «Powiemy mu... ale czy go jeszcze ujrzymy?» «Ujrzycie go» [– zapewnia ich Jezus.] «Tak, Herod nie ośmiela się go zabić z obawy przed ludem. Na tym dworze, chciwym i zepsutym, łatwo byłoby zapewnić mu wolność, gdybyśmy mieli dużo pieniędzy. Ale... ale pomimo wielkiej sumy otrzymanej od przyjaciół, jeszcze dużo nam brakuje. Bardzo się boimy, że nie zdążymy na czas... i jednak go zabiją.» «Ile jeszcze wam brakuje, aby go wykupić?» [– pyta Jezus.] «Nie chodzi o wykupienie, Panie. Herodiada zbytnio go nienawidzi, żeby można było myśleć o wykupieniu go. Ona narzuca tę nienawiść Herodowi. Ale... w Macheroncie zgromadzeni są wszyscy, jak sądzę, którzy mają ambicje do tronu. Wszyscy chcą uciechy, wszyscy chcą panowania: od ministrów – aż po sługi. Aby to osiągnąć, potrzeba im pieniędzy... Znaleźliśmy więc kogoś, kto za wielką sumę wypuściłby Chrzciciela. Być może nawet Herod tego pragnie... gdyż się boi. Jedynie dlatego. Boi się ludu i boi się swojej żony. W ten sposób zadowoliłby lud, a żona nie oskarżałaby go o to, że ją zawiódł.» «A ile żąda ta osoba?» [– pyta Jezus.] «Dwadzieścia talentów srebra, a my mamy tylko dwanaście i pół.» «Judaszu, powiedziałeś, że te klejnoty są bardzo piękne.» «Piękne i mają wielką wartość» [– odpowiada Judasz.] «Ile mogą być warte? [– pyta Judasza Jezus. –] Wydaje mi się, że znasz się na tym.» «Tak, znam się na tym. Dlaczego chcesz znać ich wartość, Nauczycielu? Czyżbyś chciał je sprzedać? Po co?» «Być może... Powiedz mi, jaką mogą mieć wartość?» «Sprzedane po dobrej cenie, przynajmniej... przynajmniej sześć talentów.» «Jesteś pewien?» [– pyta Jezus.]
|