ście nabudowali tyle pięknych świątyń i posągów na cześć bóstw złych, mściwych, cudzołoż- nych i fałszywych, czegóż byście nie dokonali dla...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Przez większą część następnego miesiąca — czyli od końca września, kiedy ucie- kłyśmy, do końca października — moja pani wahała się...
»
Przez następne dwa dni dwieście mil blisko odbyto, lecz admirał część drogi dziennej ukrywał przed załogą...
»
cześć i wspierać, w miarę mych możliwości, te dobre dzieła, które w Twoje imię wspomagają cierpiących i umierających na całym świecie...
»
musimy zrobi, aby mc zakreli jego wiksz cz?Podsumowanie* Przyjrzelimy si niektrym korzyciom pyncym z pozytywnegonastawienia w...
»
wdając się w szczegóły zastosowania wspomnianej „zabawki", powiem tylko tyle, że jej działanie opierało się na przetwarzaniu przez procesor obrazu z...
»
Co więcej, ostatnio kino akcji w wydaniu Hollywood potrzebuje takiego widowiska i tyle przemocy, że graniczy to z bezmyślnością...
»
Zatem musiało być dwóch autorów anonimów, tyle że jeden z nich autentycznie oddawał się swemu sprośnemu zajęciu...
»
Włosy zaczęły się palić, dodając swoją część do unoszącego się dymu i pary...
»
Nie wiemy jednak, którą część budowli wznosił Piotr z Awinionu...
»
dwie wierzył, że mozolna wędrówka do Pola Emonda zabrała mu tyle czasu...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W mieście waszym możni nawet rodzice, nie chcąc się trudzić wychowaniem dzieci, wyrzucają je częstokroć z domu, które to dzieci zowią alumnami. I ty, panie, mogłeś być takim alumnem. Ale gdyby rodzice twoi żyli wedle nauki naszej, tedy nie mogłoby ci się to przygodzić. Gdybyś doszedłszy męskich lat zaślubił
umiłowaną niewiastę, wolałbyś, by ci została wierną do śmierci. A tymczasem patrz, co się u was dzieje, ile jest sromoty, ile hańby, frymarku wiarą małżeńską? Wszakże już sami dziwicie się; gdy się zdarzy niewiasta, którą zowiecie univira. Ale ja ci mówię, że te, które Chrystusa w sercu nosić będą, nie złamią wiary mężom, równie jak i chrześcijańscy mężowie dochowają jej żonom. Ale wyście niepewnini waszych władców, ni waszych ojców, ni żon, ni dzieci, ni sług. Przed wami drży świat cały, a wy drżycie przed własnymi niewolnikami, wiecie bowiem, że każdej godziny mogą podnieść przeciw waszemu ciemięstwu wojnę straszliwą, jaką już nieraz podnosili. Bogatym jesteś, lecz nie wiesz, czy jutro nie każą ci porzucić bogactw; młodym jesteś, lecz jutro może ci trzeba będzie umrzeć. Miłujesz, lecz czyha na ciebie zdrada; kochasz się w willach i posągach, lecz jutro możesz być wypędzon na pustkowia Pandatarii; masz tysiące sług, lecz jutro ci słudzy mogą wytoczyć z ciebie krew. A jeśli tak jest, to jakże możecie być spokojni, szczęśliwi i żyć w radości? Lecz oto ja głoszę miłość i głoszę naukę, która nakazuje władcom kochać poddanych, panom niewolników, niewolnikom służyć z miłości, czynić sprawiedliwość i miłosierdzie, a w końcu obiecuje szczęśliwość jako morze nieprzebrane bez końca. Jakże więc, Petroniuszu, możesz mówić, że ta nauka psuje życie, skoro ona je naprawia i skoro sam byłbyś stokroć szczęśliwszym i pewniejszym, gdyby ona ogarnęła tak świat, jak ogarnęło go wasze władztwo rzymskie.”
162
Tak mówił Paweł, o Ligio, a wówczas Petroniusz rzekł: „To nie dla mnie”, i udając śpią-
cego wyszedł, a na odchodnym rzekł jeszcze: „Wolę moją Eunice niż twoją naukę, Judejczy-ku, ale nie chciałbym walczyć z tobą z mównicy.” Lecz ja słuchałem słów jego całą duszą, a gdy mówił o niewiastach naszych, całym sercem wielbiłem tę naukę, z której wyrosłaś, jako na wiosnę wyrastają lilie z bujnej roli. I myślałem wówczas: oto Poppea porzuciła dwóch mę-
żów dla Nerona, oto Kalwia Kryspinilla, oto Nigidia, oto wszystkie niemal, które znam, prócz jednej Pomponii, kupczyły wiarą i przysięgami, i tylko ta jedna, i tylko ta moja nie odstąpi, nie zwiedzie i nie przygasi ogniska, choćby mnie zawiodło i odstąpiło wszystko, w czyn po-
łożyłem ufność. Więc mówiłem do ciebie w duszy: czymże ci się odwdzięczę, jeśli nie miło-
ścią i czcią? Czyś ty czuła, żem tam w Ancjum przemawiał do ciebie i rozmawiałem ciągle, bez ustanku, jak gdybyś była przy mnie? Stokroć cię więcej kocham za to, żeś uciekła przede inną z domu cezara. Nie chcę go już i ja. Nie chcę jego rozkoszy i muzyki, tylko ciebie jednej.
Powiedz słowo, a opuścimy Rzym, by osiąść gdzieś daleko.
Ona zaś, nie odrywając głowy od jego ramienia, podniosła oczy, jakby w zamyśleniu, na osrebrzane wierzchołki cyprysów i odrzekła:
- Dobrze, Marku. Tyś pisał mi o Sycylii, gdzie i Aulusowie chcą osiąść na stare lata...
A Winicjusz przerwał z radością:
- Tak, droga moja! Ziemie nasze znajdują się w pobliżu. Cudny to brzeg, gdzie klimat jeszcze słodszy, a noce jeszcze pogodniejsze od rzymskich, wonne i widne... Tam życie i szczęście to prawie jedno i to samo.
Po czym zaczął marzyć o przyszłości.
- Tam można zapomnieć o troskach. W gajach, wśród oliwników, będziemy chodzili i spo-czywali w cieniu. O Ligio! Co za życie kochać się, koić, razem spoglądać na morze, razem na niebo, razem czcić słodkiego Boga, czynić wokoło dobro i sprawiedliwość w spokoju.
Umilkli oboje, patrząc w przyszłość; on tylko tulił ją coraz silniej do siebie, przy czyn w blaskach księżyca migotał na jego ręku rycerski złoty pierścień. W dzielnicy, zamieszkałej przez ubogą ludność roboczą, spało już wszystko i żaden szmer nie mącił ciszy.
- Pozwolisz mi widywać Pomponię? - spytała Ligia.
- Tak, droga. Będziemy ich zapraszali w dom nasz lub sami jeździli do nich. Czy chcesz, byśmy zabrali ze sobą Piotra Apostoła? On przyciśnięty wiekiem i pracą. Paweł będzie nas także odwiedzał, nawróci Aulusa Plaucjusza, i jako żołnierze zakładają kolonie w odległych krajach, tak my założymy kolonię chrześcijan.
Ligia podniosła rękę i wziąwszy dłoń Winicjusza chciała przycisnąć do niej usta, lecz on począł mówić szepcąc, jakby się bał spłoszyć szczęście:
- Nie, Ligio, nie! To ja czczę cię i uwielbiam, daj mi ty ręce.
- Kocham cię.
Lecz on przycisnął już usta do jej białych jak jaśmin dłoni i przez chwilę słyszeli tylko bicie własnych serc. W powietrzu nie było najmniejszego powiewu i cyprysy stały tak nieruchome, jakby również zatrzymały dech w piersiach...
Nagle ciszę przerwał grzmot niespodziany, głęboki i jakby wychodzący spod ziemi.
Dreszcz przebiegł przez ciało Ligii, Winicjusz zaś powstawszy rzekł:
- To lwy ryczą w vivariach...
I poczęli oboje nasłuchiwać. Tymczasem pierwszemu grzmotowi odpowiedział drugi, trzeci, dziesiąty, ze wszystkich stron i dzielnic. W mieście bywało czasem po kilka tysięcy lwów pomieszczonych przy różnych arenach i nieraz nocami, zbliżając się do krat i opierając o nie olbrzymie głowy, głosiły w ten sposób swą tęsknotę za wolnością i pustynią. Tak poczęły tęsknić i teraz, i podając jeden drugiemu głos w ciszy nocnej, napełniły rykiem całe miasto.

Powered by MyScript