– O wszystkim. – O wszystkim? Co zjeść na śniadanie? Co kupić? – O tym też. I nastąpiło kompletne załamanie... – Załamanie – powtórzyła Maddy. – Użyłaś tego słowa trzy razy, nie wyjaśniając, co konkretnie nasz na myśli. Staraj się raczej wyjaśniać niż w kółko powtarzać to samo. – Świat się zawalił? – powiedziała Sharon tonem pytającym. – Doskonale. To wyjaśnia sytuację – Maddy roześmiała się. – Nie wiem, o co ci właściwie chodzi – odezwała się Sharon przytłumionym głosem. – Tylko niepotrzebnie tracimy czas na to gówno – rzuciła w przestrzeń Maddy. – Popieram wniosek – ktoś dodał. – Trzymajmy się tej sprawy – powiedziałem stanowczo. – Sharon, dlaczego ta dziewczyna czuje się tak, jakby świat się jej zawalił? – Omawiałyśmy to kilkakrotnie. Twierdzi, że nie wie. Najpierw myślała, że przestała mu się podobać i on rozgląda się za inną. Jednak temu zaprzeczył – cały wolny czas spędza z nią, więc jej zdaniem mówi prawdę. Ale kiedy są razem, nie chce z nią rozmawiać i zachowuje się tak, jakby był na nią zły, przynajmniej ona tak to odbiera. Stało się to nagle i jest coraz gorzej. – Czy coś się w tym czasie wydarzyło? – zapytałem. – Coś, co go zestresowało? Znowu rumieniec. – Czy w tym czasie współżyli ze sobą? – Tak, przez cały czas. – Czy mieli problemy natury seksualnej? – Trudno powiedzieć. – Kurczę – jęknęła Maddy. – Nie byłoby „trudno powiedzieć”, gdybyś znała się na rzeczy. – W jaki sposób ty uzyskałabyś tego typu informację? – obróciłem się w jej stronę i zapytałem. – Trzeba być realistą, sporządzać raporty. – Odliczała na palcach. – Znać strategię obrony pacjenta, być przygotowanym na defensywne uniki i umieć sobie z nimi poradzić. A jeśli się nie uda – pozostaje konfrontacją i trwanie przy niej, dopóki pacjent nie zrozumie, że jest się dobrym fachowcem. I wtedy ma się już wszystko podane na tacy, cały problem. Na litość boską, ona przecież była z tą dziewczyną przez dwa miesiące. Powinna to wszystko zrobić. Popatrzyłem na Sharon. – Zrobiłam – zarumieniła się jeszcze bardziej. – Rozmawiałyśmy o postawie defensywnej. Trzeba na to dużo czasu. Są to... poważne problemy. – Na pewno – zgodził się Julien. – Szek-szu-alne – przedrzeźniała Maddy. – Powiedz słowo na „s”, kochanie. Następnym razem pójdzie ci łatwiej. Wybuch śmiechu. Wydawało się, że Sharon przyjęła to spokojnie. Nie puszczałem z niej oka. – Opowiedz o tych problemach – naciskał Walter z szerokim uśmiechem, bawiąc się swoim kucykiem. – Oni... ona nie ma zadowolenia – powiedziała Sharon. – Ma orgazm? – zapytał Julien. – Chyba nie. – Chyba? – Nie, nie ma. – I co robisz, żeby jej pomóc? Przygryzła wargę. – Mów głośniej – powiedziała Maddy. Sharon zaczęły drżeć ręce. Splotła palce, by to ukryć. – Myśmy... rozmawiałyśmy o... wyciszeniu jej niepokoju, żeby się rozluźniła. – O Boże, ześlij karę na tę kobietę! – zawołała Maddy. – Kto ci powiedział, że to jej problem. A może to jego problem? Może to stary pierdoła albo dominant. – Ona mówi, że on jest... w porządku. To ona jest nerwowa. – Czy przeprowadziłaś ćwiczenia rozluźniające mięśnie? – zapytała Aurora. – Systematyczne zmniejszanie napięcia poprzez rozmowę? – Nie, nie dało rady. Wciąż trudno jej o tym mówić. – Ciekawe, dlaczego? – wtrącił Julien. – Jesteśmy na etapie nakazywania sobie spokoju – powiedziała Sharon. – Pracujemy nad tym. – Zabrzmiało to bardzo osobiście. – Niełatwo zachować spokój, gdy idzie o takie sprawy – powiedział Walter aksamitnym głosem. – Czy uprawiali seks oralny? – Uhum. Tak. – Uhum, w jaki sposób? – W zwyczajny – wbiła oczy w podłogę. – Nie wiem, na czym polega ten zwyczajny sposób – rozejrzał się. – Czy ktoś to wie? Uśmiechy jak na komendę i przeczący ruch głowami. A to dranie! Pomyślałem sobie, że za parę lat będą świeżo upieczonymi terapeutami. Strach pomyśleć! Sharon wciąż wpatrywała się w ziemię, tocząc z góry przegraną walkę ze swymi dłońmi. Zastanawiałem się, czy nie interweniować, ale jeśli to zrobię, to czy nie pogwałcę norm obowiązujących w grupie? Postanowiłem, że nie będę się przejmował. A z drugiej strony, jeżeli wykażę nadmierną opiekuńczość, to na dłuższą metę mogę jej tylko zaszkodzić. Gdy tak sobie rozważałem, Walter zapytał:
|