– Co ty tu robisz? – zapytałem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
- A więc twierdzi pani, że to pani walizka? - zapytał...
»
– Udało się? – zapytał, szczerząc się w uśmiechu...
»
– Pozwolisz mu żyć? – zapytał w końcu z trwogą Kevin...
»
— Nasza podróż w nieznane? — zapytał Peters poważnie tym razem...
»
— Jak powodzi się Jankowi w przedszkolu? — zapytała jednak Andrzeja matka...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...
»
Jego wyjaśnienie nie pocieszyło mnie zbytnio i odważyłem się zapytać, czy rzeczywiście przypuszcza, że trafimy z powrotem do brzegu, szybko bowiem robiło się...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Garun dołączył do nich i zapytał:"Dlaczego miałbyś się wspinać na mur, Duncanie Idaho?"Siona odpowiedziała za niego, uśmiechając się do...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Myślałem, że takie imprezy są tylko dla żółtodziobów, którzy jeszcze nic nie widzieli.
– Pomyślałem sobie, że dzisiaj będę obowiązkowym mentorem. – Wzruszył ramionami. – Poza tym ten akurat pokaz będzie naprawdę wart obejrzenia, nawet jeśli oglądać przyjdzie tylko twarze widzów.
Na blacie jednego z masywnych warsztatów stał solidny cylinder wysokości jakichś czterech stóp i szerokości dwóch. Krawędzie miał gładko złączone, nie wystawały żadne spoiny spawów, a opalizująca metaliczna powierzchnia była matowa – podejrzewałem, że nie jest to zwykła stal.
Wędrowałem spojrzeniem po pomieszczeniu, póki w pewnym momencie niespodzianie nie natknęło się na Felę – stała w tłumie, wraz z resztą czekając na początek pokazu.
– Nie wiedziałem, że Fela tu pracuje – powiedziałem do Maneta.
Pokiwał głową.
– Jasne, że tak. Już jakieś dwa semestry.
– Dziwne, że jej nigdy nie spotkałem. – Zamyśliłem się, przyglądając się, jak rozmawia z inną kobietą.
– Mnie też to dziwi – zauważył Manet, śmiejąc się cicho, porozumiewawczo. – Ale nie bywa tu zbyt często. Zajmuje się rzeźbą, a pracuje w wypalonej glinie i szkle. Do nas przychodzi, bo mamy odpowiednie narzędzia. Sygaldria jej nie interesuje.
Dzwon na zewnętrznej wieży wybił godzinę. Kilvin rozejrzał się dookoła, zerkając na każdego z zebranych. Ani przez moment nie wątpiłem, że doskonale wie, kogo brakuje.
– Co najmniej przez kilka cykli będziemy mieli to w warsztacie – oznajmił zwyczajnie, gestem wskazując stojący obok pojemnik. – Prawie dziesięć galonów płynnej lotnej substancji: Regim Ignaul Neratum.
– Tylko on tak go nazywa – cicho rzekł Manet. – Dla nas to jest koścismoła.
– Koścismoła?
Pokiwał głową.
– Jest żrąca. Jeżeli wylejesz sobie kroplę na rękę, w dziesięć sekund przeżre ciało aż do kości.
Podczas gdy wszyscy się przyglądali, Kilvin włożył grube rękawice i do szklanej fiolki odlał z pojemnika uncję ciemnego płynu.
– Należy pamiętać, żeby ochłodzić wcześniej fiolkę, ponieważ substancja paruje w temperaturze pokojowej. – Szybko zakorkował buteleczkę i podniósł do góry, żeby wszyscy mogli zobaczyć. – Potrzebny jest też doszlifowany korek, ponieważ płyn jest nadzwyczaj lotny. A jako gaz cechuje się napięciem powierzchniowym i lepkością jak rtęć. Jest cięższy od powietrza i nie ulega konwekcji. Wewnętrzna lepkość daje mu spoistość.
Bez dalszych wstępów Kilvin cisnął fiolkę do najbliższego kotła ogniowego. Rozległ się ostry, czysty odgłos pękającego szkła. Z wysokości, na jakiej się znajdowałem, widziałem, że kocioł ogniowy musiał być specjalnie wyczyszczony na tę okazję. Poza tym był całkiem pusty – tylko płytka, okrągła dziura w litym kamieniu.
– Szkoda, że mistrz nie ma w sobie więcej ze zgrywusa – cicho szepnął mi na ucho Manet. – Elxa Dal zrobiłby to znacznie lepiej.
Ciemny płyn tymczasem głośno syczał i bulgotał, ogrzewając się od kamienia kotła ogniowego; wkrótce zaczął wrzeć. Z wysokości widziałem, jak gęsty, oleisty dym powoli wypełnia dno kotła. W ogóle nie zachowywał się jak zwykły dym czy opary mgły. Nie mieszał się konwekcyjnie z powietrzem. Gromadził się kałużą, skupiony niczym maleńka, ciemna chmurka.
Manet klepnął mnie w ramię. Spojrzałem na niego w samą porę, żeby uniknąć oślepienia rozbłyskiem, gdy w chmurze nastąpił samozapłon. Zewsząd docierały zaniepokojone okrzyki – domyśliłem się, że większość dała się przyłapać. Manet wyszczerzył się do mnie i mrugnął porozumiewawczo.
– Dzięki – powiedziałem i odwróciłem się, by dalej obserwować. Po powierzchni oparów tańczyły zębate płomienie w barwach sodowej czerwieni. Dzięki temu, że dodatkowo ogrzewały parującą substancję, ta kipiała jeszcze szybciej, póki wreszcie płomienie nie zaczęły lizać znajdujących się na wysokości pasa mężczyzny brzegów kotła ogniowego. Nawet w miejscu, gdzie się znajdowałem, czyli wysoko na pomoście, czułem na twarzy ciepły podmuch.
– A jak, do diabła, to nazwiesz? – zapytałem cicho. – Ognimgła?
– Można i tak – odparł. – Kilvin prawdopodobnie powiedziałby: samozapłon wywołany kontaktem z powietrzem.
Jednak niemalże natychmiast ogień zgasł, zostawiając w pomieszczeniu kwaśny zapach rozgrzanego kamienia.
– Oprócz właściwości korozyjnych – ciągnął Kilvin – w stanie gazowym substancja jest łatwopalna. Kiedy ogrzeje się dostatecznie, zapala się od kontaktu z powietrzem. Wytwarzane w trakcie tego procesu ciepło wywołuje kaskadową reakcję egzotermiczną.
– Tworząc wodospad wielkiego, przeklętego ognia – mruknął pod nosem Manet.
– Jesteś lepszy niż chór w tragedii – cicho zwróciłem mu uwagę, próbując utrzymać kamienną twarz.
– Pojemnik jest tak skonstruowany – Kilvin wskazał ręką – że utrzymuje czynnik w niskiej temperaturze i pod ciśnieniem. Proszę, uważajcie, póki będzie w warsztacie. Nie zbliżajcie się do pojemnika z żadnym silnym źródłem ciepła. – Wypowiedziawszy te słowa, Kilvin odwrócił się i poszedł do swego gabinetu.
– To wszystko? – zapytałem.
Manet wzruszył ramionami.

Powered by MyScript