„Do widzenia”, kiedy wychodził z domu, ale ona pewnie poszła na górę...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
16|98|Kiedy recytujesz Koran, to szukaj ucieczki u Boga przed szatanem przekletym!16|99|Nie ma on bowiem zadnej wladzy nad tymi, którzy uwierzyli i którzy ufaja...
»
Przez większą część następnego miesiąca — czyli od końca września, kiedy ucie- kłyśmy, do końca października — moja pani wahała się...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
Tak zatem, kiedy następna grupa żałobników weszła do kościoła, myśli inspektora Sloana odbiegły jeszcze dalej w przeszłość niż myśli Cynthii Paterson...
»
Niezawiadomienie przez sąd o terminie rozprawy oskarżonego, kiedy obecność jego nie jest obowiązkowa, jest uchybieniem naruszającym jego prawa do obrony (art...
»
Kiedy korzystasz z biblioteki open-uri, wystarczy, że wpiszesz instrukcję open() z adresem URL, a skrypt zwróci odpowiednią stronę WWW...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Kiedy więc King robiąc któregoś wieczoru rundkę po restauracjach i klubach trafił na * MacIntosh, jego córkę, psa i dwoje innych ludzi, spożywających późną...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Kiedy wróci
90
91
po południu, ona będzie malować w swojej pracowni, będzie nasłuchiwał u stóp scho-
dów. Trochę później usłyszy drugą, wpadającą przez drzwi z hukiem. Po kolacji po-
czeka na nią i będą mogli iść na spacer. Planował te wtórne odkrycia absencji tak, żeby
przychodziły jako pulsacje czegoś niespodziewanego i podtrzymywały stały przepływ
żalu, umożliwiały mu uświadamianie sobie tego na nowo, na okrągło. Rozmyślnie zapo-
minał, a potem odbudowywał kolejność zdarzeń. Dziwne podłużne kształty, przykryte
białą materią, w kościele, były późniejsze niż płócienne kokony wyniesione spośród za-
rośli, a te z kolei były późniejsze niż manekiny pod krzakiem. To przyszło po tym, jak
odjechały samochodem w noc, a to z kolei było późniejsze niż wszystko, co w ogóle wy-
darzyło się w tym domu. Nic w tym domu nie było nowsze niż to, co zdarzyło się przy
drodze, nic nie jest nowsze czy świeższe niż ich śmierć. „Ostatnie z nich, co widziałeś
— powiedział do siebie Tony Hastings ze zdumieniem — to będą ich zawsze przerażone
twarze w samochodzie odjeżdżającym drogą...”
Rozmawiał z nią o tym. „Najgorszy moment był wtedy, kiedy Ray i Turk wepchnęli
się do was do samochodu” — wyznał. „To było złe” — zgodziła się. „Nie — poprawił się
— najgorzej było wtedy, gdy najpierw dojrzałem coś w krzakach, a potem uświadomi-
łem sobie, że to wy”. Uśmiechnęła się. „Żałuję, że nie możesz opowiedzieć mi tego ze
swojej strony” — dodał.,Ja też” — odparła.
Druga stoczyła się w nocy po schodach. Grzmotnęła w drzwi. Zapytał: „Co powi-
nienem zrobić z jej rzeczami, wypchanymi zwierzakami, porcelanowymi konikami?
Potrzebuję twojej rady”. „Wiem” — odpowiedziała.
DWA
Na górze biedny, stary, tłusty Henry odsłuchuje Marsz pogrzebowy Zygfryda, ale
zbyt głośno, słucha tego jak rocka. „Przycisz to!” — krzyczy Susan, a potem słyszy te-
lefon. To znów Arnold z Nowego Jorku. Po rozmowie wraca do maszynopisu. Jeszcze
w uszach jej brzęczą uniesienia Arnolda. Blokuje to czytanie i wymazuje Tony’ego
Hastingsa. Wieści dotyczą Chickwash, ale to podniecenie Arnolda dla Susan jest lękiem,
chociaż on o tym nie wie.
Lękiem, gdyby musieli zostawić ten dom dla kariery Arnolda. Ta kwestia otwiera jej
oczy, każe jej spojrzeć na życie z punktu siedzenia na kanapie. Tapeta, kominek, obra-
zy, schody, poręcze, stolarka. Na zewnątrz trawnik, klon, róg ulicy, latarnia uliczna. Ma
tu przyjaciół: Marię, Normę. Zabierać dzieci ze szkoły z powodu Chickwash. Będą cał-
kiem rozbite, mogą płakać błagalnie, chłopaki, dziewczyny, najlepsi przyjaciele, utra-
ceni na zawsze. Podobnie może czuć się Susan, ale nic o tym przez telefon Arnoldowi
nie powiedziała, żeby nie być winną egoizmu i małostkowego domatorstwa. Miała dość
utwierdzania praw i czucia się potem źle. Nie ma ochoty kłócić się z Arnoldem.
90
91
On przyjmuje, iż ona będzie obstawać przy jego decyzji. Może myśli nawet, że razem
ją podjęli. Pogadają o tym. Ona będzie zadawać pytania, których on się spodziewa, żeby
pomóc mu zdecydować o tym, o czym już zdecydował sam. Będzie mu mówić, co on
ma na myśli, przypominać mu o jego zapatrywaniach. Będzie porównywać jego miłość
sztuki chirurgicznej i troskę o pacjentów z prestiżem i siłą czynienia dobra na skalę na-
rodu. Jeśli nie będzie jej się to podobać, nie powie mu, żeby nie było to wzięte za próbę
wpłynięcia na niego, przeciw jego najlepszym chęciom. Wspomni o dzieciach i o ich ra-
cjach, ale jeśli on powie, że dzieci mogą się zaadaptować i będzie przemawiał o korzy-
ściach dla nich płynących ze środowiska waszyngtońskiego i od ojca — człowieka suk-
cesu, ona oczywiście go poprze.
Ten jego głos jak u dzieciaka w liceum. „Naprawdę obiecali mi pracę! Czy to nie
wspaniałe?”
„Cudowne, kochanie” — odparła. „Musimy to obgadać — powiedział — musimy
rozważyć, co dla nas wszystkich jest najlepsze, dla ciebie i dzieci także. Nie zgodzę się
na to bez konsultacji z tobą. Pod każdym względem”. I poczynił kilka sugestii odnośnie
rozstrzygnięć pod każdym względem.

Powered by MyScript