- Czerpak - powiedziała Mali. - Jonowy czerpak zastąpi stary typ, który być może już widziałeś. - Czy cała katedra zostanie wyniesiona czerpakiem? - zapytał Joe. Mali siłą rzeczy, a raczej wiążącej ich linki, nadal była w pobliżu. - Tylko jej podstawa - odparła. - Reszta jest cięta na bloki? - Wszystko z wyjątkiem podstawy, wykonanej z jednej wielkiej płyty agatu pochodzącej z Deneb Trzy. Gdyby pociąć ją na bloki nie byłaby potem w stanie wytrzymać ciężaru konstrukcji. Stąd czerpak. - Znów się cofnęła. - Niebezpiecznie jest podpływać tak blisko. Musiałeś już przecież widzieć czerpaki przy pracy; wiesz na jakiej zasadzie działają. Proszę! Wracajmy na powierzchnię. Tutaj jest niezwykle ciekawie, ale do cholery, takie zbliżanie się do tej maszyny jest niebezpieczne. - Czy wszystkie bloki są cięte? - zapytał. - O Boże - niecierpliwiła się Mali. - Nie, wcale nie. Tylko parę pierwszych. Czerpak nie podnosi jeszcze cokołu; na razie zajmuje tylko pozycję do właściwej pracy. - Jaka będzie prędkość wynoszenia? - zapytał. - Jaszcze nie zdecydowano. Słuchaj, nie jesteśmy jeszcze do tego przygotowani. Ty mówisz już o wynoszeniu, a czerpak nie jest jeszcze usadowiony. To nie twoja działka, nie masz wiedzy na ten temat. Czerpak porusza się horyzontalnie z prędkością sześciu cali na dwudziestosześciogodzinny dzień, co w gruncie rzeczy równa się staniu w miejscu. - Lepiej od razu powiedz, że chcesz, bym czegoś nie zobaczył. - Masz fioła - odcięła się Mali. Szperając reflektorem na prawo od czerpaka, coś zauważył. Wielką, nieprzezroczystą masę, wznoszącą się ku górze, na tle której pływały ryby, a ona sama porośnięta była ukwiałami i koralami. Obok zaś, tam gdzie pracował czerpak, piętrzył się identyczny kształt. Heldscalla. - Tego właśnie nie miałem zobaczyć - powiedział do Mali. Były tam dwie katedry. Rozdział dwunasty - Jedna z nich - stwierdził Joe - jest czarna. To Czarna Katedra. - Ale nie ta, którą wydobywają - odrzekła Mali. - Czy on jest pewien? - zapytał Joe. - Czy nie popełnił błędu? - Wiedział intuicyjnie, że to zabiłoby Gilmmunga. Byłoby końcem wszystkiego i końcem ich wszystkich. Sama świadomość istnienia Czarnej Katedry, jej widok, sprawiły, że poczuł tchnienie śmierci. Jego serce zlodowaciało. Bez ładu i składu zaczął kręcić reflektorem. Jakby bał się, że nie będzie potrafił odnaleźć powrotnej drogi. - Teraz już wiesz - powiedziała Mali - dlaczego chciałam wracać. - Wracam z tobą - oznajmił. Nie chciał zostać tu dłużej. Tak jak Mali, ciągnęło go na powierzchnię, do realnego świata nad wodą. W tamtym świecie nie było nic takiego jak tutaj... i nigdy nie powinno być, pomyślał. Nie tego przecież oczekiwał. - Ruszajmy - powiedział do Mali i popłynął w górę. Z każdą sekundą był coraz dalej od przerażających głębin i tego, co w sobie kryły. - Daj mi rękę. - Odwrócił się, wyciągnął dłoń... I wówczas to zobaczył. W promieniach swej latarki zobaczył dzban. - Czy coś się stało? - zaniepokoiła się Mali, gdy przestał płynąć do góry. - Muszę zawrócić - oznajmił. - Nie pozwól się wciągnąć. Tak właśnie działa to potworne otoczenie. Płyńmy ku górze. - Wyrwała swą rękę z jego dłoni i jak strzała pomknęła w kierunku powierzchni. Kopała nogami tak, jakby chciała z siebie strząsnąć jakąś substancję, która przywarła do niej tam na dole. - Płyń sama - oświadczył Joe i zaczął opuszczać się niżej, nie spuszczając wzroku z dzbana. Cały czas kierował nań światło latarki. Dzban obrosły już trochę korale, ale większość powierzchni pozostawała odkryta. Jakby czekał na mnie, pomyślał. Jakby próbowano mnie tu ściągnąć w najlepszy z możliwych sposobów... podsuwając na przynętę coś, co uwielbiam. Mali najwidoczniej zmieniła zdanie, bo powoli opuściła się za nim w dół. - Co... - zaczęła, ale zauważyła dzban i jedynie przełknęła ślinę. - To krater - powiedział Joe. - Bardzo wielki. Rozróżniał już bijące ku niemu kolory, które wiązały go z tym miejscem mocniej niż sznury czy oplatające go wodorosty. Tonął. Pogrążał się coraz bardziej. - Co możesz mi o nim powiedzieć? - zapytała Mali. Byli już niemal na miejscu. Ramiona Joego rozwarły się, jakby działały poza jego wolą - Czy to... - To nie jest zwykła porcelana - powiedział Joe. - Wypalano ją w temperaturze powyżej pięciuset stopni. Może nawet w temperaturze tysiąca dwustu pięćdziesięciu stopni. Na szkliwie jest wiele zanieczyszczeń. - Dotknął znaleziska. Opukał je, ale korale mocno się trzymały. - To kamionka, nie porcelana - zdecydował. - Jest nieprzezroczysta. Biel glazury sprawia wrażenie, że posłużono się tlenkami metali ciężkich. Jeśli tak, to mamy do czynienia z majoliką*. Takie szkliwo generalnie nazywa się emalią puszkową. Tak jak w przypadku ceramiki z Delft - potarł powierzchnię dzbana. - Z tego co czuję, możemy mieć do czynienia z fajansem pokrytym nieprzezroczystym szkliwem. Widzisz? Wzór został wygrawerowany, odsłaniając znajdujący się pod spodem kolor. Tak jak już mówiłem, jest to krater... ale możemy się tutaj spodziewać psykterów** i amfor. Trzeba tylko zdjąć warstwy korali i zobaczyć, co jest pod spodem. - Czy to dobry dzban? - zapytała Mali. - Mnie wydaje się on wyjątkowy. Myślę, że jest bardzo piękny. Ale w opinii eksperta... - Jest wspaniały - powiedział Joe. - Czerwoną glazurę uzyskano prawdopodobnie utlenioną miedzią, robiono to w specjalnych piecach. Mamy tu też żelazo. Spójrz na tę czerń. I oczywiście pochodząca od antymonu żółć. Wspaniała żółć. - Kolor glazury jest dla mnie niezwykle ważny, pomyślał. Te żółcie, błękity. Nigdy się nie zmienię. Zupełnie jakby ktoś chciał, bym to tutaj znalazł, zastanowił się. Wciąż pocierał dzban, podziwiając go bardziej dotykiem niż wzrokiem. Błękity z tlenków miedzi, powiedział do siebie. Tylko tego brakuje znalezionemu dzbanowi. Czy to Glimmung kazał go tu położyć? Do Mali zaś powiedział: - Czy ostatnio usuwano z tego korale? To dziwne, ale nie pokrywają całego dzbana.
|