ale miewają też pewne odchylenia...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
ju pewne, e desperackie przedsiwzicie, ktre podj Thra ybulos wy=ruszajc z Fyle, zakoczy si cakowit klsk...
»
Judasz odpowiada:«To pewne, że jesteście w warunkach bardzo przykrych...
»
– Chyba jest pewne miejsce, które warto by zbadać...
»
29 , to musimy liczy si z tym , e istniej pewne stereotypy...
»
- Brakło mi sił, by samemu wydostać się z wody - wtrącił Eragon...
»
83   kiegoś życia...
»
6 = read and write (common) 7 = read, write and execute (common)...
»
Lecz koncert Dworski znów...
»
robin hobb, uczen skrytobojcy scr Rzeką Kozią do stolicy...
»
Gdy w roku 1949 odwiedziłem Szuberta i w rozmowie poruszyliśmy ten temat, Szubert starał się tłumaczyć ich mówiąc, że ‶przecież oni też chcieli żyć”...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Cierpią na tym pastorzy, bo tym kobietom się zda-
155
je, że chcą się z nimi żenić, a tymczasem pastorom nawet przez myśl to nie przejdzie.
No tak, biedna Nellie. Na swój sposób taka rozsądna, tak wspaniale pracuje dla parafii.
I zawsze była znakomitą sekretarką. Ale i ona miewa dziwne pomysły, jak ten, żeby za-
brać mnie w ciągu paru minut ze Słonecznych Wzgórz, potem wywieźć do tego ponu-
rego domu w Cumberland, a potem tak samo nagle tutaj…
— Pani tu mieszka?
— Tak jakby. To bardzo szczególny układ. Jestem tu dopiero od dwóch dni.
— A przedtem w Różanym Dworku w Cumberland?
— Tak, chyba tak się nazywał. Niezbyt to przyjemne miejsce po Słonecznych Wzgó-
rzach, prawda? Nigdy się tam na dobre nie zadomowiłam, rozumie pani. I dom wcale
nie był tak dobrze prowadzony. Niedobra obsługa i wprost koszmarna kawa. Mimo to
przyzwyczaiłam się i nawet poznałam parę interesujących osób. Jedna z nich znała moją
ciotkę, dawno temu w Indiach. To tak miło znaleźć jakieś powiązanie…
— Z pewnością.
Pani Lancaster kontynuowała swą beztroską paplaninę:
— A pani… Zaraz, zaraz. Pani przyjechała do Słonecznych Wzgórz, ale nie na stałe,
tylko chyba kogoś odwiedzić?
— Ciotkę męża, pannę Fanshawe.
— No tak. Oczywiście, teraz sobie przypominam. I coś tam było z jakimś dzieckiem
za kominkiem, prawda?
— Nie. To nie moje dziecko.
— Ale przecież dlatego pani tu przyjechała? Mieli jakieś kłopoty z kominem, dostał
się tam ptak. To miejsce wymaga remontu. Wcale mi się tu nie podoba i zamierzam po-
wiedzieć o tym Nellie, gdy tylko się z nią zobaczę.
— Mieszka pani z państwem Perry?
— Trochę tak, a trochę nie. Chyba mogę powierzyć pani sekret?
— O tak — zapewniła ją Tuppence — może mi pani zaufać.
— Bo… Tak naprawdę to mnie tu nie ma. Mam na myśli tę część domu. To jest część
Perrych. — Pochyliła się do przodu. — Ale istnieje jeszcze jedna. Trzeba pójść na górę…
Proszę za mną, pokażę pani.
Tuppence wstała. Czuła się jak w jakimś szalonym śnie.
— Tylko zamknę najpierw drzwi — powiedziała pani Lancaster.
Wąskimi schodami poprowadziła Tuppence na piętro, a potem przez sypialnię
(prawdopodobnie Perrych) do przyległego pokoju. Stała tam tylko umywalnia i duża
szafa z klonowego drewna. Pani Lancaster podeszła do szafy, pogrzebała chwilę z tyłu,
a potem bez trudu odsunęła ją od ściany — prawdopodobnie na rolkach. Za szafą, ku
swemu zdziwieniu, Tuppence zobaczyła kominek, a nad nim lustro z półeczką, na któ-
rej stały porcelanowe figurki ptaków.
156
157
Jeszcze bardziej się zdziwiła, kiedy pani Lancaster chwyciła ptaka ze środka pół-
ki i mocno go szarpnęła. Musiał być przyklejony do podłoża, podobnie jak pozosta-
łe, o czym Tuppence się przekonała, dotykając ich ukradkiem. Ale w wyniku poczynań
pani Lancaster rozległ się cichy trzask i cały kominek wysunął się do przodu.
— Sprytne, co? — zaśmiała się starsza pani. — Zrobili to dawno temu podczas prze-
budowy domu. Nazywano ten pokój „księżą dziurą”, ale tak naprawdę nie miał nic
wspólnego z księżmi*. Ja nigdy tak nie myślałam. Proszę przejść, tam właśnie teraz
mieszkam.
Po kolejnym ruchu odsłoniło się wejście. Chwilę później znalazły się w przestron-
nym, atrakcyjnym pokoju z oknami wychodzącymi na kanał i wzgórza.
— Śliczny pokój, prawda? Taki piękny widok! Zawsze mi się podobał. Bo jako mała
dziewczynka mieszkałam tu przez jakiś czas.
— Ach, tak?
— Nie był to szczęśliwy dom — ciągnęła pani Lancaster. — Zawsze to powtarzano…
Ale wie pani, zasunę z powrotem tę ścianę. Ostrożności nigdy za wiele, prawda?
Pchnęła ściankę na miejsce. Znów rozległ się trzask — znak, że mechanizm zadzia-
łał.
— Myślę, że to przejście powstało wtedy, kiedy dom przeznaczono na kryjówkę
— zauważyła Tuppence.
— Ach, niejedno tu zmienili. Proszę usiąść, woli pani wyższe krzesło czy niższe?
Ja osobiście lubię wysokie, ze względu na reumatyzm. Pewnie pani sądzi, że gdzieś tu
mogą być zwłoki dziecka, ale to przecież absurd, nieprawdaż?
— Możliwe.
— Policjanci i złodzieje… — kontynuowała pani Lancaster z pobłażliwą miną.
— Człowiek jest w młodości taki głupi! Wszystkie te gangi, wielkie skoki, to tak dzia-
ła na wyobraźnię! A być dziewczyną gangstera? Wydaje ci się, że to najcudowniejsza
rzecz na świecie. Też tak kiedyś myślałam, ale wierz mi — poklepała Tuppence po kola-
nie — to nieprawda. Same kradzieże i ucieczki nie dają prawdziwego dreszczyku, choć
oczywiście wymagają dobrej organizacji.
— Ma pani na myśli panią Johnson albo pannę Bligh, czy jak tam ją pani nazywa…
— Cóż, oczywiście dla mnie zawsze to Nellie Bligh. Ale z pewnych powodów… dla
ułatwienia, jak ona powiada, czasem przedstawia się jako pani Johnson. Nigdy nie była
zamężna, to stuprocentowa stara panna.
Z dołu rozległo się pukanie.
— Ojej! — spłoszyła się pani Lancaster. — To pewnie ci Perry. Nie miałam pojęcia,
że tak szybko wrócą.
*Po zerwaniu Henryka VIII z Kościołem katolickim w wielu domach angielskich ukrywano księży,
którzy odmówili przyjęcia nowej religii
156
157
Pukanie się powtórzyło.
— Może powinnyśmy ich wpuścić — zasugerowała Tuppence.
— Nie, kochana, tego nie zrobimy. Nie znoszę, jak ktoś mi ciągle przeszkadza. Tak
miło nam się rozmawia, czyż nie? Chyba tu zostaniemy… Och, teraz wołają pod oknem.
Wyjrzyj i powiedz mi, kto to.
Tuppence podeszła do okna.
— To pan Perry.
— Julio! Julio! — krzyczał z dołu tamten.
— Co za bezczelność! Tacy jak Amos Perry nie mają prawa mówić mi po imieniu.
Też coś! Ale nie martw się, kochanie, jesteśmy tu całkiem bezpieczne i możemy sobie
pogadać. Opowiem ci o sobie. Miałam naprawdę ciekawe życie. Pełne przygód… cza-
sem myślę, że powinnam je opisać. Bo widzisz, ja się wplątałam w… no cóż, to był zwy-
kły gang, żadne inne słowo tu nie pasuje. Niektórzy byli bardzo nieprzyjemni, choć zda-
rzali się i sympatyczni. Mieli klasę.
— I panna Bligh…?
— Nie, nie, Nellie nigdy nie popełniłaby przestępstwa. Skądże znowu, jest taka reli-
gijna i w ogóle. Ale są różne sposoby wyznawania religii, pewnie o nich słyszałaś?
— Owszem, jest mnóstwo sekt.

Powered by MyScript