Otrzymaliśmy je w środku zimy. Pierwszy okręt wojenny został
nazwany imieniem Ruriska. Myślę, że książę zrozumiałby ideę tego hołdu, choć pewnie
by się z nim nie zgodził.
Plan króla Roztropnego powiódł się w pełni. Od dawna już w Koziej Twierdzy nie
było władczyni, więc przyjazd księżnej Ketriken ożywił cały dwór. Wieści o tragicznej śmierci księcia Ruriska w przeddzień ślubu siostry oraz dzielnym zachowaniu księż-
niczki pobudzały wyobraźnię ludu. Jej szczere uczucie do męża uczyniło z następcy tro-nu bohatera romantycznego. Byli uderzająco piękną parą; jasna uroda księżnej olśnie-
wała blaskiem na de spokojnej siły księcia Szczerego. Król Roztropny pokazywał ich
wszystkim na rozlicznych balach, które przyciągnęły nawet najmniejszego szlachcinę
z najdalszego zakątka Królestwa Sześciu Księstw. Księżna Ketriken, wspaniale dobiera-796
jąc słowa, mówiła o potrzebie łączenia się w obliczu zagrożenia ze strony najeźdźców ze szkarłatnych okrętów. Król Roztropny okazał swoją hojność, więc jeszcze pośród zimowych sztormów zaczęło się zbrojenie Sześciu Księstw. Budowano wiele wież i twierdz,
a ludzie chętnie je obsadzali. Budowniczowie statków współzawodniczyli o honor pra-
cy dla ojczyzny, a Kozia Twierdza puchła od ochotników pragnących się zaokrętować.
Przez krótki czas zimy ludzie uwierzyli w legendy, które sami stworzyli, a wówczas
wydawało się, że najeźdźcy ze szkarłatnych okrętów mogą zostać pokonani samą tylko
silną wolą. Ja nie dowierzałem tym nastrojom, ale obserwowałem, jak król Roztropny
je podsyca, i zastanawiałem się, w jaki sposób będzie je podtrzymywał, gdy powróci
twarda rzeczywistość wraz z groźbą kuźnicy.
Muszę powiedzieć jeszcze o kimś, kto się wplątał w ten konflikt i polityczne intrygi wyłącznie przez lojalność dla mnie. Do końca swoich dni będę nosił blizny po ranach, jakie mi zadał. Kilka razy głęboko zatopił starte zęby w mojej ręce, zanim wyciągnął
mnie z basenu. Jak tego dokonał, nigdy nie będę wiedział. Kiedy nas znaleziono, leżał
z łbem opartym na mojej piersi. Jego więzi ze światem śmiertelnych zostały zerwa-
ne. Gagatek był martwy. Wierzę, że oddał życie pamiętając, iż w szczenięcych latach
byliśmy przyjaciółmi. Ludzie nie potrafią cierpieć tak jak psy. Ale cierpią przez wiele lat.
798
EPILOG
— Jesteś zmęczony — mówi mój uczeń.
Stoi za moim łokciem, a ja nawet nie wiem, od jak dawna. Powoli wyciąga rękę
i wyjmuje pióro z mojej niezdarnej dłoni. Znużonym wzrokiem przyglądam się nie-
równej linii na karcie papieru. Widziałem już ten kształt, tak mi się wydaje, chociaż wówczas to nie był atrament. Strumyczek krwi zasychającej na pokładzie szkarłatnego
okrętu, przelanej moją ręką? Czy dym znaczący czarnym śladem błękitne niebo, kiedy
spóźniony pojawiłem się ostrzec osadę przed napaścią? Czy wirująca trucizna, miesza-
jąca się z wodą w prostym kielichu, który podałem komuś z uśmiechem? Czy kobiecy
799
włos zostawiony na mojej poduszce? Czy ślad obcasów wyrysowany w piasku, gdy wyciągaliśmy ciała z dogasającej wieży w Zatoce Pieczęci? Czy ślad łzy na policzku
matki, która przytula zarażone kuźnicą dziecko mimo jego wściekłych krzyków? Wspo-
mnienia, podobnie jak najeźdźcy ze szkarłatnych okrętów, pojawiają się bez ostrzeżenia i są bezlitosne.
— Powinieneś odpocząć — mówi chłopiec.
Uświadamiam sobie, że siedzę zapatrzony w atramentową ścieżkę. To nie ma sensu.
Jeszcze jedna stronica na nic, jeszcze jeden wysiłek zmarnowany.
— Odłóż ją — mówię i nie protestuję, kiedy uczeń zbiera wszystkie karty i składa
je razem, w przypadkowej kolejności. Zielnik i kronika, mapy i nuty, wszystko miesza się w jego dłoniach, podobnie jak w moim umyśle. Nie przypominam już sobie, co
zamierzałem robić. Ból znowu wrócił, a tak łatwo byłoby go ukoić. Nie. Na tej drodze czyha szaleństwo, dowiodło tego już wielu. Więc tylko wysyłam chłopca, żeby mi zrobił
napar z dwóch liści karime, mięty i korzenia imbiru. Czy pewnego dnia poproszę go,
żeby przyniósł mi trzy liście tego chyurdańskiego zioła?
Gdzieś daleko jakiś przyjazny głos mówi cicho: „Nie”.
|