Ale tego dnia nic takiego się nie stało...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
26|167|Oni powiedzieli: "Jesli nie zaprzestaniesz, o Locie, to niechybnie zostaniesz wypedzony!"26|168|On powiedzial: "Nienawidze tego, co wy czynicie...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
—- Widać, że wrzuciłem spory kamień do tego gniazda! — zaśmiał się Mowgli, który nieraz zabawiał się wrzucaniem dojrzałych owoców papawy do...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
Pan Muldgaard oddalił się w końcu, zabierając ze sobą filmy i list i wraz z nimi unosząc nadzieję, że jego kolegi i wspólne robotnik! coś tam z tego wy-dedukują...
»
antologia-james lowder, krainy chwalyZapomniane Krainy są podzielonym światem, w najczystszym tego słowa znaczeniu...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Wieczorem dosiadła Błyskawicy i pojechała wzdłuż rzeki na północ. Minęła miasto, gdy poblask słońca znikał już za chmarami i osiadał na zachodnich szczytach. Podługowate cienie wypełzły jej na spotkanie, kiedy dojeżdżała do pastwisk i stajni burmistrza. Nie
widząc nikogo w pobliżu, sama zaprowadziła Błyskawice do stajni, rozsiedlała ją i zaczęła szczotkować miękką, nakrapianą sierść. Niezbyt spieszyła się do rezydencji burmistrza, do atmosfery psiej lojalności i bólu.
- Proszę pani, to nie jest zajęcie dla pani. Proszę pozwolić, że ja to zrobię, a pani niech idzie na wzgórze.
- Nie. Zejdź na dół - powiedziała Gada w stronę, skąd dochodził szept. - Możesz pomóc. I nie nazywaj mnie "panią".
- Proszę już iść, proszę pani.
Gada szczotkowała bok Błyskawicy i nie odpowiedziała. Nic się nie działo, pomyślała więc, ze dziecko odeszło.Nagle posłyszała szelest siana nad głową. Zlękła się i przejechała szczotką pod włos po zadzie Błyskawicy. W chwilę później dziecko stanęło obok niej i łagodnie wyjęło jej szczotkę z dłoni.
- Widzi pani...
-Gada.
- ... to nie jest odpowiednie zajęcie dla pani. Pani zna się na uzdrawianiu, a ja na czyszczeniu koni.
Gada uśmiechnęła się.
Dziewczynka miała z dziewięć, dziesięć lat Była mała i drobniutka. Nie spojrzała nawet na Gade.. Szczotkowała teraz zmierzwioną sierść na zadzie konia, stojąc ku niemu twarzą, blisko jego boku. Dziecko miało jasnorude włosy i brudne, obgryzione paznokcie.
- Masz rację - powiedziała Gada. - Jesteś w tym lepsza niż ja. Dziecko przez chwilę milczało.
- Pani mnie oszukała - powiedziała nagle, nie odwracając głowy.
- Troszeczkę - przyznała Gada. - Ale musiałam. Inaczej nie mogłabym ci podziękować twarzą w twarz. Dziewczynka odwróciła się gwałtownie z błyskiem w oczach.
- Podziękować ? Mnie ? - krzyknęła.
Lewą stronę twarzy miała zdeformowaną przez okropną bliznę. "Oparzenie trzeciego stopnia - pomyślała Gada. - Biedne dziecko! Gdyby jakiś uzdrowiciel był w pobliżu, blizny nie byłyby takie okropne."
W tej samej chwili spostrzegła siniak na prawym policzku dziewczynki. Przyklękła, a dziecko szarpnęło się w tył, unikając dotyku i odwróciło głowę, żeby ukryć bliznę. Gada delikatnie dotknęła sińca.
- Słyszałam rano, jak stajenny wydziera się na kogoś -powiedziała.- To na ciebie, tak ? Uderzył cię ? Dziewczynka odwróciła się i popatrzyła na nią w milczeniu.
- Nic mi nie jest - powiedziała.
Wyswobodziła się z rąk Gady i po drabince uciekła w ciemności.
- Proszę cię, zejdź z powrotem - zawołała Gada, afe dziewczynka zniknęła i chociaż Gada weszła za nią na stryszek, nigdzie nie mogła jej znaleźć.
Gada wspięła się krętym traktem do rezydencji. Jej cień kołysał się w przód i w tył w rytm światła latarenki, którą niosła w ręku. Rozmyślała o bezimiennej dziewczynce. Siniec był w niedobrym miejscu, dokładnie na skroni, ale dziecko nie drgnęło pod dotknięciem i nie miało żadnych objawów wstrzaśnienia mózgu. Gada nie musiała się obawiać o życie dziewczynki. To teraz, ale w przyszłości?
Gada chciała jakoś jej pomóc, ale wiedziała, że jeśli dopilnuje, aby stajenny dostał naganę, to konsekwencje spadną na dziecko, kiedy ona odjedzie.
Weszła po schodach do pokoju burmistrza.
Brian wyglądał na wyczerpanego, za to burmistrz był świeży jak poranek. Opuchlizna na nodze zeszła prawie zupełnie. Na nakłuciach zrobiły się strupy, ale Brian pilnował, aby główna rana była otwarta i czysta.
- Kiedy będę mógł wstać ? - spytał burmistrz. Mam pracę. Muszę zobaczyć się z ludźmi. Przeprowadzić rozmowy.
- W każdej chwili - odparła Gada. - O ile nie ma pan nic przeciwko temu, żeby leżeć w łóżku trzy razy dłużej.
- Nalegam...
- Po prostu proszę leżeć - powiedziała zmęczonym tonem. Wiedziała, że nie usłucha. Brian jak zwykle wyszedł za nią na korytarz.
- Jeśli rana zacznie w nocy krwawić, zawołaj mnie. Wiedziała, że będzie krwawić, jeżeli burmistrz wstanie, a nie chciała, aby stary służący radził sobie z tym sam.
- Wszystko z nim w porządku? Będzie dobrze?
- Tak, o ile nie będzie się zbytnio forsował. Goi się całkiem nieźle.
- Dziękuję, uzdrowicielko.
- Gdzie jest Gabriel ?
- Nie pokazuje się tutaj.
- Brian, o co chodzi pomiędzy nim a ojcem ?
- Przepraszam, uzdrowicielko, ale nie mogę powiedzieć.
" Nie mogę, czy nie chcę " - pomyślała Gada.
Gada siała, spoglądając na ciemną dolinę. Nie chciało jej się jeszcze spać. To była jedna z tych rzeczy, które niezbyt lubiła w okresie próbnym: przeważnie musiała chodzić do łóżka sama. Zbyt wielu ludzi w miejscach, które odwiedzała, znało uzdrowicieli jedynie ze słyszenia. Bali się jej. Nawet Aievtn bał się z początku, a w momencie, gdy jego strach minął, a wzajemny szacunek przerodził się w sympatię. Gada musiała odjechać. Nie mieli żadnej szansy, by być razem.
Oparła głowę o chłodną, szybę
Pierwszy raz przejechała pustynię po to, aby się rozejrzeć, dotrzeć do miejsc, w których uzdrowiciele nie pojawili się przez dziesięciolecia albo których nigdy przedtem nie odwiedzali. Pewnie była zarozumiała, a może nawet głupia,że robiła to, o czym nawet nie myśleli jej nauczyciele. Zbyt mało było uzdrowicieli, aby obsługiwać jeszcze ludzi po drugiej stronie pustyni. Gdyby udało się w Mieście, wszystko mogłoby się zmienić. Ale różnicę między Gada a innymi uzdrowicielami, którzy zdobywali w Centrum wiedzę, wyznaczało teraz imię Jesse. Jeśli jej się nie uda... Nauczyciele to dobrzy ludzie, wyrozumiali dla różnic i rozmaitych przypadków, ale jak zareagują na błędy, które popełniła - nie wiedziała.
Stukanie do drzwi rozległo się jak wybawienie, bo przerwało jej niewesołe myśli.
-Proszę!
Wszedł Gabriel i po raz wtóry Gadę uderzyła jego uroda.
- Brian mówi, że ojciec ma się dobrze.
- To dobrze.

Powered by MyScript