- Aleś się rozgadał, Komierze - rzucił Emban z pretensją...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Przyszedł opat — rzucił mi spiesznie...
»
Potem rzucił się w drugą stronę, z gardła wydobył mu się jęk i jakaś ciecz; konwulsje; żółta i lepka ciecz...
»
Nie oglądając się na ewentualne ofiary, dopadłem pierwszego stopnia, przekręciłem pierścień na pierwszej kuli i rzuciłem ją na szczyt schodów...
»
Rzuciła się teraz do tego bigosu, ratując go przed najmniejszym cieniem przypalenia i nagle łyżka omal nie wypadła jej z ręki...
»
Rzucił telefon na siedzenie pasażera i zwolnił przed światłami...
»
wziąłem drinka z tacy i rzuciłem okiem na kryształowe lustro...
»
SCJENTOLOGIA, KOŚCIÓŁ SCJENTOLOGICZNY, Witold Kaczyński, Rafał Woronko 5...
»
śpiewały i pszczoły brzęczały w ogrodzie...
»
Z pewnością — pomyślał Fache...
»
Poszukiwanie rozwiązań integratywnych wysoki stopień konsensusu co do norm mająwynikiem społecznej zmiany...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Co zatem uczynimy? - zapytał Dolmant.
- Nie mam wyboru, wasza świątobliwość - odparł Vanion. - Musimy zawalić ten akwedukt, aby Martel nie mógł tamtędy przejść.
- Jeżeli to uczynicie, nie będziemy mieć sprawozdania ze spotkania Anniasa z Martelem! - zaprotestował patriarcha Ucery.
- Spróbuj spojrzeć na to z innej strony, Embanie - tłumaczył cierpliwie Dolmant. - Czy naprawdę chcesz, żeby w wyborach arcyprałata głosował Martel?
ROZDZIAŁ14
 
 
- To oddziały reprezentacyjne, wasza świątobliwość - protestował Vanion. - Przecież nie organizujemy parady czy oficjalnej zmiany warty.
W komnacie Nashana zebrała się cała czwórka: Vanion, Dolmant, Sparhawk i Sephrenia.
- Widziałem, jak ćwiczyli na dziedzińcu przed koszarami - cierpliwie tłumaczył Dolmant. - Nadal dostatecznie dobrze pamiętam własne ćwiczenia, by ocenić sprawność innych.
- Ilu ich jest, wasza świątobliwość? - zapytał Sparhawk.
- Trzystu - odparł patriarcha Demos. - Jako przyboczna straż arcyprałata są również zobowiązani do obrony bazyliki. - Dolmant opadł na oparcie fotela i zaczął kręcić młynka palcami. - Nie sądzę, abyśmy mieli wielki wybór - rzekł. Na jego szczupłej, ascetycznej twarzy migotało światło świec. - Emban miał rację. Wszystkie nasza starania o pozyskanie głosów poszły teraz na marne. Moi bracia, hierarchowie, są bardzo przywiązani do swych domów. - Skrzywił się. - To jedna z niewielu form próżności, jaka pozostała wyższemu duchowieństwu. Wszyscy nosimy proste sutanny, więc nie możemy popisywać się strojami; nie żenimy się, więc nie możemy chwalić się swoimi żonami; jesteśmy zobowiązani żyć w pokoju, a więc nie możemy zademonstrować swej siły na polu bitwy. Pozostały nam jedynie nasze pałace. Wycofując się za mury Miasta Wewnętrznego i porzucając siedziby moich braci na pastwę plądrowników Martela, straciliśmy przynajmniej dwadzieścia głosów. Koniecznie musimy zdobyć jakiś dowód na związek między Anniasem i Martelem. Gdyby to się udało, wszystko można by jeszcze obrócić na naszą korzyść. Winą za spalone pałace zostałby obarczony Annias, a nie my. - Spojrzał na Sephrenię. - Muszę cię o coś poprosić, mateczko.
- Słucham, mój drogi - czarodziejka uśmiechnęła się do niego czule.
- Nie mogę tego uczynić oficjalnie - usprawiedliwiał się ze skruchą - ponieważ chodzi tu o sprawy, w które nie powinienem wierzyć.
- Poproś mnie więc jako były pandionita. W ten sposób oboje będziemy mogli zapomnieć o fakcie, że przestajesz w złym towarzystwie.
- Dziękuję - rzucił oschle patriarcha Demos. - Czy potrafiłabyś zawalić akwedukt nie wchodząc do lochów?
- Ja to zrobię, wasza świątobliwość - zaofiarował się Sparhawk. - Mogę użyć Bhelliomu.
- Nie, nie możesz - przypomniała mu Sephrenia. - Nie masz obu pierścieni. - Ponownie zwróciła się do Dolmanta. - Spełnię twą prośbę, ale Sparhawk musi zejść do lochów. Przez niego skieruję zaklęcie.
- Coraz lepiej - powiedział Dolmant. - Zastanów się nad tym, Vanionie. Porozmawiamy z pułkownikiem Deladą, dowódcą straży arcyprałata. Umieścimy jego ludzi w lochu pod dowództwem kogoś zaufanego.
- Kurika? - zaproponował Sparhawk.
- Tak, właśnie jego - zgodził się Dolmant. - Podejrzewam, że sam nadal bezwiednie byłbym posłuszny jego rozkazom... - Przerwał na chwilę i zapytał: - Czemu nigdy nie pasowałeś go na rycerza, Vanionie?
- Z powodu jego uprzedzeń klasowych - roześmiał się Vanion. - Kurik uważa rycerzy za pustogłowych lekkoduchów. Czasami myślę, że ma rację.
- A zatem postanowiliśmy - ciągnął dalej Dolmant. - Umieścimy Kurika ze strażnikami w lochach, aby czekali na Martela. Oczywiście będą dobrze ukryci. Po czym moglibyśmy poznać, że Martel rozpoczął atak na nasze mury?
- Pewnie po spadających z nieba głazach. Zgodzisz się ze mną, Sparhawku? To byłby znak, że jego machiny są już na swoich miejscach. Nie zacznie ataku, dopóki się nie upewni, że pracują prawidłowo.
- To zapewne będzie najodpowiedniejszy moment, aby ruszył przez akwedukt, prawda? - upewniał się Dolmant. Vanion skinął głową.
- Gdyby zakradli się do tych lochów wcześniej, zbytnio ryzykowaliby, że ich odkryjemy.
- Wszystko zaczyna pasować do siebie coraz lepiej. - Dolmant sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. - Sparhawk i pułkownik Delada będą czekać na murach. Kiedy zacznie się bombardowanie, zejdą do lochu, by podsłuchać rozmowę Anniasa z Martelem. Jeżeli straży arcyprałata nie uda się utrzymać wejścia do akweduktu, Sephrenia zawali tunel. Zablokujemy potajemny atak, zdobędziemy dowody przeciwko Anniasowi, a nawet możemy ich schwytać. Co o tym sądzisz, Vanionie?

Powered by MyScript