Rzuciła się teraz do tego bigosu, ratując go przed najmniejszym cieniem przypalenia i nagle łyżka omal nie wypadła jej z ręki...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koñczy³ 50 lat, nie robi³o tu ju¿ mo¿e takiego wra¿enia, jak owe pamiêtne urodziny, kiedy koñczy³ 30 - ale to tylko z tego powodu, ¿e by³ czas, kiedy...
»
26|167|Oni powiedzieli: "Jesli nie zaprzestaniesz, o Locie, to niechybnie zostaniesz wypedzony!"26|168|On powiedzial: "Nienawidze tego, co wy czynicie...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
—- Widać, że wrzuciÅ‚em spory kamieÅ„ do tego gniazda! — zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ Mowgli, który nieraz zabawiaÅ‚ siÄ™ wrzucaniem dojrzaÅ‚ych owoców papawy do...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
 Z tego wszystkiego wyÅ‚ania siÄ™ inny interesujÄ…cy problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrzÄ…s - pomagajÄ… nam...
»
DziesiÄ™cioletnie bliżniaczki ze ZÅ‚otego Brzegu stanowiÅ‚y caÅ‚kowite przeciwieÅ„stwo tego, jak ludzie wyobrażajÄ… sobie bliźniacze siostry — byÅ‚y do...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
Pan Muldgaard oddalił się w końcu, zabierając ze sobą filmy i list i wraz z nimi unosząc nadzieję, że jego kolegi i wspólne robotnik! coś tam z tego wy-dedukują...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Boże drogi, jeśli Karola tam uszkodzili, może ten brydż się wcale nie odbędzie? Po co ona tu leci, zamiast tam dzwonić...?!
Helenka, niestety, nastawiona na wielkie dzieło kulinarne i pełna ambicji patriotycznej, nie pozwalała jej wyjść z kuchni. Dopilnować należało wszystkiego, i kaczki, przewidzianej na zimno, w galarecie, i francuskiego ciasta, które musiało swoje odleżeć, i mielonych orzechów, które musiały przejść miodem i ziołami, i Bóg wie czego jeszcze, a wszak ten brydż to już, pojutrze!
- Pojutrze, pojutrze - sarknęła Malwina, nadsłuchując cichego posykiwania kapusty na dnie garnka - Kto go tam wie, czy on w ogóle będzie... Boże, jakie ja mam straszne życie!
Zreflektowała się, bo Helenka natychmiast okazała żywe zainteresowanie, jak nigdy, bo też nigdy nie istniała potrzeba stanąć na wysokości zadania do tego stopnia. Jej chlebodawczyni zazwyczaj wszystko udawało się samo, ale wiadomo, jak to bywa, im bardziej się człowiek stara, tym mu gorzej wychodzi. Co to znaczy, że brydż będzie albo nie będzie...?
- No właśnie - bąknęła chlebodawczyni niepewnie. - Coś tam usłyszałam, że mówili...
- Pan Karol dzwonił?
- Nie. Ale ktoÅ› od niego. No nie wiem... Cudzoziemcy, kto ich tam wie, czy na pewno przyjadÄ…...
- BÄ™dzie, nie bÄ™dzie, najwyżej siÄ™ to zje w domu. Albo pani kogo zaprosi. Wszystko takie, że nic siÄ™ nie zaÅ›miardnie, a na wszelki wypadek wstydu so­bie pani nie zrobi!
Genialne słowa Helenki tknęły Malwinę nową myślą. A niechby! Nikt nie przyjdzie, na przykład, tylko ta tłumaczka obrzydliwa, żeby o uszkodzeniu Karola , zawiadomić, nie zje, ale niech bodaj spróbuje, niech zobaczy, jak trzeba karmić jej szefa!
Kolejna myÅ›l, że po zejÅ›ciu z tego Å›wiata Karola problem tÅ‚umaczki upadÅ‚by samodzielnie, nie znalazÅ‚a już dla siebie miejsca w jej gÅ‚owie. Zajęła siÄ™ ostatecz­nym doprawieniem marynowanych filecików ze Å›ledzi.
Jednakże owa chęć pokazania Joli miaÅ‚a swojÄ… dobrÄ… stronÄ™. Mimo roztrzÄ™sienia kompletnego i nowych nadziei na upragnione zajÅ›cie samochodowo-bandycko-zÅ‚odziejskie, pozwoliÅ‚a jej wykazać siÄ™ caÅ‚ym wro­dzonym i nabytym kunsztem kulinarnym. Dopiero późnym wieczorem, już po powrocie Justynki, wróci­Å‚o zdenerwowanie Karolem i mogÅ‚a dopaść telefonu.
- Więc co tam było, pod tym Pałacem Kultury - spytała niecierpliwie.
Odpowiedź z drugiej strony znów uzyskała nie najlepszą. Wprawdzie nie skrzeki, ale za to charkot i strzępy słów, z których wciąż nie dawało się nic zrozumieć. Z krzykiem zażądała uściślenia wypowiedzi, na co padło tylko jedno wyraźne słowo: “...zasięgu...".
Orientowała się w osobliwych fanaberiach telefonów komórkowych. Odgadła, iż jej rozmówca uparcie przebywa w miejscu, nie sprzyjającym porozumieniu. Kretyn jakiś, wmurowali go czy co...? Zrobiło jej się, ciemno w oczach.
- Nie słyszę...! - wysyczała. Dotarły do niej kolejne strzępy.
- ...zdemolował dwa samochody, w tym jaguara... - usiłował z drugiej strony odpowiedzieć Konrad - ...niejaki Suchcik... Kilka osób brało udział w awanturze, pan Wolski wyszedł...
Za oknem błysnęły światła reflektorów i zaczęły skręcać ku bramie. Gwałtownym gestem Malwina zgasiła lampę w gabinecie, tylko tego brakowało, żeby Karol znów ją tu zastał...
- ResztÄ™ jutro! Ja zadzwoniÄ™!
Była tam jakaś awantura. Karol wyszedł. Zdemolowany jaguar...
Własnym oczom nie wierząc, przez kuchenne okno Malwina oglądała męża i pojazd w stanie idealnym, bez najmniejszego śladu jakiegokolwiek uszkodzenia. Zdążyła uświadomić sobie, że dziś niepojętego zjawiska nie wyjaśni, co to jest, że różni sobie krzywdę robią, a jemu nic?! Jakim sposobem ze wszystkie go wychodzi cało, sama przecież napuściła na niego złodziei, tylko tego płatnego zabójcy jeszcze nie znalazła , ale przecież nie zapyta go o wydarzenie, bo nie ma prawa nic o nim wiedzieć!
Karol wkroczyÅ‚ do domu w tak doskonaÅ‚ym hu­morze, że musiaÅ‚ dać mu jakieÅ› ujÅ›cie. Najpierw pogÅ‚askaÅ‚ oba koty, potem gromkim okrzykiem po­prosiÅ‚ o kolacjÄ™, wreszcie wyszedÅ‚ z Å‚azienki, gdzie pogwizdywaÅ‚ wesoÅ‚o, i usiadÅ‚ przy stole.
Usiadła także Justynka.
W Malwinie wszystko siÄ™ kotÅ‚owaÅ‚o, już otworzy­Å‚a usta, żeby zadać kÄ…Å›liwe pytanie, bo caÅ‚e wnÄ™trze wrzaÅ‚o jej niczym lawa w wulkanie, na szczęście jednak nie zdążyÅ‚a.
- No i czego was uczÄ… na tym prawie? - zwróciÅ‚ siÄ™ wuj do siostrzenicy. - Jak siÄ™ kwalifikuje za­mach na mienie dÅ‚użnika? Skuteczny.
- To zależy - odparła Justynka bez namysłu i z zaciekawieniem. - Mam oskarżać dłużnika czy zamachowca?
- A chcesz oskarżać? Nie bronić?
- Oskarżać. Nastawiam się na oskarżanie.

Powered by MyScript