Alice wsunęła nogi w  gumiaki i  wzięła broÅ„, którÄ… Carmody kazaÅ‚ jej zawsze trzymać za biurkiem z  drewnianÄ… roletÄ…...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wszystkim, daÅ‚ mu przeto takÄ… kurÄ™, na którÄ…, kiedy zawoÅ‚ać: – Kurko, kurko! znieÅ› mi zÅ‚ote jajko! – w istocie zÅ‚ote znosiÅ‚a jajko...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
Dziêki W³adys³awowi Chojnackiemu powsta³a dokumentacja, która sta³a siê podstaw¹ przygotowanej do druku przez Wojciecha Chojnackiego i Marka Jastrzêbskiego...
»
Poskromicielka dzikich zwyczajów plemienia, Która czyni człowieka człowiekowi bratem I koczownicze namioty zamienia W nieruchome, spokojne chaty...
»
Bez wątpienia energia ki zawarta jest również w pokarmie, który zjadamy, w powietrzu, którym oddychamy, w wodzie, którą pijemy...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
Nieco później magnetyzm zwierzęcy zastąpiła hipnoza, która została w pewnym stopniu zaakceptowana przez naukę dzięki wysiłkom szkockiego chirurga,...
»
A pani i pan przy świetle małej lampki patrzyli z ogromnym współczuciem na tę bohaterską matkę, która dla ratowania rodziny umiera oto o sześć tysięcy mil od...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
Ibn Arabi, Objawienia mekkańskie„Chcę rzec, że Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła i objął nade mną taką władzę i...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

ByÅ‚a to stara dubeltówka kalibru jeden-zero, z  upiÅ‚owanÄ… lufÄ…, tylko o  parÄ™ centymetrów krótszÄ… od dozwolonej dÅ‚ugoÅ›ci. Alice już siÄ™ niÄ… posÅ‚użyÅ‚a parÄ™ razy, ale jeszcze nigdy z  niej nie wystrzeliÅ‚a. KiedyÅ› Carmody zapewniaÅ‚, że w  ogóle można siÄ™ bez tego obejść.
– CoÅ› w  tym jest, kiedy na czÅ‚owieka gapiÄ… siÄ™ takie dwie sakramenckie czarne dziury, i  przekonasz siÄ™, że przeciÄ™tnemu desperado od tego czegoÅ› przeważnie rura miÄ™knie. WiÄ™c nie strzelaj, chyba że już, cholera jasna, musisz – uczyÅ‚. – A  jeżeli już musisz, to uważaj, żeby nie pociÄ…gnąć za oba spusty naraz. Dobrze jak wytrzymasz jeden taki Å‚adunek. Wypalisz z  obu luf i  odrzut rozwali ci obojczyk.
Na sÅ‚oneczne podwórze wyszÅ‚a z  broniÄ… w  rÄ™ku, gotowa jej użyć, czuÅ‚a to, gotowa jak wszyscy diabli. Jej wÅ‚asny cieÅ„ na muszlach schludnie zaÅ›cielajÄ…cych podwórze przypominaÅ‚ jej jedno z  podrabianych malowideÅ‚ jaskiniowych szczególnie ulubione przez turystów: wojownika z  dzidÄ…; stary, wypróbowany chwyt. PoczuÅ‚a siÄ™ idiotycznie. Nic jej tak nie oÅ›mieszaÅ‚o we wÅ‚asnych oczach jak korzystanie ze starych, wypróbowanych chwytów. A  potem znów usÅ‚yszaÅ‚a ostry trzask i  popÄ™dziÅ‚a, już nie zwracajÄ…c uwagi na cieÅ„. Teraz trzaskowi pistoletu towarzyszyÅ‚o skomlenie i  zduszone jÄ™ki. Najwyraźniej dobiegaÅ‚o to wszystko spod piÄ…tki. PodbiegÅ‚a po muszlach przed wejÅ›cie. W  oknach domku nie byÅ‚o firanek, mimo to niewiele można byÅ‚o zobaczyć. Jak wiÄ™kszość lokatorów, którzy sami zaopatrywali siÄ™ w  opaÅ‚, rodzina Daddy-daddy’ego nalepiaÅ‚a na szyby niezliczone warstwy vizqueenu, chroniÄ…c siÄ™ w  ten sposób przed zimnem. Przez plastyk majaczyÅ‚a jakaÅ› niewyraźna szamotanina. PoÅ›piesznie usiÅ‚ujÄ…c siÄ™ dostać do Å›rodka, Alice gÅ‚oÅ›no podzwaniaÅ‚a i  zgrzytaÅ‚a kluczem. Ale wewnÄ…trz chyba nikt na to nie zwróciÅ‚ uwagi. Nie ustawaÅ‚y ani jÄ™czenie, ani skomlenie, ani jakieÅ› posapywanie. RozlegÅ‚a siÄ™ kolejna seria. MógÅ‚ to być maÅ‚y sportowy pistolet zaÅ‚adowany krótkimi nabojami, najpewniej sympatyczne maleÅ„stwo kalibru .22. KtoÅ› siÄ™ bardzo zdziwi, kiedy zobaczy te wielkie lufy Carmody’ego. Klucz w  koÅ„cu zadziaÅ‚aÅ‚, Alice kopniakiem otworzyÅ‚a drzwi i  wpadÅ‚a do Å›rodka, zgiÄ™ta w  pół, jak gracz przy kiju na baseballowej bazie.
Z miejsca oszoÅ‚omiÅ‚ jÄ… zapach – obrzydliwa, mdlÄ…ca kombinacja fetorów organicznych i  nieorganicznych, która wstrzÄ…snęła powonieniem Alice i  wycisnęła jej Å‚zy z  oczu. W  pierwszej chwili Alice zdoÅ‚aÅ‚a tylko zakaszleć i  zamrugać. Kiedy wreszcie jakoÅ› przejrzaÅ‚a na oczy, aż jÄ™knęła ze zdumienia na widok sceny, która w  najlepsze rozgrywaÅ‚a siÄ™ nadal. Daddy-daddy na klÄ™czkach, z  zupeÅ‚nie goÅ‚ym brÄ…zowym, czerwonoprÄ™gowanym tyÅ‚kiem, koÅ‚ysaÅ‚ siÄ™ rytmicznie na materacu. JednÄ… rÄ™kÄ™ wczepiÅ‚ w  krawÄ™dź łóżka, drugÄ… zacisnÄ…Å‚ na kijaszku z  koÅ„skim Å‚bem. Purpurowa grzywa powiewaÅ‚a, a  plastykowy purpurowy pysk aż po wÄ™dzidÅ‚o tonÄ…Å‚ w  czuprynie jednej z  kluchowatych córeczek Daddy’ego – chyba tej najstarszej, pomyÅ›laÅ‚a Alice. WyciÄ…gniÄ™ta na materacu dziewczynka miaÅ‚a na gÅ‚owie brzoskwiniowy kowbojski kapelusz i  uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ pyszaÅ‚kowato. Obok niej Å›rednia córeczka, w  zamszowej kamizelce i  kowbojskiej chuÅ›cie, oparta na Å‚okciu zaciÄ…gaÅ‚a siÄ™ papierosem. NajmÅ‚odsza z  dziewczynek miaÅ‚a na gÅ‚owie ojcowski pióropusz z  ponaszywanymi na opasce dzwoneczkami. ZnajdowaÅ‚a siÄ™ tuż przed ojcem, na czworakach; to ona pojÄ™kiwaÅ‚a przez nos i  podzwaniaÅ‚a jak renifer. Alice z  trudem powstrzymaÅ‚a swe trzy filiżanki kawy przed odbyciem drogi powrotnej, chociaż mogÅ‚oby to dodatkowo ubarwić akcjÄ™.
W nogach łóżka staÅ‚a Wifey. Też w  nowym kowbojskim kapeluszu i  takich samych butach. Z  wzorkiem w  klonowe liÅ›cie. OczywiÅ›cie, Daddy-daddy wróciÅ‚ wprost z  Calgary Stampede. Kanadyjscy organizatorzy chÄ™tnie i  pod lada pretekstem zwracali Indianom koszty w  towarze. Pewne rzeczy zawsze wyglÄ…dajÄ… tak samo.
Stara też dostaÅ‚a niezÅ‚y prezent, fikuÅ›ny zielony bacik, jakich peÅ‚no na stoiskach z  pamiÄ…tkami. Czerwone prÄ™gi i  rzekome strzaÅ‚y pistoletowe byÅ‚y dzieÅ‚em tego wÅ‚aÅ›nie instrumentu. Skomlenie i  sapanie dobiegaÅ‚o z  otwartych drzwi Å‚azienki. SkomlaÅ‚ kudÅ‚aty szczeniak, półkrwi husky. MiaÅ‚ na szyi czerwonÄ… chustÄ™ kowbojskÄ… i  zaplÄ…taÅ‚ siÄ™ w  tÄ™ pÅ‚achtÄ™; chcÄ…c siÄ™ uwolnić, usiÅ‚owaÅ‚ jÄ… rozszarpać. SapaÅ‚a zaÅ› jeszcze jedna pulchna dziewczynka – byÅ‚y wiÄ™c cztery córki – ubrana w  starÄ… trykotowÄ… koszulkÄ™ i  spodnie od ocieplacza. Czyżby na rodeo zabrakÅ‚o prezentów dla biednej znajdy? Alice zauważyÅ‚a, że szerokie nozdrza dziecka rozpycha coÅ› żółtego. W  obu dziurkach tkwiÅ‚y ampuÅ‚ki z  azotynem amylu. To stÄ…d siÄ™ sÄ…czyÅ‚ ten nieorganiczny smród. Troskliwy tata pamiÄ™taÅ‚ o  wszystkich.
– Wynocha! – wrzask Alice wstrzÄ…snÄ…Å‚ scenÄ…. DygotaÅ‚a z  lÄ™ku i  oburzenia; czuÅ‚a, że ledwie wÅ‚os dzieli jÄ… od unicestwienia tej kupy brudu, do diabÅ‚a z  obojczykiem. – Gady jedne, kurwa, padalce, jazda stÄ…d, już!
– Bez nerwów, siostro – zagdakaÅ‚ stary, ukazujÄ…c w  uÅ›miechu wszystkie trzy zÄ™by – przedyskutujmy to. Wszystko gra. Wszyscy majÄ… frajdÄ™. Hukniesz sobie ampuÅ‚eczkÄ™?

Powered by MyScript