- Bóg cię wynagrodzi, panie Bourguignon...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
- Jak długo on panie uczył?- Dwa lata? - powiedziała pytającym tonem, jakby to ode mnie oczekiwała potwierdzenia...
»
Panna Williams odpowiedziała szybko:— Pańska uwaga jest bardzo trafna, panie Poirot...
»
- Znowu pan wychodzi, panie Garrett?- Nocna praca nie została jeszcze wykonana...
»
- Są tutaj cztery rodzaje aparatów, panie Wilmarth - usłyszałem cichy szept...
»
Niech się dzieje wola Twoja, Panie...
»
- Wiem, panie dyrektorze - odpowiedział Rudolf...
»
- A Yyrkoon, panie? - spytał Dyvim Tvar...
»
— Ach, przepraszam, panie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- A teraz, Comtois, podaj mi deser, aby już żadna wątpliwość nie dręczyła pana Buvata.
- Gdybym je istotnie żywił, panie Bourguignon, już teraz rozproszyłyby się zupełnie.
- O nie, szanowny panie, o nie, i bardzo za to przepraszam; wątpisz pan jeszcze trochę. Comtois, uważaj na kawę, żeby była bardzo gorąca. Chcę ją wypić tak, jak wypiłby ją pan Buvat, bo pan Buvat lubi właśnie taką.
- Wrzącą, mój panie - odparł Buvat z ukłonem. - Słowo daję, że piję kawę wrzącą.
- Ach! - powiedział Bourguignon delektując się kawą i wznosząc w górę uszczęśliwione spojrzenie. - Ma pan rację, tylko taka kawa jest dobra; zimna staje się napojem dość kiepskim. Muszę przyznać, że ta jest wyśmienita. Comtois, przyjacielu, winszuję ci szczerze, podajesz do stołu znakomicie. A teraz pomóż mi, przyjacielu, wynieść stolik. Musisz bowiem wiedzieć, że nie ma nic przykrzejszego nad zapach potraw i wina dla kogoś, kto nie ma apetytu i pragnienia. Łaskawy panie - mówił dalej ciągnąc stolik w kierunku starannie zamkniętych przedtem drzwi, podczas gdy Comtois popychał stolik do przodu - łaskawy panie, jeśli będziesz pan czegoś potrzebował, masz tu trzy dzwonki, jeden przy łóżku i dwa przy kominku. Te przy kominku wzywają nas, a ten przy łóżku jest przeznaczony do wzywania pokojowca.
- Dziękuję panu - rzekł Buvat - jest pan nad wyraz przyzwoity. Nie chciałbym nikogo niepokoić.
- Niech pan się nie krępuje, niech pan się nie krępuje! Jego Wysokość pragnie, abyś czuł się tu jak u siebie w domu.
- Jego Wysokość jest bardzo łaskaw.
- Czy pan już niczego nie potrzebuje?
- Niczego, przyjacielu - powiedział Buvat poruszony aż tak wielką życzliwością - może tylko chciałbym wam podziękować.
- Spełniam tylko mój obowiązek, łaskawy panie - odparł skromnie Bourguignon, kłaniając się po raz ostatni i zamykając drzwi.
- Na honor - powiedział Buvat pożegnawszy czułym spojrzeniem Bourguignona - trzeba przyznać, że istnieje wiele kłamliwych przysłów. Mówi się: bezczelny jak lokaj; a oto osobnik, który wykonuje ów zawód, a jest nadzwyczaj grzeczny. Dalibóg, nie będę już wierzył przysłowiom albo przynajmniej będę je rozsądnie segregował.
I przyobiecawszy to sobie, Buvat znalazł się znowu sam w pokoju.
Nic tak nie podsyca apetytu, jak widok i zapach dobrej kolacji. A ta, która przesunęła się przed jego oczami, przekraczała w swojej wspaniałości wszystko, o czym nasz kopista dotychczas marzył. Dręczony ssaniem pustego żołądka, zaczął żałować nieufności, z jaką odniósł się do swoich prześladowców; ale było za późno. Mógł, co prawda, pociągnąć za dzwonek do pana Bourguignon i dzwonek do pana Comtois i poprosić o ponowne dostarczenie mu posiłku, lecz jego nazbyt nieśmiałe usposobienie udaremniło podobny akt woli; w rezultacie, poszukując najbardziej pocieszającego przysłowia wśród zapasu porzekadeł, którym zamierzał nadal dawać wiarę, znalazł bezpośrednią analogię pomiędzy swoją sytuacją i powiedzeniem: kto śpi, ten wieczerza; postanowił więc trzymać się tej ludowej mądrości i wyspać się przynajmniej, skoro nie mógł się najeść.
W chwili jednak, gdy miał wcielić w czyn tę decyzję, zawładnęły nim nowe lęki: czy ktoś nie zechce, korzystając z jego snu, ostatecznie go unicestwić? Noc jest porą zasadzek; słyszał wielokrotnie historie opowiadane przez matkę o baldachimach, które spadały i dusiły śpiącą ofiarę; o łóżkach, które same się zapadały i to tak podstępnie, że nawet nie budziły nieszczęśników; i wreszcie o drzwiach ukrytych w boazerii, a nawet w szafach, o drzwiach, którymi zakradali się mordercy. Czy tę obfitą kolację, te jakże wspaniałe wina przyniesiono mu po to, by zasnął spokojnie i głęboko, wolny od podejrzeń? Wszystko ostatecznie było możliwe; toteż Buvat, mający wysoko rozwinięty zmysł samozachowawczy, rozpoczął ze świecą w ręku najbardziej drobiazgową inspekcję. Otworzywszy zrazu drzwi szaf, wyciągnąwszy szuflady komód, zbadawszy wszystkie fragmenty boazerii, zabrał się do łóżka i klęknąwszy na dywanie, z rękoma opartymi na podłodze, lękliwie zaglądał pod posłanie, kiedy nagle zdało mu się, że słyszy czyjeś kroki. Pozycja, w jakiej się znajdował pozbawiła go wszelkiej myśli o obronie, trwał więc bez ruchu i czekał ze ściśniętym sercem i czołem ociekającym potem.

Powered by MyScript