błędnym rycerstwem, a te lwy w szczególności żadnym ruchem łapy ani pomrukiem niewystąpiły przeciwko niemu; w dodatku stanowią podarunek dla Jego...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– SkoroÅ› go nie widziaÅ‚, skÄ…d możesz wiedzieć, że byÅ‚ na strychu? – Toć jego wÅ‚asna żona musiaÅ‚a chyba wiedzieć, gdzie przebywa! –...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
współobywatelom, że wÅ‚aÅ›ciwie jego wypychano, ażeby siÄ™ biÅ‚ z synem margrabiego o obra- zÄ™ ksiÄ™cia Napoleona – mais je leur ai dit 353 –...
»
W¹tpliwoœci co do stanu psychicznego œwiadka i jego stanu rozwoju umys³owego mog¹ wynikaæ z informacji uzyskanych od innych osób w toku postêpowania przygotowawczego, w...
»
Mieszka, który do innego obejścia i innych stosunków przywykł z Jordanem, drażniła zarówno wyniosłość biskupa, jak i to, że pod bokiem jego, który zwykł...
»
Jednakże gdy opuÅ›ciÅ‚ swe zakrwawione rÄ™ce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniaÅ‚y i napuchÅ‚y tak, że nie mógÅ‚ dÅ‚użej wytrzymać dotyku...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
Regis wdrapał się na stojące obok krzesło, by lepiej przyjrzeć się znamieniu, lecz już wcześniej był pewien, że jego bystre oczy nie zwiodły go, że znamię na...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


– Moje to, nie czyje inne rzemiosło – dumnie powiedział Don Kichot – i ja wiem najlepiej,
czy te lwy mają coś, czy nie mają z błędnym rycerstwem. Ej, człowieku! – podniósł głos na
dozorcę zwierząt. – Wypuścisz je zaraz z klatek albo na tej kopii jak na rożnie ciebie obrócę!
Pojęli, że na Don Kichota nie ma rady, woźnica zatem poprosił jedynie, by pozwolił mu
wyprząc muły i schronić się z nimi w bezpiecznym miejscu, a dozorca zwierząt wziął
wszystkich obecnych na świadków, iż otwiera klatki pod przymusem, za wszelkie zaś zło i
szkody, jakie z tego wynikną, obarcza odpowiedzialnością pana rycerza.
Woźnica wyprzągł muły i oddalił się z nimi do lasu, jego śladem oddalił się też na swej
jabłkowitej klaczy szlachcic w zielonym stroju i opłakujący już swego pana Sanczo Pansa na
kłapouchu. Don Kichot, rozważywszy, czy dogodniej będzie walczyć z lwami pieszo czy
konno, zdecydował się na tę pierwszą możliwość, jako że nie był pewien, czy widok bestii
krwiożerczej nie spłoszy Rosynanta, zsiadł więc z konia i z mieczem w jednej dłoni, a tarczą
w drugiej stanÄ…Å‚ przed wozem.
131
W tym miejscu Cervantesowi wyrywa siÄ™ z piersi okrzyk:
– O, najśmielszy ze śmiałych, najmężniejszy z mężnych, najwaleczniejszy z walecznych
Don Kichocie z La Manczy! Jakimi słowy mam wysławiać cię i wychwalać, wynosić i
wielbić? Ty sam jeden oto, ty pieszo, ty z mieczem i tarczą jedynie, ty z sercem
nieustraszonym, ty bezinteresowny, ty nieprzejednany, stajesz przeciw parze największych i
najdzikszych lwów, jakie przywędrowały kiedykolwiek z Afryki do Hiszpanii! Nic więcej nie
da się już dodać do tego, czyny twoje, Rycerzu Posępnego Oblicza, niech mówią same za
siebie!
Tu pisarz urywa, dozorca zaś z ociąganiem otwiera pierwszą klatkę, w której lew-samiec
straszliwy siedzi.
– Nuże! – krzyknął Don Kichot. – Nuże!
Lew przeciągnął się, rozwarł paszczę, ziewnął, wywalił długi jęzor, po kociemu obmył nim
pysk, wreszcie wystawił łeb z klatki i przypatrzył się Don Kichotowi ślepiami jak rozżarzone
węgle. Don Kichot wytrzymał ten wzrok, a nawet jakby odepchnął go swoim nieustępliwym
spojrzeniem, i czekał, aż lew, przyjmując jego wyzwanie, opuści klatkę. Zwierzę jednak nie
kwapiło się widać do pojedynku, ponieważ, rozejrzawszy się na różne strony, cofnęło łeb do
klatki, odwróciło się tyłem do Don Kichota, wygodniej się ułożyło i zamknęło oczy.
– Nuże! – krzyknął znowu Don Kichot. – Podrażnij go kijem, żeby wyszedł tu do mnie!
– Do tego nie zmusicie mnie, wasza pełnokrwistość – odparł dozorca. – Mnie pierwszego
rozszarpie, gdy go podrażnię. Zechciejcie się zadowolić, wasza wzajemność, tym, czegoście
już dokazali. Skoro przeciwnik wasz nie stanął na placu, mimo że miał po temu wszelką
możliwość, siebie tylko niesławą okrył i uznał najwidoczniej wasze zwycięstwo.
– Masz rację – zgodził się po krótkim namyśle Don Kichot. – Pozwalam ci zamknąć klatkę
i wezwać tych, którzy obawiali się oglądać mój pojedynek z bestiami.
Kiedy wszyscy skupili się wokół rycerza, pytając, co właściwie zaszło, dozorca lwów
szczegółowo opowiedział o męstwie Don Kichota, przed którym stchórzył lew tak dalece, że
bał się nawet opuścić otwartą klatkę i bez boju uznał zwycięstwo Donkichotowe.
– Daj, Sanczo, po talarze tym dobrym ludziom – zarządził Don Kichot – a wy, gdy
przybędziecie na dwór madrycki, jeśli tak się przypadkiem złoży, że będziecie Jego
Królewskiej Mości opowiadali o moim czynie, na pytanie, któż tego dokonał, odrzeknijcie, że
Rycerz Lwów. Od tej wiekopomnej chwili bowiem, zgodnie ze zwyczajem, zmieniam
dotychczasowy przydomek Rycerza Posępnego Oblicza na nowy, który bardziej odpowiada
mojej istocie.
Wóz ruszył w swoją drogę, a Don Kichot, Sanczo Pansa i Don Diego de Miranda – w
swojÄ….
Don Diego milczał, nie wiedząc już, co ma sądzić o Don Kichocie; ten za to, podniecony
sukcesem, przemawiał obficie, a między innymi mówił, co następuje:
– Każdy ma swoje powołanie; ja jedno mam, syn wasz drugie; pozwólcie mu pozostać
poetą i pięknym wierszem opiewać na przykład czyny błędnych rycerzy, choćby ten mój
dzisiejszy. Gdyby jednak zechciał skrócić jeszcze szlak wiodący na niedostępny szczyt
Świątyni Sławy, mógłby zamiast wąskiej ścieżki poezji obrać jeszcze węższą ścieżynę
błędnego rycerstwa albo nawet, bo i to się zdarza, połączyć obie. Nie po to snuję te myśli,
byście go w jakimkolwiek kierunku pchali, ot tak, po prostu dzielę się nimi z wami.
Don Diego przysięgał sobie w duchu, że dokąd jak dokąd, ale na ścieżkę czy dróżkę
błędnego rycerstwa nie popchnie swojego syna; prędzej już się z poezjowaniem jego pogodzi;
ani słowem jednak nie odpowiadał Don Kichotowi.
Pod wieczór dotarli do wsi, w której stał dom Don Diega; wtedy ten zaprosił Don Kichota,
by odpoczął u niego po minionych trudach i pokrzepił się przed tymi, co go czekają. Don
Kichot chętnie przyjął zaproszenie i wraz z Sanczem spędził cztery dni u gościnnego
towarzysza drogi, mile podejmowany przez gospodarza, jego małżonkę i syna, z całą trójką
132
też wiodąc uprzejme, a niekiedy uczone rozmowy o życiu ludzkim, poezji i błędnym
rycerstwie.
133
Rozdział trzydziesty ósmy, zawierający przygodę Don Kichota w
Jaskini Montesinosa, a także próbę częściowego komentarza do tej
przygody
Rozmów tych, toczonych przez cztery dni w gościnnym domostwie Don Diega de Mirandy
z gospodarzem, jego małżonką i synem poetą, nie będę przytaczał. Pominę też niektóre
wydarzenia, jakie zaszły w dalszej drodze Don Kichota i Sancza Pansy, a to: pojedynek

Powered by MyScript