Spod zmrużonych powiek obserwował dawnego ucznia. Dostrzegał bladość, sińce pod oczami, gorzkie zmarszczki w kącikach ust. Cień smutku na młodzieńczej twarzy. Dostrzegał prawdę. – Mam dla ciebie zadanie, Babillo. Żebyś zobaczył modela, przejrzał na wylot, odczytał i pokazał. Wspaniałe zadanie! Bezlitosny sprawdzian kunsztu. – Asmodeusz rozłożył ręce. – I co? Bierzesz? Malarz westchnął. Spojrzał w okno. Z przejmującym, smutnym krzykiem harpie krążyły nad przestworem zmiennej czerwieni. – Dobrze – powiedział Babillo. – Zgadzam się. * * * Lilith wsunęła się do komnaty, zamienionej prowizorycznie na pracownię. Portret był niezwykły. Oddawał doskonale aksamit skóry, burzę złotych loków wokół głowy, cudowne proporcje twarzy, żywe spojrzenie źrenic płonących jak dwa węgle, lekko rozchylone, zalotne usta, dłonie piękne jak kwiaty. Lilith kokieteryjnie przechyliła główkę. – Mistrzu, co za wspaniałe dzieło! – zagruchała. – Ale pochlebiasz mi! Nie jestem aż tak piękna. Malarz ukłonił się. – Dokładnie tak, pani – odrzekł bez uśmiechu. Lilith promieniała. Portret był niemal skończony, zostały jakieś drobiazgi. Kosmetyka, jak się wyraził Babillo. Jutro zostanie uroczyście odsłonięty podczas jej imieninowego przyjęcia. Nie miała pojęcia, od kogo dostała tak piękny i kosztowny prezent. Mistrz Babillo po prostu przyszedł do niej pewnego dnia i powiedział, że ktoś zamówił jej portret. Rzecz o tyle szczególna, że malarz nigdy nie przyjmował żadnych zleceń. Nie miała pojęcia, jak tajemniczy adorator namówił mistrza ani ile mu zapłacił. Wiedział tylko, że jest tego warta. Uwielbiała, gdy ją adorowano. Żyła po to, żeby być zdobywana i podziwiana. Teraz puchła z dumy. Prawdziwy Babillo, jedynie dla mnie, portret na zamówienie, śpiewała dusza demonicy. Przeglądała się w obrazie jak w lustrze i nie mogła ukryć zachwytu. Tak wyglądam! Dokładnie tak wyglądam! Na Mrok! Co za piękność! Skończona piękność. Dobrze, że to obraz. Nie zniosłabym istnienia drugiej równie cudownej istoty. Gdybym miała siostrę bliźniaczkę, zamordowałabym ją, myślała z zachwytem. Zaśmiała się słodko. Złożyła ręce, zrobiła uroczą minkę. – Ach, mistrzu, proszę, zdradź tajemnicę! Kto mi ofiarował tak cudowny prezent? Babillo pozostał niewzruszony. Lilith zdawało się przez moment, że wykrzywił usta w ironicznym grymasie. – Wybacz, pani. Tego powiedzieć nie mogę. Trzyma mnie umowa i słowo honoru. Wszystkiego dowiesz się jutro. – Ach, dobrze już, dobrze! Jakiś ty nieugięty, panie! – zaświergotała. – Trudno. Postaram się powściągnąć ciekawość. Posłała malarzowi uwodzicielskie spojrzenie spod rzęs, ale Babillo obojętnie wycierał pędzle. – Do jutra więc i dobrej nocy – powiedziała, odchodząc, bo dziś nawet całkowity chłód malarza wobec jej wdzięków nie mógł popsuć Lilith humoru. – Ano do jutra, rosiczko – mruknął do siebie Babillo, gdy drzwi się zamknęły. * * * Przyjęcie było wspaniałe. Sztuczne ognie szalały pod sklepieniem wielkiej sali balowej. Setki tancerek z precyzją automatów wykonywały skomplikowane układy choreograficzne. Połykacze ognia dokonywali cudów. Potrawy podawano tak znakomite i wykwintne, że zapewne mało który z gości, nawet sama Lilith, umiał wymówić ich nazwy.
|