- Przypominasz sobie, w jak ogromną zawieję wyjechałem z domu. Stanęliśmy w Seybrock bardzo późno. Prócz Stevensa i mnie, jechały w dyliżansie tylko dwie podróżne. Jedną z nich była dziesięcioletnia dziewczynka, bardzo ubogo odziana. Tu głos sędziego zadrżał nieco. Nie mógł nigdy bez wzruszenia mówić o cierpieniach dzieci. - Miała na imię Małgorzata - dodał po krótkiej przerwie. - Otóż mój stary płaszcz okazał się bardzo użyteczny, bo ochronił ją od mrozu. Zuzanna uraczyła nas wyśmienitą kolacją i ułożyła dziewczynkę do snu w swoim pokoju. - Skądże ona jechała i dokąd? - spytał Reginald. - Widzisz, Irlandczyk, który wsadził ją do dyliżansu w Wyn, prosił mnie, abym ją odstawił do niejakiego Terencjusza MacKeona w Seybrock. Zebrałem różne niepochlebne informacje o tym człowieku i postanowiłem nie powierzać mu tak wątłej i delikatnej dzieciny. Ona nie jest krewną MacKeonów. Matka jej, której wcale nie pamięta, umarła przed laty w domu Darby'ego, a i on przed dwoma tygodniami przeniósł się do wieczności. Żona jego, Judyta, nie chcąc dłużej trzymać sieroty, postanowiła odesłać ją do brata swego męża, Terencjusza. W tej historii jedynym porządnym człowiekiem wydał mi się ów Irlandczyk, który przyprowadził dziewczynkę do dyliżansu. To niejaki Barnaba Brian, skrzypek z powołania, jak Zuzanna utrzymuje, bardzo poczciwy człowiek. Widziałem się z nim dzisiaj w Wyn. Poczciwiec aż się rozpłakał z wdzięczności, gdy mu powiedziałem, że chcę się zaopiekować małą. - O! Ojcze! Sprowadź ją tutaj! - z uniesieniem zawołał Rex. - Ależ, Reginaldzie - zaprotestowała ciotka. - Właśnie chcę się poradzić babci i ciebie, siostro - rzekł sędzia, zwracając się ku niej. Zaufanie brata widocznie pochlebiło Racheli. - Czy naprawdę zamierzasz wziąć tę małą Irlandkę do swego domu, Jakubie? - spytała. - Nie mam zamiaru ulokować jej tutaj na stałe, ale przynajmniej na jakiś czas, nim nawyknie do obcego otoczenia. Chcę prosić babcię, aby ją przyjęła do swojej ochronki. Cóż ty na to, Rachelo? - Może by dało się to zrobić, ale nie wiem, czy opiekunki przyjmują dzieci z innych prowincji. - Głupstwo! - przerwał Rex wybuchając. - Zapominasz się, Regie! - Przepraszam cioteczkę, wiem, że babunia nigdy nie odmówi miłosierdzia biednemu dziecku, którym ojciec się interesuje. - Uspokój się, moje dziecko. Otóż, Rachelo, zamierzam pójść do babci i zaraz z nią pomówić. Stevens obiecał mi przywieźć tę małą i chciałbym jutro napisać do niego. - Ależ, mój drogi - Rachela była przerażona. - Czy nie wypada, abym wpierw napisała do pani Merill, zapytując o tę małą? Należy zachować pewną ostrożność. Figlarne oczy Rexa poczęły mrugać znacząco, lecz ojciec, unikając spotkania z jego wzrokiem, odparł siostrze łagodnie: - Nieprędko trafi się taka dobra sposobność, trzeba korzystać z propozycji Stevensa. Zresztą poinformowałem się już dokładnie o wszystkim. - Rex, zbieraj się. Pójdziemy do babci. Jednym susem chłopiec skoczył na górę po czapkę i wybiegł za ojcem, nie bacząc na monotonne napomnienia ciotki, które rozdrażniały go zawsze do żywego. Sędzia wraz z synem zastali panią Livingstone, siedzącą w bawialnym pokoju z robótką w ręku. Dziadek poszedł na górę czytać gazety. - Ach, to ty, Reksie! - zawołała babcia, witając go serdecznie. Głos zacnej kobiety nie zestarzał się, zachował miłe brzmienie i metaliczny dźwięk. - Domyśliłam się, że cię tu dzisiaj sprowadzi przeczucie, bo Betsy upiekła świeże ciastka z migdałami. Co widzę! I ojciec jest z tobą! - Jak twoje zdrowie, matko? - sędzia ucałował ręce teściowej. Rex wpadł zaraz do kredensu, skąd przyniósł ogromny zapas ulubionych przysmaków. Babcia zaś, siedząc w fotelu i poruszając drutami, przysłuchiwała się opowiadaniu sędziego i ku radości wnuka zaaprobowała projekt umieszczenia Małgorzaty w ochronce. - Są właśnie dwa wolne miejsca - rzekła. - Jutro pójdę do panny Brooks, przełożonej zakładu, aby się z nią naradzić. A pomyślałeś o jej ubraniu, mój zięciu, czy też życzysz sobie, abym się tym zajęła? - Zostawiłem w tym celu trochę pieniędzy Zuzannie, a ta obiecała dopilnować, aby wszystko przyzwoicie wyglądało. - Można śmiało polegać na jej rozsądku. Cóż na to mówi Rachela? - Sądzę, że zgodzi się, gdy sprawa zostanie już załatwiona. Po tej rozmowie, gdy zapadła decyzja co do losu sieroty, sędzia udał się do teścia, aby porozmawiać o polityce. Rex został przy babce, chrupiąc ciastka i projektując różne sposoby zabawienia Małgosi. Tak przy tym był wesoły i niestrudzony w opowiadaniu różnych szkolnych figlów, że babcia uśmiała się do łez. Późnym wieczorem ojciec i syn, obaj zadowoleni, powrócili do domu, a Rex, skacząc po trzy schody naraz, przypadł do drzwi ciotki i stukając w nie z całych sił, zawołał: - Babcia zgadza się! Dziewczynka przyjedzie do nas w przyszłym tygodniu! I lotem strzały puścił się na powrót w dół. Rozdział III
|