- Przeżywają drugą młodość. - Ale Sol bywa ogromnie męcząca - wtrąciła zatroskana Silje. To nie są moje dzieci, ale pokochałam je i tak. Było jej nawet trochę przykro, że tak mało widuje Daga. Greta, choć nadal przyjazna, zazdrośnie strzegła kontaktów z chłopcem, drepcząc nieustannie wokół nich, gdy tylko Silje zajmowała się małym. - Pozwól im na to - śmiał się Benedykt. - Już wkrótce kościół będzie przecież gotowy. - A... a potem? - Potem będziesz musiała wrócić do pracy we dworze. Mam inne zajęcie, znacznie dalej od domu, nie będziesz więc mogła mi pomagać. Silje nie odpowiedziała. Cudowny okres w jej życiu niebawem się skończy. - Nie mogę dobrać żadnego koloru na ten kaftan - powiedział pewnego dnia zmartwiony Benedykt. Zawieszony wysoko pod sklepieniem, wpatrywał się intensywnie w sufit, tak się przy tym wyginając, że mało nie złamał kręgosłupa. - Zaplątałem się, głupi osioł. Wszystkie kolory tęczy stykają się przy tym kaftanie. Z czego mam wybierać? Silje zsunęła się z rusztowania i stanęła na dole. Krytycznie spojrzała na jego dzieło. - Brązowy? Tak, ale mam przecież... Oczywiście, masz rację. Jesteś genialna! - Nie, z dołu lepiej widać. Benedykt chrząknął zadowolony, ale już po chwili przeklinał nad twardym jak kamień pędzlem. Zmitygował się szybko i poprosił o wybaczenie. Poprzedniego wieczoru wypił trochę za dużo. Zawsze wtedy następnego dnia marudził. Silje poznawała, w jakim jest humorze, po jego znoszonej czapce. Gdy nasuwał ją głęboko na czoło, wiedziała, że drażniły go wysokie dźwięki i ostre światło słoneczne. Jeśli zaś zsuwał czapkę na kark, a pióro sterczało do góry, był zwykłym staruszkiem albo w ukryciu pociągał sobie łyka. Wrodzone poczucie przyzwoitości zakazywało mu picia w kościele, lecz Silje podejrzewała, że malarz chowa coś w wozie, bo czasem chodził tam w jakiejś sprawie. Wspięła się na rusztowanie i przez pewien czas pracowali w milczeniu. Nagle Benedykt zaczął chichotać. - O czym myślicie, panie? - zdziwiła się Silje. - Było tu wczoraj dwóch starców z parafii, oglądali nasze dzieło. Zobaczyli Diabła w kącie i byli najwyraźniej wstrząśnięci i podnieceni, bo pozostali tam bardzo długo. Silje zaczerwieniła się. Nic chciała oglądać tego okropieństwa, od kiedy je namalowała. Zawahała się przez chwilę. - On... wiecie, o kogo mi chodzi, panie... powiedział, że widział to wtedy, kiedy tu był. To nie było po mojej myśli. Benedykt miał minę winowajcy. - Nie, to... to był niefortunny przypadek. Wszedł tam, a potem zapytał, no i musiałem przecież powiedzieć, że to ty namalowałaś. Rozumiesz chyba, że nie wolno kłamać w kościele. A teraz właśnie kłamiesz, ty stary oszuście, pomyślała Silje. Założę się, że sam go tam zaciągnąłeś! - Co powiedział? - zapytała cicho. - Nic. Wydawał się bardzo poruszony i zdenerwowany. Powiedziałem, że musimy postarać się wydać cię szybko za mąż, skoro potrafisz malować takie namiętne obrazy. - Nie mówicie chyba tego poważnie, panie? - jęknęła Silje. Co... co on na to odpowiedział? - Nie wiem. Sądzę, że był nieco rozdrażniony. Może dlatego, że powiedziałem coś w rodzaju „my starcy, musimy wydać ją za mąż”. Nie spodobało mu się pewnie, że zaliczam go do ludzi w moim wieku. Zaraz potem odszedł. Chyba poczuł się trochę dotknięty, że namalowałaś go jako diabła, ale czego innego mógł się spodziewać? - O nie - zmartwiła się Silje. - Nie powinien tego oglądać. - Muszę przyznać, że to rzeczywiście było głupie, i tak naprawdę trochę się potem bałem. Uff, nie jestem w formie, by więcej teraz o tym rozprawiać. Opowiedz mi lepiej, gdzie nauczyłaś się w ten sposób mówić. Przecież pochodzisz z ludu. Mówi się, co prawda, że róże mogą wyrosnąć między chwastami lub na kupie gnoju, ale ty i tak jesteś wyjątkowa. Czy umiesz także czytać i pisać?
|