Jednak na dźwięk głosu, który mu odpowiedział, odwrócił się. – To pomyślny wiatr. – Głos był z pewnością nie ludzki. Elfa Kurdagh-Vlata, dziedziczka tronu Wannome zamknęła delikatnie drzwi za sobą. Ta jej ostrożność była niepokojąca. Zaryglowała je. A to już zaczynało być niebezpieczne. – Przepraszam za te pokoje. – Głos miała matowy. – Niczego lepszego tak bez uprzedzenia ojciec nie był w stanie zorganizować. I niewiele wiemy o tym, czego wam potrzeba. Ethan odsunął się od okna i wcale nie przypadkiem odgrodził się od niej łóżkiem. Jeżeli ją to zaniepokoiło, wcale tego po sobie nie pokazała. Podeszła i usiadła na skraju łoża. Podobieństwa między konturami jej postaci i figury kobiecej były zdumiewające. Rysowała palcem spiralki na jedwabnej kapie. – Czy naprawdę pochodzisz z innego świata? – zapytała bez tchu. Ubranie, które narzuciła na siebie, przypominało trochę tłumok rzeczy wakacyjnych zapakowany przez niezdarnego sześciolatka. A chociaż widoczną pod spodem skórę pokrywało jasnoszare futerko, wcale się nie wydawała przez to mniej naga. Wyłączając kocią główkę, szerokie stopy i te przeszywające, pionowe źrenice, można by ją wziąć za jakąś gwiazdkę trójwymiarowego kina ubraną w bardzo obcisłe futro z norek. – My naprawdę przylecieliśmy z innego świata – odpowiedział w końcu Ethan, kładąc lekki nacisk na „my”. Jeżeli spodziewa się, że będzie podtrzymywał tę rozmowę, gorzko się zawiedzie. Nawet na chwilę nie potrafił zapomnieć, że jej ojciec nie tylko był zrzędą i do tego, jak powszechnie wiadomo, poryw-czym zrzędą, ale władny był również jednym skinieniem dłoni zdjąć mu głowę z ramion. Dopóki nie dowie się dużo więcej na temat obowiązującej tutaj moralności, będzie cichy jak mnich. Gdzie jak gdzie, ale tu nie można się było opierać na wiadomościach z infotaśmy. – To zaskakujące. Wcale tak strasznie się od nas nie różnicie, jak się zdaje – powiedziała, utkwiwszy w nim swoje połyskujące, żółte oczy. A niech to, żeby przynajmniej nie była tak diabelsko atrakcyjna! Uważaj no, powiedział sobie. Ona nie należy nawet do tego samego gatunku. Istnieli, oczywiście, tacy zboczeńcy, których ciągnęło do innych gatunków. Sam znał faceta, który... Dosyć! – To wszystko wydaje mi się bardzo podniecające – odezwała się w końcu Elfa. Palec zawisł bez ruchu w jedwabistym wirze. – Nie macie nigdzie na ciele futra, tylko na czubku. – Prawdę mówiąc – odpowiedział Ethan, usiłując podejść do sprawy z naukowym chłodem – to nie całkiem jest tak. Mamy jeszcze trochę futra w innych miejscach. Już miał coś wspomnieć o „torsie”, kiedy mu przerwała. – Naprawdę? Pokaż. – I jednym susem przeniosła się niemal na drugą stronę łoża. Kiedy człowiek wyobraża sobie różne podbramkowe sytuacje, marzy mu się, że sam jest kwintesencją wytrawnej rycerskości połączonej z wyszukanym obyciem. Ethan nie stanowił tu wyjątku. Rzeczywistość, chłodna rzeczywistość, żeby nie powiedzieć więcej – za wiele improwizowała. Po pierwsze, nie mógł się tak do końca zdecydować, czy ona chce go pocałować, czy zabić. Wyraźnie flirt na tym świecie był równie agresywny jak klimat. Będzie jej musiał powiedzieć, żeby przestała, ale usta ciągle miał pełne szarego futerka. Nie było już chyba żadnych wątpliwości, że ona chce go ugryźć. A przynajmniej takie wrażenie robiły na nim cztery wyraziste kły. A gdyby tak nawiedził go teraz ten cały Darmuka, czy jej ojciec, niezależnie od rygla... Podwoił wysiłki. Kiedy wyciągnął ręce, żeby ją odepchnąć, trafił na coś miękkiego i ciepłego. Gatunek nie miał tu nic do rzeczy, to nie było ramię. Elfa zaczęła poruszać się jeszcze szybciej. Przesunął ręce i pchnął z zapamiętaniem. Wynik był tyleż zadowalający, co pouczający. Wyglądało to tak, jak gdyby Elfa sfrunęła z łoża, wylądowała na stopach i grzmotnęła o ścianę, po czym powoli osunęła się na podłogę. Przez jeden pełen zgrozy moment myślał, że uderzyła w tę ścianę za mocno. Jeżeli zabił jedyne kocie Landgrafa, to usunął w ten sposób wszelkie niejasności co do ich najbliższej przyszłości. Na szczęście Elfa była tylko mocno wstrząśnięta i nie straciła przytomności. – No... no, ależ ty jesteś silny! Czuł się rozdarty, z jednej strony chciał jej podać rękę i pomóc wstać, a z drugiej uniknąć wszelkiego dalszego kontaktu fizycznego. – Czy wszystko z tobą w porządku? – Tt... tak, tak sądzę, mój zacny rycerzu. Podniosła się powoli i obmacała sobie tył głowy i kark. Potem poprawiła trochę ubranie, które się rozkosznie rozchełstało, oparła się ramieniem o ścianę i dziwnie na niego popatrzyła. – Nie spodziewałam się aż tak... druzgocącej odmowy – zamruczała. – Przepraszam cię – odparł Ethan, nie będąc w stanie obyć się bez jakiejś formy przeprosin. – Nasza sytuacja jest bardzo poważna i nie potrafię teraz niczego traktować lekko. Obawiam się, że, uch, sam nie znam własnej siły. – Za to jaja bez wątpienia znam. – Zamrugała oczami. – Pójdę teraz i jeszcze się nad tym zastanowię – powiedziała tajemniczo. – Zobaczymy się później, Sir Ethanie. Do widzenia.
|