boskÄ…, niech wszyscy zachowajÄ… ciszÄ™...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
139rozwi¹zania umowy, niezachowanie formy pisemnej, niezachowanie terminu, w którym mo¿e nast¹piæ rozwi¹zanie, jak i rozwi¹zanie umowy bez zachowania wymaganego...
»
2) przy omijaniu zachowaæ bezpieczny odstêp od omijanego pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody, a w razie potrzeby zmniejszyæ prêdkoœæ; omijanie pojazdu...
»
- Myślę, że szukamy czegoś w tym rodzaju, ale prawie zawsze albo nas oszukują, albo my oszukujemy, Paryż - to miłość na ślepo, wszyscy jesteśmy beznadziejnie...
»
g) taki jeden koleś w śmiesznej czapce, dwojga imion: Osama Bin o nazwisku Laden h) urzędnicy Urzędu Skarbowego oraz w ogóle wszyscy urzędnicy, bo czemu nie?...
»
— Chyba nie — odparÅ‚ — ale przecież wszyscy jesteÅ›cie nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, wiÄ™c spÄ™dzanie czasu na kłótniach o...
»
Psychologia społeczna jest nauką empiryczną i dysponuje rozwiniętą grupą metod, które pomagają odpowiedzieć na pytania dotyczące zachowań społecznych,...
»
 On przezwycięży nieprzyjaciół swoich – zachowana zostanie resztka Izraela: I stanie siÄ™ w caÅ‚ym kraju – mówi PAN: Dwie...
»
Morgiana nie mogÅ‚a powstrzymać Å›miechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknÄ™li z powierzchni...
»
odpowiedzialności, by zachować odpowiednią atmosferę i czuwać nad prawidłowym przebiegiem eksperymentu...
»
W ciÄ…gu kilku nastÄ™pnych sesji Cletus pracowaÅ‚ wraz z caÅ‚Ä… grupÄ… nad tym, by wszyscy potrafili osiÄ…gnąć uczucie unosze­nia siÄ™, nie zapadajÄ…c przy tym w sen...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Kiedy Sean osadził konia przed Saulem, dwa rzędy jeźdźców rozciągnęły się po jego
obu stronach. Nikt nie rozmawiał i w ciemnościach słychać było jedynie uderzenia kopyt o
skałę, szelest zdejmowanych ciężkich kurt i miękki stukot otwieranych i zamykanych
zamków.
- Znowu musimy wziąć na siebie impet uderzenia wroga - szepnął Saul, ale Sean nie
odpowiedział, gdyż walczył właśnie ze strachem. Nawet przy nocnym przymrozku miał
dłonie wilgotne od potu. Otarł je o spodnie i wyjął karabin z olstrów.
- A co z maximami? - spytał Saul.
- Nie ma czasu, żeby je rozstawiać. - Sean wiedział, że jego głos jest ochrypły i
odchrząknął. - Nie będziemy ich potrzebować. Mamy przewagę, jak sześć do jednego.
Spojrzał na szereg milczących ludzi, ciemną linię na tle trawy, która szarzała wraz z
nastającym porankiem. Widział, jak żołnierze pochylają się w siodłach, trzymając karabiny na
kolanach. W ciemnościach czuć było narastające napięcie; nawet konie były nim zarażone.
Przestępowały z nogi na nogę i potrząsały z niecierpliwością głowami. Boże, żeby tylko
żaden z nich nie zarżał.
Sean starał się przebić wzrokiem ciemności. Strach żołnierzy i jego własny był tak
silny, iż miał wrażenie, że Burowie muszą go wyczuć.
W dole przed sobą wyłowił z mroku ciemniejącą na horyzoncie plamę. Wytężył wzrok
i zobaczył, że plama porusza się wolno, niczym cień oświetlonego przez księżyc drzewa.
- Jesteś pewien, że to Burowie? - szepnął Saul. Seana ogarnęły wątpliwości. Kiedy się
zastanawiał, cień rozszerzył się i słychać już było odgłos kopyt.
Czy to na pewno Burowie? Szukał desperacko jakiegoś znaku, który pozwoliłby mu
powstrzymać atak. Czy to Burowie? Nie było jednak żadnego znaku, tylko ciemna masa
zbliżająca się do nich i niewyraźne odgłosy w ciemnościach.
Byli już bardzo blisko, mniej niż sto jardów, mimo że trudno to było ocenić, bo czarna
masa wydawała się płynąć na nich.
- Sean... - szept Saula został przerwany nerwowym rżeniem jego konia. Dźwięk był
tak nieoczekiwany, że Sean usłyszał, jak siedzący za nim mężczyzna powstrzymuje oddech.
W tej samej chwili otrzymał znak, na który czekał.
- Wie's daar? - Pytanie zostało wymówione w gardłowym języku taal.
- Do ataku! - zawył Sean i spiął konia kolanami. Natychmiast cały oddział ruszył
galopem na przeciwnika.
Pędzili naprzód otoczeni krzykiem, stukotem kopyt i wystrzałami karabinów.
Zostawiając strach za sobą, Sean gnał na czele oddziału. Ścisnął kolbę karabinu pod pachą i
strzelał na oślep, a jego dziki wrzask mieszał się z rykiem sześciuset ludzi.
Burowie nie wytrzymali ataku. Musieli się załamać, gdyż nie mieli najmniejszej
szansy przeciwstawić się takiej sile. Zawrócili wymęczone konie i zaczęli uciekać z
powrotem na południe.
- Ku mnie! - ryknął Sean. - Zbierzcie się wokół mnie! - Linia żołnierzy zwęziła się
tak, iż teraz jechali noga przy nodze tworząc ścianę ognia, przed którą Burowie pierzchali w
popłochu.
Na drodze Seana leżał ranny koń, który walił kopytami i przygniatał rannego jeźdźca.
Wciśnięty w szereg ludzi, Sean nie mógł skręcić.
- Skacz, stary! - krzyknął. Poderwał konia kolanami i rękami, przeskakując nad
rzucającym się zwierzęciem i potykając się po drugiej stronie. Pędził jednak dalej wraz z
resztÄ… krzyczÄ…cych z podniecenia ludzi.
- Doganiamy ich! - zawył Sean. - Tym razem mamy ich. Koń pędzący za nim wpadł w
dziurę i runął na ziemię z suchym trzaskiem łamanych nóg. Żołnierz wyleciał w górę,
obracając się w powietrzu. Jeźdźcy ścisnęli się zamykając wyrwę.
- Przed nami jest wzgórze! - krzyknął Sean widząc szary zarys skalnej masy rysujący
się na tle blednącego nieba. - Nie pozwólcie im dotrzeć do niego! - Wbił ostrogi w boki
konia.
- Nie złapiemy ich - ostrzegł go Saul. - Już wpadli między skały.
- Cholera! - jęknął Sean. - Cholera! - W ciągu ostatnich kilku minut wyraźnie
pojaśniało. W Afryce świt zawsze nadchodzi bardzo szybko. Sean widział wyraźnie
pierwszych Burów dopadających wzgórza, zeskakujących z koni i szukających kryjówki.
- Szybciej! - wrzasnął z rozpaczą. - Szybciej! - Widział, jak szansa łatwego
zwycięstwa wymyka mu się z rąk. Spośród skał odezwały się pierwsze mauzery, a ostatni
Burowie znikali właśnie wśród skalnych wyłomów. Porzucone konie z rozszerzonymi ze
strachu oczami, podrzucając pustymi strzemionami, pognały dziko w kierunku atakujących
żołnierzy, zmuszając ich do rozstąpienia się i opóźniając pościg. Juczny muł ze skórzaną
torbą na grzbiecie wspinał się na wzgórze, gdy dosięgła go kula. Zwalił się w głęboką
szczelinę. Nikt nie zauważył jego upadku.
Sean poczuł, jak koń pod nim rzuca się gwałtownie i wyleciał w górę z taką siłą, że
strzemiona pękły jak cienkie nitki. Leciał przez chwilę w górę, na przerażający ułamek
sekundy zawisł w powietrzu i zwalił się na ziemię, uderzając w nią piersią, ramieniem i
bokiem głowy.
Gdy tak leżał w trawie, szarża wpadła na wzgórze, by zaraz zmuszona strzałami
rozpierzchnąć się w zamieszaniu na boki. Na wpół przytomny Sean poczuł, jak tuż przy jego
głowie walą końskie kopyta. Słyszał strzały mauzerów i krzyki rannych żołnierzy.
- Z koni! Na ziemię i do ataku! - Głos Saula, a zwłaszcza jego ton podziałały na Seana

Powered by MyScript