Po osiągnięciu tego celu Cletus zaczął krok po kroku uczyć ich tego samego, tyle że w ruchu, a nie wtedy, kiedy rozluźnieni leżeli nieruchomo; najpierw kazał im osiągać stan unoszenia się w pozycji stojącej, później w wolnym rytmicznym marszu, a wreszcie podczas wszelkich czynności, nawet bardzo gwałtownych. Kiedy już i to osiągnęli, pozostała im jedynie do opanowania umiejętność wykorzystywania transu do różnego rodzaju samokontroli w najdziwniejszych okolicznościach. Następnie Cletus pozwolił, aby oficerowie ci zostali z kolei nauczycielami i przeszkolili innych oficerów, którzy mieliby później zająć się żołnierzami pozostającymi pod ich rozkazami. Nim minęły trzy miesiące, oficerowie opanowali program w takim stopniu, że mogli rozpocząć szkolenie swoich własnych żołnierzy, przynajmniej w zakresie ćwiczeń fizycznych. Rozpoczęła się rekrutacja dorsajskich szeregowców i podoficerów, a także kilku oficerów w miejsce tych, którzy odpadli w trakcie szkolenia. Właśnie w tym czasie Cletus otrzymał grubą kopertę zawierającą wycinki z gazet przysłane przez ziemską prasową służbę informacyjną, z którą nawiązał kontakt przed opuszczeniem Bakhalli. Otworzył kopertę w gabinecie Eachana, rozłożył wycinki według dat i zabrał się do czytania. Historia, której dotyczyły, była dość prosta. Koalicja podjudzona kilkoma przemówieniami Dowa deCastriesa próbowała wzbudzić burzę protestów przeciwko wojskom najemnym na nowych planetach, w szczególności przeciwko Dor-sajom. Cletus włożył wycinki z powrotem do koperty i umieścił ją w szafce, w której trzymał korespondencję. Wyszedł na taras i spostrzegł Melissę, która coś czytała. W dorsajskich górach była teraz pełnia lata i tamtego późnego popołudnia słońce znajdowało się tuż nad szczytami. Cletus zatrzymał się na chwilę, przyglądając się Melissie, kiedy ta siedziała nieświadoma tego, że na nią patrzy. W jasnym świetle słonecznym twarz młodej kobiety była spokojna i jakby nieco bardziej dojrzała niż w Bakhalli. Cletus wszedł na taras, a Melissa na odgłos kroków uniosła wzrok znad czytanej książki. Skrzyżowali spojrzenia, a oczy Melissy rozszerzyły się nieco na widok powagi, z jaką Cletus na nią spoglądał. Po chwili odezwał się. - Wyjdziesz za mnie, Melisso? - zapytał. Błękit jej oczu był głęboki niczym wszechświat. I ponownie, jak w szpitalu w Bakhalli, jej spojrzenie zdawało się roztapiać ochronną barierę samotności, do której zbudowania wokół siebie doprowadziły Cletusa doświadczenia życiowe i ludzie. Melissa patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedziała. - Jeśli naprawdę mnie chcesz, Cletusie - powiedziała. - Chcę - odparł. I nie kłamał. Ale, gdy bariera ochronna znowu znalazła się na swoim miejscu, choć nadal zaglądał w oczy Melissie, trzeźwa część jego umysłu przypomniała mu o konieczności kłamania później, w przyszłości. Rozdział XIX Ślub miał się odbyć za dwa tygodnie. Tymczasem Cletus widząc, że formowanie nowego wojska, rozpoczęte przez niego na Dorsaj, zaczyna toczyć się siłą rozpędu, znalazł czas, aby zrobić wycieczkę na Kultis, do Bakhalli, na rozmowę z Mondarem, oraz udać się w dalszą podróż na Newton, gdzie szukał zajęcia pod swoim dowództwem dla świeżo przeszkolonych Dorsajów. W Bakhalli Cletus i Mondar zjedli znakomity obiad w rezydencji Mondara. Przy stole Cletus zapoznał Exotika z najnowszymi wieściami. Mondar słuchał z zainteresowaniem, które wyraźnie wzrosło, kiedy Cletus doszedł do sprawy specjalnego treningu samokontroli wprowadzonego dla oficerów i żołnierzy, mających mu w przyszłości podlegać. Po obiedzie obaj mężczyźni wyszli na przechadzkę po licznych tarasach domu Mondara, aby kontynuować rozmowę pod nocnym niebem. - A tam... - powiedział Cletus, kiedy stali w ciepłym, nocnym wietrze, spoglądając w górę. Wskazał żółtawą gwiazdę nisko nad horyzontem. - To będzie wasza siostrzana planeta, Mara. Wiem, że wy, Exotikowie, macie tam również sporą kolonię. - O, tak - odparł Mondar w zamyśleniu, patrząc na gwiazdę.
|