- Chciałbym umieć tak tańczyć - powiedział Marcus...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ellie wydęła wargi.
- Tak to każdy potrafi. Wystarczy nie myśleć i mieć gównianą muzykę.
- A mnie się podoba. Dobrze się bawi.
- A kogo to obchodzi, czy się dobrze bawi, czy nie. Chodzi o to, że wygląda na kompletną kretynkę. - To co, nie lubisz swojej mamy?
- Spoko, jest OK.
- A tata?
- Też jest OK. Tyle że nie mieszkają razem.
- Żałujesz?
- Nie. Chociaż może czasami. Nie chcę o tym rozmawiać. No, Marcus, dobry był dla ciebie ten dziewięćdziesiąty trzeci?
Marcus po chwili zastanowienia uznał, że to był bardzo kiepski rok. Mógł go porównać ledwie z dziesięcioma czy jedenastoma latami, z których zresztą trzech czy czterech i tak by raczej nie zidentyfikował, trudno jednak przypuścić, by ktokolwiek cieszył się z dwunastu miesięcy takich, jakich on doświadczył. Zmiana szkoły, szpital mamy, nowi koledzy... Wszystko bez sensu.
- Nie.
- Musisz się napić - powiedziała Ellie. - Co chcesz? Przyniosę ci, a potem mi opowiesz, ale jak będziesz przynudzał, to sobie pójdę.
- OK.
- To co pijesz?
- Colę.
- To musi być prawdziwy drink.
- Nie wolno mi.
- Ja ci pozwalam. Ustalamy, że na ten wieczór jesteś moim chłopakiem i chcę, żebyś miał porządnego drinka. Naleję ci coś do coli. OK?
- OK.
Ellie zniknęła, a Marcus rozejrzał się za mamą; rozmawiała z jakimś mężczyzną, szczerze się przy tym śmiejąc. Bardzo go to ucieszyło, gdyż lękał się tego wieczoru. Will kazał mu uważać na matkę, a chociaż dokładniej tego nie wyjaśnił, Marcus wiedział dlaczego: wiele nieszczęśliwych osób zabijało się ostatniego dnia roku. Widział to w jakimś programie, może w Casualty, dlatego też postanowił, że ukradkiem będzie ją obserwował, tak aby w oczach, gestach czy słowach dostrzec zapowiedź nowej katastrofy, ale nic takiego nie nastąpiło. Podobnie jak wszyscy inni śmiała się, coraz bardziej podchmielona. Czy zdarzyło się, by ktoś popełnił samobójstwo kilka godzin po tym, jak zaśmiewał się wniebogłosy? Sądził, że raczej nie. Kiedy się śmiałeś, byłeś o mile od takich decyzji i w ogóle cała ta sprawa wydawała mu się teraz bardzo odległa. Od Dnia Martwej Kaczki samobójcza próba wydawała mu się czymś w rodzaju skraju przepaści - kiedy mama wyglądała na smutną czy roztargnioną, miał wrażenie, iż podsuwali się nazbyt blisko krawędzi, ale w takie dni jak Boże Narodzenie czy dzisiejszy czuł się, jakby jechali środkowym pasem autostrady. A tamtego dnia dwa koła zawisły nad urwiskiem i strasznie piszczały hamulce.
Ellie przyniosła plastikowy kubek z czymś, co wyglądało jak cola, ale inaczej pachniało.
- Co to?
- Sherry.
- To się pije? Colę z sherry?
Spróbował ostrożnie: smaczne, słodkie, gęste, rozgrzewając.
- To dlaczego rok był do dupy? Mnie możesz powiedzie Cioteczka Ellie wszystko zrozumie.
- Sam nie wiem... Straszne rzeczy się działy.
Nie chciał mówić Ellie dokładniej, bo nie wiedział, czy naprawdę przyjaciółmi. Z nią wszystko mogło potoczyć się róż nie: mogła być fajna i dyskretna, ale z drugiej strony, kto zaręczy że nie wejdzie do klasy i od progu wszystkiego głośno obwieści? Nie warto ryzykować.
- Twoja mama próbowała się zabić, nie?
Marcus zerknął na nią, pociągnął duży łyk i mało nie zwróci] go na stopy Ellie. Rozkaszlał się, a kiedy udało mu się skierowa sherry na powrót do żołądka, odrzekł:
- Nie.
- Na pewno?
- Nie. Tak. To znaczy nie udało się. Wiedział, że zabrzmiało to głupio, i zaczerwienił się, ale Ellie wybuchnęła śmiechem. Już zapomniał, jak bardzo rozśmiesz Ellie, i przepełniała go radość.
- Prze... przepraszam, Marcus, wiem, że to poważna sprawa, ale ty jesteś taki śmieszny.
Także i on zaczął chichotać: wydobywało się z niego cichej gulgotanie, pełne smaku sherry.
Nigdy dotąd nie rozmawiał poważnie z kimś w swoim wieku, Na serio rozmawiał oczywiście z mamą, tatą, poniekąd z Willem, bo z dorosłym tak się właśnie rozmawiało, a i tak trzeba było uważać, co się mówi. Tymczasem okazywało się, że łatwiej rozmawiać z Ellie, chociaż: a) była dziewczyną; b) była starsza | od niego; c) trochę go peszyła.
Wiedziała o samobójstwie od dawna, gdyż podsłuchała rozmowę swojej mamy z Suzie, chociaż dopiero później skojarzyła tę opowieść z Marcusem.
- I wiesz, co wtedy pomyślałam? Wiem, że to teraz zabrzmi okropnie, ale to było coś takiego:, Jak chce się zabić, to dlaczego jej nie pozwolą?"
- Ale ma jeszcze mnie.
- Wtedy nie wiedziałam.
- No dobra, ale powiedz, czy by ci się podobało, gdyby to twoja mama się zabiła?
- Co? W ogóle by mi się nie podobało, boją lubię, ale wiesz, to w końcu jej życie.
Marcus zastanowił się nad tym. Nie był pewien, czy to życie jego mamy czy nie.
- A jak sama będziesz miała dzieci? To już nie będzie tylko twoje życie, co?
- Ale przecież masz jeszcze ojca, nie? On by się tobą zajął.
- Tak, ale...

Powered by MyScript