czekoladę, nam niech dają papierosy...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Komisja sprawuje nadzór w zakresie ujawniania i wykorzystywania informacji poufnej, manipulowania cenami papierów wartościowych, a także wchodzenia w...
»
– Gdzie jest ten materiał, który ściągnąłem z Internetu?Milo sięgnął do szuflady, pogmerał w papierach i znalazł wydruki...
»
Niech się dzieje wola Twoja, Panie...
»
boską, niech wszyscy zachowają ciszę...
»
Jednak niech ten syn nie płacze...
»
Wzięła podsunięty jej arkusz papieru i ołówek i, jak ją proszono, zanotowała wszystkie dane...
»
- Niech będzie dziesięć...
»
- Niech to...
»
pienidze, papiery wartociowe itp...
»
Oby nam się dobrze działo! Bohu! wszystkie bohy w niebie - Jako w tęczę patrzą w ciebie! - 36 Szczodre na nas wielkie bogi, Dają co rok pokój...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

To niesprawiedliwe.
Akurat posłowie idą na posiedzenie, a ci ich nie puszczają.
— Ładni posłowie, którzy jeszcze tabliczki mnożenia nie umieją, a stół piszą
przez „u", chociaż się mówi „stoły".
— A niektórzy wcale pisać nie umieją.
— Oni mają rządzić!
— Precz z takim rządem!
Prefekt policji zatelefonował, żeby Maciuś siedział w domu, bo jest
awantura. A tymczasem puścił konną policję, która zaczęła rozpędzać tłum.
Ci nie chcą się rozejść, zaczynają rzucać w policję, co kto miał: książki,
śniadania. I już niektórzy zaczynają wyrywać kamienie z bruku ulicznego.
Wtedy prefekt policji wszedł na balkon i krzyczy:
— Jeżeli nie pójdziecie, wezwę wojsko! A jak na wojsko kto rzuci
kamieniem, to najprzód strzelą w powietrze, a jak nie pomoże, będą do was
strzelać.
Nic nie pomogło, nawet się jeszcze bardziej rozzłościli; wyłamali drzwi i
wtargnęli na salę posiedzeń.
— Nie ruszymy się stąd, dopóki nie dostaniemy takich samych praw jak
dzieci.
Wszyscy potracili głowy, nie wiedzą, co robić. A tu nagle w królewskiej loży
pokazuje się Maciuś, który nie posłuchał prefekta policji i przyjechał sam,
żeby się dowiedzieć, co to za awantura.
— Chcemy mieć także sejm, chcemy mieć posłów, chcemy mieć prawa! —
naprzód krzyczą, potem wrzeszczą tak, że już nawet nie wiadomo, co kto
mówi.
Maciuś stoi i nic. Czeka. A ci widzą, że nic z tego nie będzie, więc sami
zaczęli sykać: „Cicho, no już, no przestańcie". Wreszcie ktoś krzyknął: „Król
chce mówić!" I zrobiło się cicho.
Maciuś mówił długo i mądrze. Bo im przyznał słuszność.
— Obywatele — mówi Maciuś — wam się należą prawa, tak. Ale wy już
niezadługo będziecie dorośli i wejdziecie do sejmu dorosłych. Zacząłem od
dzieci, bo sam jestem jeszcze mały — i lepiej wiem, czego potrzeba
dzieciom. Od razu nie można zrobić wszystkiego. I tak mam dużo pracy. Jak
urosnę i będę miał piętnaście lat, i już u dzieci będzie porządek, wezmę się
do was.
— A my wtedy nie potrzebujemy łaski, bo będziemy już w parlamencie
dorosłych.
Widzi Maciuś, że tak źle, więc inaczej mówi:
— A zresztą, dlaczego się nas czepiacie? Wy już macie wąsy i palicie
papierosy, więc idźcie do tamtego parlamentu, niech was tam przyjmą.
Najstarsi, którzy naprawdę już mieli trochę wąsów, pomyśleli:
„Rzeczywiście. Po co nam jakiś smarkaty sejm? My możemy być już w
prawdziwym parlamencie".
A młodzi wstydzili się powiedzieć, że nie palą papierosów, więc też
powiedzieli:
— Dobrze.
I poszli sobie. A jak szli do sejmu dorosłych, wojsko ich nie puściło. Stanęli z
nastawionymi bagnetami i zatrzymali pochód. Ci chcą wracać, a z tyłu też
wojsko. Więc rozdzielili się — i jedni weszli w jedną ulicę na prawo, a drudzy
— na lewo. Potem się znów rozdzielili, a wojsko z tyłu najeżdża i goni. I tak
ich rozdzielili na małe kupki i dopiero policja zaczęła ich aresztować.
Kiedy się Maciuś o tym dowiedział, bardzo się gniewał na prefekta policji, bo
tak wyglądało, że król ich oszukał. Ale prefekt się tłumaczył, że nie może
inaczej.
Wiec Maciuś kazał rozlepić na rogach ulic ogłoszenia, żeby wybrali trzech
najmądrzejszych i przyszli do niego na audiencję, to się z nimi rozmówi.
A tu wieczorem proszą króla na posiedzenie ministrów.
— Jest źle — mówi minister oświaty. — Dzieci nie chcą się uczyć. Jak im
nauczyciel coś każe, to się śmieją. „A co pan nam zrobi? A nie chcemy. A
pójdziemy na skargę do króla. A powiemy naszym posłom". I nauczyciele
nie wiedzą, co mają robić. A starsi wcale już się nie chcą słuchać. „Te smyki
będą rządzić, a my mamy kuć, me ma głupich. Jak nie mamy swoich posłów,
możemy i szkół nie mieć". Dawniej mali bili się z małymi, a teraz starsi
dokuczają małym i drażnią ich: „Idź, poskarż się przed swoim posłem". I
ciągną ich za uszy, i biją. Nauczyciele mówią, że jeszcze dwa tygodnie będą
czekali, ale jak się nie uspokoi, nie chcą być więcej nauczycielami. Już i tak
paru odeszło. Jeden założył sobie budkę z wodą sodową, a drugi założył
fabrykę guzików.
— W ogóle dorośli są bardzo niezadowoleni — powiedział minister spraw
wewnętrznych. — Wczoraj jeden pan w cukierni mówił, że dzieciom
przewróciło się w głowach, że zdaje im się, że mogą robić, co chcą — i że tak
hałasują, że można zwariować. Skaczą po kanapach, w pokoju grają w piłkę,
włóczą się bez pozwolenia po ulicach i tak strasznie drą ubrania, że niedługo
chodzić będą chyba tak jak Murzyni. Ten pan mówił jeszcze inne rzeczy, ale

Powered by MyScript