Niech wie, że w Moim sercu nie ma ani urazy, ani pogardy dla jego ojca. Jedynie litość. Przyszedłem i czekałem. Wiedziałem, że to czekanie jest daremne. [Przyszedłem] jednak, aby pewnego dnia jego syn nie powiedział Mi: “O! Dlaczego nie przyszedłeś?” Przyszedłem powiedzieć mu, że wszystko jest bezużyteczne, kiedy serce zamyka się w niechęci. Przyszedłem też, by przynieść pociechę dobrej osobie w tej rodzinie. Ona cierpi z powodu rozłamu w rodzinie, podobnego do rozcięcia nożem wiązki włókien... Niech jednak ten syn jak i ta dobra matka trwają w przekonaniu, że Ja nie odpowiadam niechęcią na niechęć. Szanuję uczciwość podeszłego w latach wierzącego, który jest wierny, pomimo zniekształceń swej wiary w tym punkcie, w którym pozostała [zniekształcona] jego religia aż to tej godziny. Tak wielu jest podobnych do niego w Izraelu... Dlatego też powiadam wam: lepiej przyjmą Mnie poganie niż synowie Abrahama. Ludzkość zdeformowała pojęcie Zbawiciela i zniżyła nadprzyrodzoną godność królewską do ubogiego wyobrażenia ludzkiego panowania. Muszę rozłupać twardą skorupę judaizmu, przekłuć ją, zranić, aby dojść do samej głębi i zanieść – tam gdzie jest dusza judaizmu – zalążek nowego Prawa. O! Ileż w tym prawdy, że Izrael, który wzrósł wokół żywotnego jądra Prawa Synaju, stał się podobny do ogromnego owocu. Jego miąższ – o coraz bardziej włóknistych i coraz twardszych warstwach – chroni od zewnątrz skorupa tak trudna do przeniknięcia, że uniemożliwia nawet wydostanie się nasienia. A jednak Przedwieczny osądził, że nadeszła chwila stworzenia nowego drzewa wiary w Boga Jednego i Trójosobowego. Aby wola Boga się spełniła i aby judaizm stał się chrześcijaństwem, muszę przecinać, przekłuwać i przenikać. Muszę dojść do samego jądra i ogrzać je Moją miłością, aby się przebudziło, napęczniało, wykiełkowało i aby wzrastało, wzrastało, wzrastało i stało się potężnym drzewem chrześcijaństwa – religią doskonałą, wieczną, boską. Jednak zaprawdę powiadam wam, że judaizm pozwoli się przeniknąć jedynie w jednym wypadku na sto. Dlatego właśnie nie uważam za skazanego na potępienie tego Izraelity, który Mnie nie chce i nie chce Mi dać syna. Mówię więc do syna: nie płacz nad ciałem i krwią, cierpiącymi z powodu odrzucenia przez ciało i krew, które je zrodziły. Mówię ci też: nie płacz z powodu ducha. Twoje cierpienie – bardziej niż wszystko inne – przynosi korzyść twojemu duchowi i duchowi twego ojca, który nie rozumie i nie widzi. I dodaję jeszcze: nie czyń sobie wyrzutów z tego powodu, że należysz bardziej do Boga niż do twego ojca. Wszystkim wam powiadam: Bóg jest kimś więcej niż ojciec, niż matka, niż bracia. Nie przyszedłem połączyć ciała i krwi na sposób ziemski, lecz – duchowy i niebiański. Muszę więc oddzielać to, co jest ciałem i krwią, aby wziąć ze Sobą ducha zdolnego wznieść się z tej ziemi na wysokość Niebios i uczynić z niego sługę Nieba. Przyszedłem więc wezwać ‘silnych’ i uczynić ich jeszcze silniejszymi, bo to z ‘silnych” złożona jest armia łagodnych – łagodnych dla braci, a silnych wobec swego własnego ja oraz rodzinnych więzów krwi. Nie płacz, kuzynie. Twoje cierpienie, zapewniam cię, pracuje przed Bogiem na korzyść twego ojca, twoich braci. [Przynosi korzyść] bardziej niż jakiekolwiek słowo, nie tylko twoje, lecz nawet Moje. Słowo bowiem nie wchodzi tam, gdzie uprzedzenie stawia przeszkody, wierz w to. Jednak wchodzi Łaska. Ofiara to magnes, który przyciąga łaskę. Zaprawdę powiadam wam, że kiedy wzywam kogoś do Boga, nie ma bardziej wzniosłego posłuszeństwa od odpowiedzi danej na to wezwanie. Trzeba odpowiedzieć, nie zatrzymując się i nie zastanawiając się, co zrobią inni, jak zareagują na naszą odpowiedź na to wezwanie. Nie należy zatrzymywać się nawet po to, by pochować ojca. Za ten heroizm zostaniecie wynagrodzeni. Nagroda przeznaczona jest nie tylko dla was samych, ale i dla tych, od których się oddzielacie z jękiem pochodzącym z serca; dla tych, których słowa uderzają was mocniej niż policzek, bo oskarżają was o to, że jesteście niewdzięcznymi synami, i przeklinają was w swym egoizmie, jakbyście byli buntownikami. Nie. Nie buntownikami [jesteście... lecz] świętymi. Pierwszymi wrogami powołanych są [często] członkowie ich rodzin. Trzeba więc umieć odróżniać miłość od miłości i kochać w sposób nadprzyrodzony. Trzeba powiedzieć sobie, że należy bardziej kochać Nauczyciela [uczącego] o tym, co nadprzyrodzone, niż sługi tego Nauczyciela. Trzeba kochać rodziców w Bogu, a nie bardziej niż Boga.» Jezus kończy mówić i wstaje. Podchodzi do Swego kuzyna, który spuściwszy głowę z trudem opanowuje łzy. Głaszcze go «Judo... Ja opuściłem Matkę dla wypełnienia Mojej misji. Niech to odejmie ci wszelką wątpliwość co do prawości twego postępowania. Gdyby to nie było działaniem dobrym, czy mógłbym to uczynić Mojej Matce, która – pomijając wszystko inne – nie ma nikogo prócz Mnie?» Juda przesuwa dłoń Jezusa po swej twarzy i potwierdza kiwając głową. Jednak nie potrafi nic więcej powiedzieć. «Chodźmy we dwójkę, całkiem sami, jak wtedy gdy Alfeusz uważał Mnie za najrozsądniejszego chłopca w Nazarecie. Zaniesiemy mu te piękne kiście złocistych [winogron], żeby nie myślał, że go opuszczam i że jestem mu wrogiem. Sprawi to też radość twej matce i Jakubowi. Powiem mu, że jutro będę w Kafarnaum i że jego syn cały należy do niego. Wiesz, starzy [ludzie] są jak dzieci: są zazdrośni. Wyobrażają sobie ciągle, że się ich lekceważy. Trzeba ich zrozumieć...» Jezus odchodzi, pozostawiając w ogrodzie uczniów, którzy milczą przejęci z powodu ujawnienia cierpienia i niezrozumienia [istniejącego] między ojcem i synem ze względu na Jezusa. Maryja towarzyszy Jezusowi aż do drzwi i powraca z bolesnym westchnieniem.
|